Siarczan niklu to kluczowy składnik baterii litowo-jonowych. Popyt na ten związek wzrośnie o 50 procent, do 3 milionów ton w 2030 roku – uważa Saad Rahim, główny ekonomista Trafigura Group Pte., drugiego największego tradera metali na świecie.
Na razie w notowaniach niklu nie widać przyszłej bonanzy. Podczas gdy ceny innych metali, wykorzystywanych w akumulatorach – kobaltu i litu – wzrosły od początku ubiegłego roku dwukrotnie, nikiel, z powodu dużych zapasów, podrożał w tym czasie jedynie o jedną trzecią.
Nikiel na giełdzie w Londynie, ostatnie 5 lat investing.com
Saad Rahim przewiduje zmianę trendu w nadchodzących latach. W 2025 roku samochody elektryczne mają stanowić 30,6 proc. rynku motoryzacyjnego, a nowe akumulatory będą prawdopodobnie wykorzystywać mniej kobaltu, a więcej niklu. Popyt na nikiel nie będzie mógł być zaspokojony ze względu na niedostateczne inwestycje po stronie podażowej.
Według prognoz innej spółki wydobywczej, szwajcarskiej Glencore, produkcja niklu powinna wzrosnąć o 1,2 mln ton do 2030 roku, by zaspokoić popyt firm produkujących akumulatory, m.in. do aut elektrycznych. Wyzwanie jest niemałe - 1,2 mln ton to więcej niż połowa dzisiejszego wydobycia.
Rynek niklu jest na cenzurowanym od 2007 roku. Jego kurs bił wówczas rekordy, przekroczył granicę 50 tys. dol. za tonę. Ale Indonezja i Filipiny zaczęły zalewać rynek dostawami o niskiej jakości, co spowodowało zjazd cen. Dziś nikiel wyceniany jest na ok. 12 000 dol. za tonę, w ciągu roku zyskał 12 proc.
Dekoniunkturę na rynku niklu najlepiej obrazuje przykład z Australii. W 2015 r. Glencore sprzedało znajdującą się tam kopalnię niklu za 19 mln dol. Osiem lat wcześniej konkurencyjna wtedy spółka Xstrata kupiła ją za… 2,4 mld dol.