48 mld PLN to dużo, a nie mało
Minister finansów mówił w telewizji, że tegoroczny deficyt sięgnie „48 - 49 miliardów złotych”. Ta liczba robi bardzo dobre wrażenie, bo jest wyraźnie niższa od początkowych założeń. Zresztą sam minister mówił o tym, w kategoriach wydarzenia historycznego. Ale w 2016 dziura sięgała tylko 44,7 mld PLN, a w 2015 46,2 mld PLN.
Deficyt sektora finansów publicznych dane: GUS
Także jeśli porównamy te deficyty do wartości PKB w danym roku, to szykuje się lekkie pogorszenie. W 2016 deficyt w całym sektorze finansów publicznych sięgał 2,4 procent PKB.
Dziś oczywiście nie wiemy jakie będzie PKB na koniec tego roku, ale na półrocze jego wartość przekroczyła 1,9 biliona złotych. Z grubsza można zakładać, że na koniec roku będziemy mieć PKB w okolicach 1,95 biliona PLN. Czyli 48-49 mld PLN deficytu to będzie 2,5 procent PKB. Minimalnie, ale jednak więcej niż w 2016.
Aby deficyt został na poziomie 2,4%, PKB musiało by urosnąć do 1,98 bln PLN, czyli o 7 procent. Aż tak dobrze ze wzrostem raczej nie będzie.
Deficyt sektora finansów publicznych, w procentach PKB dane: GUS
Dlatego dla mnie słowa wicepremiera brzmią pesymistycznie. Albo więc wicepremier jest super ostrożny, a przy okazji stara się tak kreować oczekiwania, aby móc pozytywnie zaskoczyć na koniec roku, albo już wkrótce czeka nas w finansach publicznych znaczne powiększenie dziury.
Oczywiście zawsze jest tak, że dziura w budżecie rośnie znacząco w grudniu, bo na koniec roku księguje się całą masę wydatków związanych z inwestycjami. W grudniu też rząd często realizuje wydatki przyszłoroczne – jeśli w kończącym się roku ma jeszcze „miejsce” na dodatkowe wydatki, to w ten sposób automatycznie zmniejsza sobie kwotę, którą musi wydać w roku kolejnym.
Ale z tego co mówi wicepremier Morawiecki wynika, że tym razem końcówka roku może być naprawdę piorunująca.
Jest dobrze, ale powinno być lepiej
Co ważne: nie chodzi mi o to, że dziura na poziomie 2,5% PKB to zły wynik. Trzeci rok z rzędu z deficytem w okolicach tego poziomu to pierwsze takie osiągnięcie w historii III RP.
Ale polski deficyt w finansach publicznych spada z roku na rok, systematycznie od 2013 roku. To bardzo dziwne, że po czterech latach spadku ma urosnąć akurat w momencie, w którym mamy w końcu naprawdę szybki wzrost gospodarczy.
Dotychczas dziura w finansach rosła nam głównie wtedy, gdy wchodziliśmy w jakiś kryzys, tak jak w 2008/2009 (Lehman Brothers), albo w 2013 (recesja w euro po bankructwie Grecji), ale nie wtedy gdy PKB rosło tak jak dzisiaj – o 4 procent, albo i szybciej.
Sytuacja w finansach publicznych z pewnością wciąż jest dobra, ale w morzu zachwytów łatwo przegapić to, że przecież mogłaby być ona (a może nawet powinna) jeszcze lepsza. No chyba, że wicepremier Morawiecki przesadza z ostrożnością i deficyt na koniec roku okaże się jednak znacznie mniejszy, czego jemu, sobie i wszystkim życzę.