Piątkowym głosowaniom nad podatkami towarzyszyła dość burzliwa dyskusja. - Jak coś daje miliard do budżetu, musi być podwyżką – przekonywał Jakub Kulesza z Kukiz'15. - Ta ustawa to podwyżka podatków – stwierdził kategorycznie.
Ta opinia wyraźnie nie spodobała się rządowi. – Rząd nie podnosi podatków. Za pomocą tej nowelizacji likwidujemy luki w systemie podatkowym – przekonywał wiceminister finansów Paweł Gruza.
Rzeczywiście nowelizacja naszpikowana jest przepisami, które mają uszczelnić system i utrudnić unikanie podatków. Są też jednak przepisy, które podnoszą podatki.
Zła wiadomość dla właścicieli nieruchomości komercyjnych czyli m.in. galerii i centrów handlowych, domów towarowych i biurowców. Zapłacą fiskusowi nowy podatek - co miesiąc 0,035 proc. wartości swojego obiektu jeśli jest ona wyższa niż 10 mln zł. - W praktyce podatek ten obejmie dużych podatników, prowadzących działalność gospodarczą na dużą skalę – przekonywał rząd.
To zmiana reguł w trakcie gry. Próba dociążenia właścicieli galerii i biurowców nowym podatkiem, niejako wstecz, od już funkcjonujących obiektów – krytykowała opozycja. Ale posłowie PiS cieszą się z nowego podatku. - Kończy się wreszcie czas, gdy wielkie galerie handlowe unikały płacenia podatków - komentowali.
Dolegliwość nowego podatku ma nieco złagodzić możliwość jego odliczenia od zwykłego podatku CIT. Jeśli więc galeria czy biurowiec płacą CIT, to obniżą go o kwotę nowego podatku. Ten uderzy więc we właścicieli tych obiektów, którzy podatku nie płacą, bo mają straty, albo płacą mało, bo zarabiają niewiele. Ministerstwo Finansów uważa, że straty lub niskie dochody, to efekt działań optymalizujących zobowiązania wobec fiskusa, czyli na przykład sztuczne zwiększanie kosztów. Nowy podatek ma więc być czymś na kształt podatku minimalnego, który zapłacą właściciele biurowców i galerii. - Jeśli nie płacą podatku dochodowego, to niech zapłacą przynajmniej podatek od wartości początkowej swoich obiektów – uznało Ministerstwo Finansów, które przygotowało projekt tych przepisów.
Już dziś właściciele galerii, centrów handlowych czy biurowców, płacą od nich podatek od nieruchomości. Ten jest jednak dochodem gmin na terenie, których stoi dany obiekt. Podatek od nieruchomości oczywiście nie zniknie.
Przykra niespodzianka czeka też na osoby, które wynajmują po kilka mieszkań, albo drogie nieruchomości. Dziś najem prowadzony poza działalnością gospodarczą może być opodatkowany na dwa sposoby: na tak zwanych zasadach ogólnych, czyli według skali podatkowej ze stawkami 18 i 32 proc. oraz ryczałtem ewidencjonowanym ze stawką 8,5 proc.
Od nowego roku to się zmieni. Stosowanie stawki ryczałtu 8,5 proc. zostanie ograniczone do przychodów z najmu nieprzekraczających rocznie 100 tys. zł. Nadwyżka przychodów ponad ten limit objęta będzie nową stawką ryczałtu w wysokości 12,5 proc.
- Rozwiązanie to pozwoli ograniczyć stosowanie preferencyjnej stawki opodatkowania tylko do podatników, którzy takie przychody traktują jako dodatkowe źródło dochodów – tłumaczył rząd.
Limit 100 tys. zł będzie dotyczył będzie łącznie małżonków, między którymi istnieje wspólność majątkowa.
W górę pójdzie za to z początkiem przyszłego roku kwota wolna od podatku. Z 6600 do 8000 zł. O powszechnej podwyżce kwoty wolnej obiecanej przez PiS i Andrzeja Dudę nie mamy jednak co marzyć. Z podwyżki zaproponowanej teraz przez rząd skorzystają nieliczni. Osoby z niskimi dochodami.
