Rekordowa liczba spółek znika z polskiej giełdy. Znany miliarder wkrótce wycofa kolejną

Marcin Kaczmarczyk
Sukcesem ponoć, jak donosi "Puls Biznesu", zakończyło się wezwanie na akcje Synthosu ogłoszone przez FTF Galeon, spółkę kontrolowaną przez Michała Sołowowa, jednego z najbogatszych Polaków. Wkrótce jedna z największych polskich firm chemicznych zniknie z GPW.

W rękach Michała Sołowowa znalazło się już ponad 90 proc. akcji Synthosu — dowiedział się „Puls Biznesu”. Stało się to po tym, jak pod koniec października kontrolowana przez niego spółka FTF Galeon ogłosiła wezwanie na akcje Synthosu. Miliarder posiadał większościowy pakiet akcji chemicznego giganta – 62,5 proc. W wezwaniu, poprzez spółkę zależną, chciał dokupić brakujące 37,5 proc.

I ponoć się udało. Mając ponad 90 proc. może dokonać przymusowego wykupu pozostałych kilku procent akcji z rąk tych inwestorów giełdowych, którzy nie odpowiedzieli na wezwanie.

I zapewne tak się stanie – Sołowow wyraźnie mówił, że skupuje akcje w celu wycofania Synthosu z giełdy i przeprowadzenia jego restrukturyzacji poza parkietem, bez narażania na straty mniejszościowych udziałowców.

W tym roku na GPW padł niechlubny rekord

Zamiar wycofania dużej spółki chemicznej z GPW wpisuje się w silny i niepokojący trend. W tym roku z głównego parkietu warszawskiej giełdy zniknęło 20 spółek – najwięcej w historii. Poprzedni rekord – 19 spółek wycofanych z głównego rynku naszej giełdy – padł trzy razy w historii GPW. W 2016 roku oraz w 2002 i w 2003 roku – po kryzysie na rynku spółek internetowych.

W efekcie liczba spółek na GPW zmniejszy się o 9. I jest to trzeci taki rok w historii, kiedy firm na GPW ubyło – wcześniej zdarzyło się to w latach 2002-2003. W 2016 roku liczba debiutów i wycofań była taka sama.

Jest kilka powodów, dla których nasza giełda staje się coraz mniej atrakcyjna dla firm szukających kapitału. Po pierwsze wzrosty na naszej giełdzie były – mimo dość udanych ostatnich kilku kwartałów - przez minionych kilka lat raczej anemiczne. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich pięciu lat indeks WIG20 przyniósł stratę na poziomie niecałych 5 proc., a niemiecki DAX w tym samym czasie wzrósł o ponad 70 proc. W takich warunkach trudno jest sprzedać w atrakcyjnej cenie nowe akcje.

Czytaj więcej: W listopadzie na GPW doszło do kilku potężnych wyprzedaży akcji znanych spółek. 

Znika OFE i zagraniczni inwestorzy

Nie ma silnej hossy na GPW, bo z rynku od kilku lat wycofywane są pieniądze OFE – po reformie Rostowskiego. Ponadto mniej chętni do zakupów na naszej giełdzie są zagraniczni inwestorzy. Nie podoba im się, jak nowa ekipa eksploatuje duże kontrolowane przez państwo spółki.

Nowe firmy nie wchodzą też na giełdę, ponieważ zaostrzono w tym roku obowiązki informacyjne – ich niedopatrzenie interpretowane uznaniowo po pewnym czasie przez KNF grozi wielkimi karami.

Firmy nie pchają się więc na giełdę, bo to ryzykowne, a poza tym w warunkach niskich stóp procentowych taniej jest im zdobyć kapitał w bankach. Kredyty są tańsze od emisji akcji.

Czytaj więcej: Bogdanka znalazła 625 mln zł. Co prawda tylko na papierze, ale kurs wzrósł. 

Na polskiej giełdzie jest drogo

Ponadto opłaty związane z emisją akcji na GPW są wyższe niż na wielu zagranicznych rynkach – spółka Work Service płaci np. za notowanie swoich akcji w Londynie połowę tego co w Warszawie.

No i z naszą giełdą silnie konkurują nowe elektroniczne rynki obrotu – kupowanie na nich różnych aktywów jest szybsze, proste i tańsze.

Tekst pochodzi z blogu „Giełda i gospodarka.pl”.

Więcej o: