Projekt nowelizacji ustaw o podatkach dochodowych PIT, CIT i ryczałcie liczy przeszło 60 stron. Jest w nim trochę rozwiązań korzystnych dla podatników. Ale tylko dla wybranych grup. Są nowe podatki. I dalsze dokręcanie podatkowej śruby pod hasłem uszczelniania podatków.
Z początkiem przyszłego roku w górę ma pójść kwota wolna od podatku. Z 6600 do 8000 zł. O powszechnej podwyżce kwoty wolnej obiecanej przez PiS i Andrzeja Dudę nie mamy jednak co marzyć. Z podwyżki zaproponowanej teraz przez rząd skorzystają nieliczni. Osoby z niskimi dochodami.
- Jednocześnie przewidziano utrzymanie degresywnej kwoty wolnej od podatku dla dochodów stanowiących podstawę opodatkowania przekraczającą 8000 zł, ale nieprzekraczającą 13000 zł oraz dla dochodów stanowiących podstawę opodatkowania przekraczającą 85 528 zł, lecz nieprzekraczającą 127 000 zł. Nie zmieni się kwota wolna od podatku dla dochodów, stanowiących podstawę opodatkowania, przekraczających 13 000 zł oraz nieprzekraczających 85 528 zł - wyjaśnił rząd.
Inaczej mówiąc: kwota wolna dla osób z nieco wyższymi dochodami będzie maleć wraz z ich wzrostem, a osoby z wysokimi dochodami kwoty wolnej mieć nie będą wcale. Większość podatników, czyli średniacy, będą mieli tak jak dotąd 3091 zł kwoty wolnej od dochodu.
- Korzyść z podwyższenia kwoty wolnej odczują szczególnie osoby, które uzyskują niewielkie dochody np. z umów zlecenia czy emerytur i rent - przyznaje Ministerstwo Finansów.
Dziś twórcy, artyści, dziennikarze mają prawo do preferencyjnego odliczenia kosztów uzyskania przychodu. To odliczenie jest wyższe niż u innych podatników i sięga 50 proc. przychodu. Kiedyś ta preferencja obejmowała cały przychód twórców, artystów i dziennikarzy. Płacili oni podatek od połowy swoich dochodów. W czasach rządów PO-PSL i walki z nadmiernym deficytem w finansach państwa wprowadzono ograniczenie odliczenia kosztów. Twórca może do nich zaliczyć 50 proc. swoich rocznych przychodów, jednak nie więcej niż 42764 zł. Powyżej tej kwoty żadne odliczenie kosztów już mu nie przysługuje.
Limit ten chcieli znieść posłowie Kukiz’15 i Platformy Obywatelskiej, ale Sejm, głosami PiS wyrzucił ich projekty w tej sprawie do kosza. Teraz rząd proponuje wyższą ulgę dla artystów, twórców i dziennikarzy. Limit odliczenia kosztów jednak pozostaje, ale ma być wyższy o 100 proc. niż dziś, czyli wyniesie 85528 zł.
Ta zmiana zaboli osoby, które wynajmują po kilka mieszkań, albo drogie nieruchomości. Dziś najem prowadzony poza działalnością gospodarczą może być opodatkowany na dwa sposoby: na tak zwanych zasadach ogólnych, czyli według skali podatkowej ze stawkami 18 i 32 proc. oraz ryczałtem ewidencjonowanym ze stawką 8,5 proc. Rząd chce to zmienić.
Zaproponował ograniczenie stosowania stawki ryczałtu 8,5 proc. do przychodów z najmu nieprzekraczających rocznie 100 tys. zł. Nadwyżka przychodów ponad ten limit objęta ma być nową stawką ryczałtu w wysokości 12,5 proc.
- Rozwiązanie to pozwoli ograniczyć stosowanie preferencyjnej stawki opodatkowania tylko do podatników, którzy takie przychody traktują jako dodatkowe źródło dochodów - przekonuje rząd.
Limit 100 tys. zł będzie dotyczył będzie łącznie małżonków, między którymi istnieje wspólność majątkowa.
Przykra niespodzianka czeka też właścicieli nieruchomości komercyjnych czyli m.in. galerii i centrów handlowych, domów towarowych i biur. Ich właściciele będą oddawać fiskusowi co miesiąc 0,035 proc. wartości swojego obiektu jeśli jest ona wyższa niż 10 mln zł. - W praktyce podatek ten obejmie dużych podatników, prowadzących działalność gospodarczą na dużą skalę - twierdzi rząd.