Opozycja nazywa te zmiany fikcyjnymi. Policzyła, że skorzystają z nich nieliczni, osoby z dochodami do 8000 rocznie. Zapisy te, jako "fikcyjne" podniesienie kwoty wolnej, piętnowali w toku prac parlamentarnych przedstawiciele opozycji. - Jeśli ktoś jest takim krezusem, że zarabia 13000 zł rocznie, będzie miał 3091 zł kwoty wolnej – wyliczał Paweł Grabowski z Kukiz'15. Kwota wolna w wysokości 3091 zł obowiązuje w Polsce od lat. Jest jedną z najniższych w Europie.
Na podwyżkę kwoty wolnej dla najsłabiej zarabiających muszą się zrzucać lepiej zarabiający podatnicy. - Przewidziano utrzymanie degresywnej kwoty wolnej od podatku dla dochodów stanowiących podstawę opodatkowania przekraczającą 8000 zł, ale nieprzekraczającą 13000 zł oraz dla dochodów stanowiących podstawę opodatkowania przekraczającą 85 528 zł, lecz nieprzekraczającą 127 000 zł. Nie zmieni się kwota wolna od podatku dla dochodów, stanowiących podstawę opodatkowania, przekraczających 13 000 zł oraz nieprzekraczających 85 528 zł – czytamy w uzasadnieniu ustawy.
Inaczej mówiąc: kwota wolna dla osób z nieco wyższymi dochodami będzie maleć wraz z ich wzrostem, a osoby z wysokimi dochodami kwoty wolnej mieć nie będą wcale. Większość podatników, czyli średniacy, będą mieli tak jak dotąd 3091 zł kwoty wolnej od dochodu.
- Korzyść z podwyższenia kwoty wolnej odczują szczególnie osoby, które uzyskują niewielkie dochody np. z umów zlecenia czy emerytur i rent - przyznał rząd.
Niższe podatki zapłacą twórcy, artyści, dziennikarze. Już dziś mają prawo do preferencyjnego odliczenia kosztów uzyskania przychodu. To odliczenie jest wyższe niż u innych podatników i sięga 50 proc. przychodu. Kiedyś ta preferencja obejmowała cały przychód twórców, artystów i dziennikarzy. Płacili oni podatek od połowy swoich dochodów. W czasach rządów PO-PSL i walki z nadmiernym deficytem w finansach państwa wprowadzono ograniczenie odliczenia kosztów. Twórca może do nich zaliczyć 50 proc. swoich rocznych przychodów, jednak nie więcej niż 42764 zł. Powyżej tej kwoty żadne odliczenie kosztów już mu nie przysługuje.
Od nowego roku to się zmieni. Limit odliczenia kosztów będzie wyższy o 100 proc. niż dziś, czyli wyniesie 85528 zł.
W uchwalonej w piątek przez Sejm ustawie znalazło się też dużo przepisów, które mają uszczelnić system podatkowy. Będą więc limity wysokości kosztów uzyskania, które firma może sobie odliczyć w związku z umowami o prawa niematerialne. Chodzi na przykład o umowy licencyjne, usługi doradcze, prawne i księgowe czy badania rynku. Krótko mówiąc o te sytuacje, w których trudno ustalić rynkową wartość usługi czy umowy i w związku z tym, stosunkowo łatwo można zawyżyć poziom kosztów, a tym samym obniżyć podatek.
Do tego dojdzie oddzielanie przychodów z zysków kapitałowych z dochodami z innych źródeł, po to, by jedne nie wpływały na obniżenie zobowiązań z drugich. Chodzi o to, by straty ze źródeł kapitałowych nie obniżały zysków ze zwykłej działalności firmy. Oba typy dochodów będą opodatkowane tą samą stawką podatku. Ale oddzielnie.
Nowe przepisy mają też uniemożliwiać kompensowanie, sztucznie kreowanych strat z operacjach finansowych, z dochodem z prowadzonej działalności gospodarczej.
Teraz projekt trafił do Senatu. To jednak formalność. W izbie wyższej parlamentu zdecydowaną większość mają bowiem senatorowie PiS. Potrzebny będzie też podpis prezydenta pod ustawą.
Nowe przepisy mają wejść w życie z początkiem przyszłego roku. Aby tak się stało muszą być ogłoszone w Dzienniku Ustaw przed końcem listopada.