Piątek 13-go nie był taki znów pechowy dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, bo właśnie tego dnia podpisane zostało porozumienie między ZUS, a działającymi w Zakładzie związkami zawodowymi. Porozumienie zakończyło spór zbiorowy, którego nierozwiązanie groziło strajkiem i nieprzyjemnym w skutkach paraliżem ZUS.
Spór zbiorowy w ZUS ciągnął się od czerwca, gdy pracownicy zaczęli domagać się podwyżek w wysokości 700 złotych. Ostatecznie obie strony doszły do porozumienia, w którym, według doniesień medialnych, potwierdzono wcześniejsze podwyżki – 150 zł brutto od stycznia 2017 i 200 złotych brutto od sierpnia 2017 oraz obiecano wypłatę nagród dla pracowników. Nagrody mają wynosić od 1000 do 1500 złotych, w zależności od stażu zatrudnienia. Pieniędzy tych nie otrzymają pracownicy, którzy byli karani w ostatnim czasie. Co jest zrozumiałe, bo trudno, by nagradzać kogoś, kto źle wykonuje swoją pracę.
Pracownicy ZUS domagali się podwyżek z powodu niskich zarobków. Jak przyznawała w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” prezes Gertruda Uścińska, 52 procent pracowników ZUS zarabiało między 2 tys. a 3080 złotych brutto miesięcznie. Biorąc pod uwagę odpowiedzialność wiążącą się z pracą w Zakładzie, to niewielkie wynagrodzenia, szczególnie w kontekście faktu, że obniżenie wieku emerytalnego wiąże się z większą ilością pracy dla urzędników ZUS.
Z zakończenia sporu w ZUS mogą się cieszyć osoby wybierające się na emeryturę i planujące złożyć wniosek o jej przyznanie. W tym roku, w związku z obniżeniem wieku emerytalnego liczba wniosków jest znacząco większa niż zazwyczaj, więc i bez groźby strajku Zakład Ubezpieczeń Społecznych ledwo nadąża z procesowaniem wpływających dokumentów. Gdyby zaczął się strajk, opóźniłoby się przyznawanie emerytur.
+++