Podatek i tak ma być trochę niższy niż pierwotnie zakładał. W pierwszej wersji projektu mowa była o podatku w wysokości 0,042 proc. wartości początkowej obiektu.
Dolegliwość nowego podatku ma łagodzić możliwość jego odliczenia od zwykłego podatku CIT. Jeśli więc galeria czy biurowiec płacą CIT, to obniżą go o kwotę nowego podatku. Ten uderzy więc we właścicieli tych obiektów, którzy podatku nie płacą, bo mają straty, albo płacą mało, bo zarabiają niewiele. Ministerstwo Finansów uważa, że straty lub niskie dochody, to efekt działań optymalizujących zobowiązania wobec fiskusa, czyli na przykład sztuczne zwiększanie kosztów. Nowy podatek ma więc być czymś na kształt podatku minimalnego, który zapłacą właściciele biurowców i galerii. Jeśli nie płacą podatku dochodowego, to zapłacą przynajmniej podatek od wartości początkowej swoich obiektów. Już dziś płacą od nich podatek od nieruchomości, ten jest jednak dochodem gmin na terenie, których stoi dany obiekt. Podatek od nieruchomości oczywiście nie zniknie.
- To zmiana reguł w trakcie gry. Próba dociążenia właścicieli galerii i biurowców nowym podatkiem, niejako wstecz, od już funkcjonujących obiektów. Ministerstwo Finansów nie zastanawia się czy przynoszą one dochody. Gdyby dotyczyło to tylko galerii czy biurowców, które powstaną po wprowadzeniu tego podatku, reguły gry byłyby jasne. Właściciel mógłby wkalkulować ten podatek w swój plan biznesowy. I wejść w inwestycję lub a niej zrezygnować i nie inwestować swoich pieniędzy. Tu takiej możliwości nie ma - komentował prawnik, z którym rozmawialiśmy o projekcie.
Projekt przewiduje też podwyższenie z 3500 do 10000 zł limitu wartości środków trwałych lub wartości niematerialnych i prawnych, umożliwiającego jednorazowe zaliczenie wydatków na nabycie tych środków lub wartości do kosztów uzyskania przychodów. - Obecnie obowiązujący limit nie był aktualizowany od kilkunastu lat, a skumulowana inflacja wyniosła w tym czasie ok. 42 proc. - twierdzi rząd. - Podniesienie tego limitu powinno zachęcić podatników, zwłaszcza mikro-, małych i średnich przedsiębiorców do zwiększania wydatków inwestycyjnych - przekonuje.
- Zasadniczym celem nowelizacji przepisów ustawowych jest uszczelnienie systemu podatku dochodowego od osób prawnych - nie kryje jednak rząd. - Chodzi o zapewnienie powiązania wysokości płaconego podatku przez duże przedsiębiorstwa z faktycznym miejscem uzyskiwania przez nie dochodu. To kolejny krok w kierunku odbudowania dochodów państwa, w tym zwłaszcza dochodów z podatku CIT - dodaje.
Pomysłów jest tu dużo. Jednym z nich jest wprowadzenie limitów wysokości kosztów uzyskania, które firma może sobie odliczyć w związku z umowami o prawa niematerialne. Chodzi na przykład o umowy licencyjne, usługi doradcze, prawne i księgowe czy badania rynku. Krótko mówiąc o te sytuacje, w których trudno ustalić rynkową wartość usługi czy umowy i w związku z tym, stosunkowo łatwo można zawyżyć poziom kosztów, a tym samym obniżyć podatek.
Innym z pomysłów jest oddzielanie przychodów z zysków kapitałowych z dochodami z innych źródeł, po to, by jedne nie wpływały na obniżenie zobowiązań z drugich. Inaczej mówiąc, chodzi o to, by straty ze źródeł kapitałowych nie obniżały zysków ze zwykłej działalności firmy. Oba typy dochodów będą opodatkowane tą samą stawką podatku. Ale oddzielnie.
Nowe przepisy mają też uniemożliwiać kompensowanie, sztucznie kreowanych strat na operacjach finansowych, z dochodem z prowadzonej działalności gospodarczej.
Teraz projekt trafił do Sejmu. Wszystkie zmiany mają wejść w życie z początkiem 2018 r.