"Nigdy nie zbankrutujemy!" Tak mówi dyktator kraju w głębokiej recesji, w którym inflacja ma przekroczyć 2300 proc.

Prezydent Wenezueli zaklina rzeczywistość - tuż przed rozpoczęciem rozmów z wierzycielami upiera się, że kraj nie zbankrutuje, choć eksperci obawiają się, że to nieuniknione. Gospodarka jest w rozsypce, ale Maduro liczy, że na powierzchni utrzyma ją m.in. kroplówka z Rosji i Chin.

Nicolas Maduro w weekendowym wystąpieniu telewizyjnym zapowiedział, że w poniedziałek w Caracas odbędą się rozmowy w sprawie restrukturyzacji około 60 miliardów dolarów długu. To znaczy, że Wenezuela chce negocjować z wierzycielami częściowe umorzenie zadłużenia albo zastąpienie starego długu nowym. I z tym mogą być poważne problemy.

Na kraj nałożone są sankcje USA za naruszanie zasad demokracji i łamanie praw człowieka. Doradcy prezydenta Donalda Trumpa otwarcie nazywają już Maduro dyktatorem. Zgodnie z nimi, amerykańskie banki nie mogą kupować nowych obligacji emitowanych przez władze w Caracas. Co więcej, do rozmów z wierzycielami Maduro wyznaczył osoby, które także obłożone są sankcjami. Amerykanie w ubiegłym tygodniu sygnalizowali, że na dzisiejsze spotkanie się nie wybierają. Maduro twierdzi jednak, że swój udział potwierdziło 91 proc. zagranicznych wierzycieli kraju.

- Wenezuela nigdy nie ogłosi niewypłacalności. Zawsze będziemy mieć jasną strategię, a teraz ta strategia to renegocjacja i refinansowanie zagranicznego długu - powiedział prezydent Wenezueli.

Maduro zapowiadał ten krok już nieco ponad tydzień temu i wtedy rynki finansowe zareagowały negatywnie - mocno wzrosła rentowność dwuletnich obligacji Wenezueli, co oznacza, że gwałtownie spadła ich cena na rynkach. Te papiery są dla inwestorów już bardzo mało atrakcyjne, a sama Wenezuela, gdyby teraz zdecydowała się wypuścić nowe, musiałaby płacić ponad 200 proc. odsetek rocznie.

Rentowność 2-letnich obligacji WenezueliRentowność 2-letnich obligacji Wenezueli źródło: investing.com

Cały dług Wenezueli sięga 150 miliardów dolarów. Maduro twierdzi, że rozmowy w sprawie jego restrukturyzacji z niektórymi wierzycielami już trwają i postępują idealnie. Chodzi o Chiny i Rosję, które mają odpowiednio 28 mld i 8 mld dolarów wenezuelskiego długu. Maduro mocno liczy, że kraje te utrzymają kroplówkę z pomocą finansową, którą dostarczają od kilku lat. Tylko że 70 proc. inwestorów, którzy kupili dług Wenezueli, pochodzi z USA i Kanady.

Ostatnie lata dla Wenezueli są bardzo trudne. Polityka Hugo Chaveza a potem Maduro doprowadziła gospodarkę do fatalnego stanu. Trzy lata temu dodatkowo uderzył w kraj spadek cen ropy naftowej, która, jako główny towar eksportowy, zapewniała dopływ dolarów do kraju. Dolarów bardzo brakuje i kraj nie ma czym spłacać swojego długu.

Gospodarka jest czwarty rok w recesji i ciągle się kurczy – w tym roku PKB ma spaść o 12 proc., w przyszłym o 6 proc. Sytuacja mieszkańców Wenezueli jest katastrofalna. Od kilku lat ceny podstawowych produktów galopują, gwałtownie drożeje żywność, leki i środki higieniczne. Maduro na początku listopada piąty raz w tym roku podniósł pensję minimalną. Co z tego, skoro inflacja w tym roku ma przekroczyć 650 procent, a w przyszłym ma sięgnąć astronomicznych 2350 procent. To są prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale o wiarygodne dane coraz trudniej. MFW ostrzegł niedawno Wenezuelę, że ogłosi „deklarację cenzury”, jeśli Caracas nie zacznie uzupełniać statystyk.

To, że niewypłacalność kraju jest możliwa, widać po zachowaniu państwowych firm, także zadłużonych za granicą. W piątek pojawiła się informacja, że jedna z nich – energetyczny Corpoelec – stała się niewypłacalna, bo nie uregulowała wymaganych na ten dzień odsetek od pożyczonych wcześniej pieniędzy. Potem jednak Corpoelec podał, że pieniądze zostały wysłane inwestorom. Nicolas Maduro za to opóźnienie w mocnych słowach oskarżył Citibank, nazywając jego pracowników „gangsterami”.  

+++

Rafał Agnieszczak: Ktoś, kto zawsze jedzie po bandzie, nie wygra w biznesie [NEXT TIME]

Więcej o: