Ministerstwo Rozwoju obiecywało, że przedsiębiorcy, których miesięczne przychody nie przekraczają 2,5 krotności minimalnego wynagrodzenia będą płacić mniejszy ZUS. Na „Małe przychody – mały ZUS” czeka kilkaset tysięcy drobnych przedsiębiorców z całej Polski. Skutkiem takiej zmiany w przepisach byłoby obniżenie stałych kosztów ponoszonych przez małe, jednoosobowe firmy i, oczywiście, mniejsze przychody ZUS.
Ustawa, o której rychłym (początkowo od stycznia 2018) wejściu w życie jeszcze w lipcu mówiła wiceminister Jadwiga Emilewicz, najwyraźniej ma jednak większe problemy, z przebiciem się przez rządowo-sejmowe tryby. W sierpniu bowiem pojawił się już nowy termin - 2019 r.
Sam projekt został przedłożony do konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych w kwietniu bieżącego roku i miał trafić pod obrady we wrześniu. Tymczasem pod koniec września pojawiły się nieoficjalne informacje, że projekt nie wejdzie w życie – twittował o tym Łukasz Kozłowski, członek rady nadzorczej ZUS i ekspert ekonomiczny Pracodawców RP.
W zamian pojawiła się inna propozycja, która wysokość składki na ubezpieczenia społeczne uzależnia od stażu działalności gospodarczej. Na Radzie Dialogu Społecznego Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zaproponowało tzw. wydłużony pas startowy – oznaczałoby to zwolnienie ze składek przez pierwszych 6 miesięcy oraz stopniowe ich zwiększanie – od 7 do 30 miesiąca wynosiłyby 30 proc. minimalnego wynagrodzenia, a od 31 do 42 miesiąca 60 procent. Takie informacje podał portalowi money.pl Łukasz Kozłowski.
W zamian więc za projekt, który na stałe ulżyłby małym firmom, pojawia się propozycja, która pomaga na starcie. Nie zmieni to jednak faktu, że byłoby, jak z abonamentem za kablówkę – w promocji tanio, potem drogo. Tylko tu nie będzie jak przedłużyć umowy.
Niektórzy mogą się czuć wyprowadzeni w pole. Zmiana w postaci „małego ZUS” dotyczyłaby bowiem każdego przedsiębiorcy spełniającego warunki. Model preferencji na starcie dotyczy tylko tych, którzy zaczynają swoją przygodę z biznesem.