Mikołaj Fidziński, next.gazeta.pl: Kilka miesięcy temu zaskoczył Pan słowami o tym, aby coś wreszcie zrobić z ustawą frankową, że lepiej ją przyjąć w jakiejkolwiek postaci niż aby pozostawała niepewność. Podtrzymuje Pan to stanowisko?
Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego: Tak. Przy czym dzisiaj zakładam, że jednak do końca roku będziemy mieli regulacje w tym zakresie.
MF: Będzie to ustawa zakładająca stworzenie Funduszu Restrukturyzacyjnego i zmiany w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców?
BB: Tak zakładam. Oczywiście, różnimy się jeszcze w szczegółach. Tak jak mówiłem: „przegadajmy szczegóły i ustalmy to”. Nie utrzymujmy niepewności. Ta niepewność dzisiaj nie służy już nikomu. Nie służy kredytobiorcom, nie służy bankom, nie służy wizerunkowi Polski, nie służy też kręgom politycznym.
MF: A „ustawa spreadowa”? Według Pana przejdzie?
BB: W moim przekonaniu „ustawa funduszowa” adresuje najważniejsze problemy, które powstały w wyniku powstania rynku kredytów frankowych w Polsce.
MF: Jeszcze parę lat temu ta presja na banki „frankowe” ze strony polityków była znacznie większa, to zagrożenie polityczne wydaje się teraz zdecydowanie mniejsze…
BB: Summa summarum wciąż są dyskusje dotyczące ekonomiki regulacji frankowych, ale myślę, że zeszliśmy w nich do poziomu racjonalności.
MF: Ale widać schodzenie z tonu w sprawie franków. Najpierw była mowa o przewalutowaniu po kursie zaciągnięcia kredytu, potem po kursie sprawiedliwym. Teraz okazuje się, że banki nawet spreadów zapewne nie będą zwracać, tylko będą się dorzucać do funduszu restrukturyzacyjnego i negocjować z klientami. Może bankom opłacałoby się nadal „nie robić nic”, a kolejne propozycje byłyby jeszcze mniej uciążliwe?
BB: Być może ktoś tak myśli. Ale ja nie.
MF: Dziękuję za rozmowę.
BB: Dziękuję.
ING Bank Śląski wcale nie kryje, że jemu łatwiej nalegać na przyjęcie regulacji frankowych niż innym bankom. Wszystko dlatego, że portfel kredytów w tej walucie w ING Banku Śląskim jest wielokrotnie niższy niż np. w PKO Banku Polskim, mBanku, Banku Millennium czy Banku Zachodnim WBK. ING udzielał kredytów frankowych tylko przez 7 miesięcy w 2008 r., wcześniej długo „bronił się” przez presją ze strony konkurencji, która rozdawała kredyty we frankach na lewo i prawo.
Z drugiej strony, ING też franki trochę bolą. Bank przekonał się o tym m.in. na początku 2017 r., gdy Komisja Nadzoru Finansowego zaleciła mu zatrzymanie całego zysku i niewypłacanie dywidendy.
Jakie propozycje frankowe są obecnie „na stole”? Nie ma już śladu ani po bardzo daleko idących zapowiedziach prezydenta Dudy z kampanii wyborczej („Uważam, że te kredyty mogłyby być przewalutowane według kursu, po jakim były brane” - mówił wówczas), ani po projekcie ustawy (pokazanym w styczniu 2016 r.) zakładającej przewalutowania po tzw. kursie sprawiedliwym. Coraz więcej wskazuje na to (co potwierdzają słowa prezesa ING Banku Śląskiego), że także projekt tzw. „ustawy spreadowej”, który od roku analizuje sejmowa podkomisja frankowa, trafi do kosza. "Ustawa spreadowa" nakazałaby bankom zwrot części kosztów pobranych od klientów wskutek stosowania zbyt wysokiego kursu franka, w porównaniu do rynkowego, do przeliczania kwoty kredytu i konkretnych rat.
Aktualnie największe szanse na wejście w życie ma tzw. „ustawa funduszowa”, pokazana przez Kancelarię Prezydenta w sierpniu br. Jej projekt zakłada utworzenie tzw. Funduszu Restrukturyzacyjnego. Każdy bank co kwartał miałby do niego „wrzucać” 0,5 proc. wartości bilansowej portfela kredytów walutowych (rocznie cały sektor wyłożyłby ok. 3,2 mld zł). Przez pół roku składka danego banku miałaby służyć wyłącznie jemu - tzn. gdyby bank „odwalutował” frankowiczom czy posiadaczom innych kredytów walutowych ich zobowiązania, to mógłby sobie z wpłaconej składki „zrefundować” różnicę bilansową między wartością kredytów przed i po restrukturyzacji. Do pośpiechu ma motywować fakt, że składka „niewykorzystana” przez pół roku trafi do wspólnej puli, i będą mogły z niej skorzystać inne banki.
Projekt zakłada również zmiany w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców tak, aby był on łatwiej dostępny. Z FWK mogą obecnie skorzystać osoby nieradzące sobie ze spłatą kredytu. Pomoc polega na tym, że Fundusz za kredytobiorcę pokrywa 18 rat, maksymalnie w kwocie 1,5 tys. zł, a ten potem tę pomoc (nieoprocentowaną) Funduszowi przez następnych 8 lat po trochu zwraca. W wersji Dudy pomoc Funduszu ma być rozłożona nawet na 36 miesięcy, dotyczyć rat nawet do 2 tys. zł, a kredytobiorcy dostaliby na zwrot wsparcia nawet 12 lat. Ponadto poluzowane mają zostać kryteria dostępu do wsparcia z Funduszu, które dziś sprawiają, że z FWK w zasadzie nikt nie korzysta.
Projekt Dudy zakłada też, że z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców wypłacona mogłaby zostać jednorazowa, nieoprocentowana pożyczka dla osób, które sprzedadzą swoje mieszkanie, ale środków ze sprzedaży nie wystarczyłoby im na całkowitą spłatę kredytu walutowego (spłata takiej pożyczki również odbywałaby się przez maksymalnie 12 lat). To właśnie problem wielu frankowiczów - ich zadłużenie w przeliczeniu na złote bywa nadal znacznie wyższe od wartości mieszkania, a to uniemożliwia jego sprzedaż. Rozwiązanie zaproponowane przez prezydenta mogłoby tę kwestię rozwiązać.
***