Ostrzeżenie EASA to oczywiście pokłosie afery, który wybuchła w zeszłym tygodniu. Firma Kobe Steel przyznała wówczas, że przez lata (proceder mógł trwać nawet ponad 10 lat) fałszowała wyniki testów dotyczących trwałości i wytrzymałości produktów z miedzi i aluminium.
Odbiorcami produktów Kobe jest mnóstwo koncernów motoryzacyjnych, a także producenci pociągów, samolotów czy rakiet kosmicznych. Produkty niespełniające wymogów jakościowych miały trafić m.in. do Airbusa, Boeinga, Toyoty, Subaru, Mazdy, Mitsubishi, Hondy, Forda, General Motors czy Daimlera. Chodzi zarówno o materiały do produkcji karoserii, jak i silników czy śmigieł.
Łącznie, afera z materiałami ze sfałszowanymi certyfikatami od Kobe Steel może dotykać nawet ok. 500 firm. Choć na razie nie ma informacji o zagrożeniu bezpieczeństwa kierowców czy pasażerów samolotów, Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego wydała ostrzeżenie w celu „podniesienia świadomości problemu w europejskim przemyśle lotniczym”.
W biuletynie dot. bezpieczeństwa (tzw. Safety Information Bulletin) EASA apeluje do firm z branży, aby te, do czasu określenia skali problemu z materiałami od Kobe Steel i ich wpływu na bezpieczeństwo, nie korzystały z produktów od japońskiej spółki i wybierały innych dostawców. EASA zasugerowała też, aby wszystkie firmy „wnikliwie przeanalizowały” swoje łańcuchy dostaw pod kątem sprawdzenia, czy i kiedy korzystały z produktów Kobe Steel.
Agencja dodała, że jest w ciągłym kontakcie z władzami Japonii w kwestii afery. Także amerykański Departament Sprawiedliwości wystąpił już od Kobe z żądaniem udostępnienia dokumentów o skandalu.
Sugeruje się, że odszkodowania i spory sądowe mogą kosztować japońską spółkę nawet 900 mln dolarów. Może się okazać, że Kobe Steel będzie musiało sprzedać kluczowe części swojego biznesu, aby nie zbankrutować.
Od wybuchu afery, kurs Kobe Steel na japońskiej giełdzie spadł o ok. 40 proc.
kurs Kobe Steel źródło: investing.com
***