Długo ustalanego dokumentu nie poparły Polska, Węgry, Litwa i Łotwa. Trzy inne państwa, Wielka Brytania, Irlandia i Chorwacja, wstrzymały się od głosu. Reszta zagłosowała „za” – w tym połowa Grupy Wyszehradzkiej – Czechy i Słowacja.
Grupa Wyszehradzka przyjechała na posiedzenie Rady UE ze wspólnym stanowiskiem, dlatego rozczarowania z rozłamu nie kryła Elżbieta Rafalska, która reprezentowała Polskę na rozmowach.
- Oczywiście, że jestem zawiedziona, że Grupie Wyszehradzkiej nie udało się utrzymać spójności i że nie można było wypracować wspólnego stanowiska, które pokazałoby wspólnotę naszych działań, ale tak się w polityce zdarza i takie sytuacje mnie już bardzo nie zaskakują - mówiła dziennikarzom minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Elżbieta Rafalska podkreślała też, że negocjacje były trudne.
Przywódcy Grupy Wyszehradzkiej Bohuslav Sobotka, Viktor Orban, Robert Fico i Beata Szydło w Brukseli z przewodniczącym KE Jean-Claude Junckerem Fot. Virginia Mayo / AP Photo
O ten rozłam pytana była też premier Beata Szydło.
- Grupa Wyszehradzka ma się bardzo dobrze i myślę, że jest coraz bardziej skuteczna - mówiła w rozmowie z dziennikarzem TVN24. - To że my się nie zgadzamy we wszystkich kwestiach nie jest niczym nowym - twierdzi premier.
- Jest jeden-jeden, w tej chwili są zapisy, które udało nam się włożyć i one poprawiają te propozycje, które były przez Francję zgłoszone, natomiast nie wszystko oczywiście nas satysfakcjonuje, co jest rzeczą naturalną - mówiła Beata Szydło.
Propozycje zmian w wynagradzaniu pracowników delegowanych pojawiły się w ubiegłym roku, a najmocniej naciskała na nie Francja. Prezydent Emmanuel Macron określał takie praktyki mocno „dumpingiem socjalnym”, a latem odbył nawet w tej sprawie swoiste tournee po naszym regionie Europy, odwiedzając kilka krajów, w tym Czechy i Słowację, ominął jednak Polskę i Węgry. Dokument, który przyjęła Rada UE w poniedziałek, jest znacznie bliższy pomysłowi Macrona niż propozycji, którą forsowała Polska.
Emmanuel Macron Fot. Geert Vanden Wijngaert / AP Photo
Pracownik delegowany to taki, którego na przykład polska firma wysyła do pracy za granicę, na przykład do Francji. Teraz taki pracownik musi dostawać lokalną pensję minimalną - czyli taką, jaka obowiązuje w tym przykładzie we Francji. Pozostałe koszty pracy, jak składki na ubezpieczenia zdrowotne, emerytalne itp., odprowadzane są już według polskich stawek. To sprawia, że koszty pracodawcy francuskiego są niższe, więc zachęca do zatrudniania takich pracowników z Polski.
Zgodnie z przyjętym dokumentem, delegowanie pracowników będzie ograniczone do roku, z możliwością przedłużenie o kolejnych sześć miesięcy na „uzasadniony wniosek” (nie ustalono jeszcze do końca, jak miałby taki wniosek wyglądać). Pierwotna propozycja Komisji Europejskiej zakładała ograniczenie delegowania do dwóch lat, prezydent Francji zażądał roku, a Polska oczywiście nie chciała żadnych ograniczeń czasowych. Wypracowane rozwiązanie wydaje się być bardziej zbliżone do oczekiwań Emmanuela Macrona.
Polska chciała też, żeby dyrektywa nie odnosiła się do transportu, którego chyba najmocniej dotyczy delegowanie polskich pracowników. Nie do końca się to udało, bo wprawdzie w dokumencie Rady UE nie ma tej branży transportowej, ale zasady jej dotyczące mają zostać wypracowane w kolejnych dyrektywach.
Nie udało się nam też przeforsować zasady, by nie brane były pod uwagę krótkie okresy delegowania.
Część ustaleń jest jednak dla Polski korzystna. To przede wszystkim okres przejściowy między uchwaleniem nowej dyrektywy a momentem, kiedy zacznie obowiązywać. W tym przypadku ustalono go na cztery lata, to znacznie dłużej, niż zwykle się stosuje (przeważnie są to dwa lata). Dzięki temu polskie firmy będą mieć więcej czasu na dostosowanie się do nowego prawa. Korzystne dla Polski jest też podtrzymanie obecnej zasady, zgodnie z którą koszt zakwaterowania, wyżywienia i transportu wypłacane są według przepisów państwa wysyłającego pracownika.
Stanowisko Rady UE to nie koniec. Teraz nastąpią negocjacje z Parlamentem Europejskim, który też musi się zgodzić na zmiany. Jeśli dyrektywa zostanie przyjęta w przyszłym roku, w życie wejdzie w 2022 r.
Pracownicy delegowani to w Unii – według danych za 2014 rok – blisko 2 mln osób. To mniej niż 1 proc. zatrudnionych w Unii. Silną grupą są tu Polacy, według szacunków to około 460 tys. osób.
+++