Od stycznia tego roku minimalna stawka godzinowa wzrosła do 13 zł brutto. Wcześniej, kiedy dopiero zapowiadano tę nowelizację, właściciele wielu firm zatrudniających pracowników za niskie pensje obawiała się bankructwa i upadku. Szczególnie przedstawiciele branży ochroniarskiej wieszczyli załamanie na rynku. Zdaniem prezesa Polskiej Izby Ochrony Sławomira Wagnera pod znakiem zapytania stało nawet 40 tys. miejsc pracy.
Prezes Impela Grzegorz Dzik uważa jednak, że firmy ochroniarskie i sprzątające (takie jak np. jego) wbrew pozorom nie mogą decydować o własnych cenach, więc takie zmiany na rynku pracy jakie zaszły, powinny być jeszcze dalej idące.
- Wielu usługodawców nie jest w stanie cenami pokrywającymi pełne oskładkowanie wygrać zamówienia publicznego tak, by zatrudniać na umowy o pracę czy oskładkowane umowy zlecenia. Tylko państwo przez zmianę prawa może wyeliminować nieoskładkowane umowy - komentuje na łamach portalu PulsHR.
Zdaniem Dzika sytuacja jest prosta: zamawiający, szczególnie z sektora publicznego, podczas wyboru oferty kieruje się przede wszystkim ceną usługi. Promowany jest ten wykonawca, który utrzymuje niskie ceny, czyli niską pensję swoich pracowników. Nawet, jeśli któraś z firm chciałaby polepszyć warunki pracy, nie może tego zrobić w obawy o brak zamówień. Prezes Impela jest przekonany, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie, ale nie rozwiąże się sama. Ocenia, że państwo oskładkuje umowy zlecenia już w I kw. 2018 r.
- Jestem zwolennikiem jednoznacznego prawa. Jeśli prawo jest niejednoznaczne i pierwsza umowa musi być oskładkowana, a druga nie, to wiadomo, że ceny usług na rynku w układzie konkurencyjnym będą nadal zaniżone - wyjaśnia.
Wbrew pozorom taka zmiana nie musiałaby uderzyć w branżę ochroniarską czy np. budowlaną. Jeśli zasady są równe dla wszystkich, to nikt nie może dominować przez dumping ceny i kosztów pracy - oczywiście nie licząc szarej strefy.
Skoro nie zleceniobiorcy, to kto jednak zapłaci za postulowane składki pracownicze? Najprawdopodobniej zleceniodawcy, czyli w dużej mierze firmy państwowe i samorządowe, a także logistyczne, produkcyjne, centra handlowe i biurowe. A jeśli nie - pozostaje automatyzacja branży ochroniarskiej i płacenie pracownikom jak specjalistom, a nie jak niewykwalifikowanej sile roboczej.
Także zdaniem wiceprezesa Polskiej Izby Ochrony Beniamina Krasickiego to właśnie państwo jest odpowiedzialne za stworzenie problemu na rynku pracy i powinno swój problem rozwiązać.
- Administracja publiczna [...] z jednej strony wprowadza się przepisy podwyższające płacę minimalną oraz wprowadza obowiązkowe oskładkowanie, a z drugiej podmioty państwowe wybierają w przetargach firmy, których proponowana cena nie jest w stanie pokryć kosztów związanych z minimalną pensją. Właśnie dlatego firmy działające zgodnie z przepisami przegrywają przetargi z firmami, które oferują niższą cenę - uważa.
Nie wszyscy podzielają jednak zdecydowaną postawę Dzika i Krasickiego. Nawet związkowcy uważają ją za zbyt radykalną.
- Obawiamy się, że próba ustandaryzowania oskładkowania mogłaby spowodować zwiększenie niebezpiecznej elastyczności. To z kolei spowodowałoby, że stalibyśmy się ponownie tanią montownią Europy. Pracownik miałby więcej obowiązków, a bezpieczeństwo pracy zmalałoby - komentuje dla PlusHR.pl przewodnicząca Forum Związków Zawodowych Dorota Gardias. - Umowa to nie tylko koszty, ale także warunki pracy. Dlatego wraz ze standaryzacją oskładkowania powinna iść w parze standaryzacja warunków pracy.
Również ekspert Pracodawców RP Łukasz Kozłowski jest zdania, że jednolite warunki to zbyt rewolucyjna zmiana. W odpowiedzi na postulat prezesa Impela eksperci proponują raczej ewolucję: skupienie większej uwagi na klauzulach społecznych w zamówieniach publicznych i większą kontrolę nad nadużywanymi umowami cywilnoprawnymi. Podsumowując - zacieranie różnic między poszczególnymi formami zatrudnienia to słuszny cel, ale należy do niego dążyć stopniowo i raczej używając marchewki niż kija.