W latach 70. żywotność wielkiej płyty oceniono na 50 lat. Dziś eksperci budowlani twierdzą, że przy odpowiednim utrzymaniu wytrzyma drugie tyle. To nie przejaw optymizmu, tylko konieczność.
Rozkwit technologii modułowej przypadł na lata 60.,70. i 80. ubiegłego wieku, choć ostatnie bloki datuje się na początek lat 90.
W powojennej Polsce borykającej się z problemami mieszkaniowymi i surowcowymi trudno było o lepsze rozwiązanie. Kilkupiętrowy blok składany z gotowych elementów powstawał błyskawicznie. Od etapu dziury w ziemi do momentu oddania lokatorom kluczy do mieszkania mijało zaledwie kilka miesięcy. Choć już wtedy zarówno jakość mieszkań, jak i lokalizacja (często obrzeża miast, bez rozwiniętej infrastruktury i komunikacji) budziły wątpliwości, to chętnych nie brakowało. Wielka płyta była sucha, oferowała dostęp do kanalizacji, bieżącej wody i centralnego ogrzewania.
Cytowany przez "Dziennik Gazeta Prawna" dr inż. Stanisław Karczmarczyk, przewodniczący Rady Małopolskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa, tłumaczy, że najsłabszą stroną wielkiej płyty są wady powstałe podczas montażu i łącznia elementów. - W paru przypadkach trzeba było spinać budynki specjalnymi klamrami, tu i tam odpadła płyta elewacyjna. Albo budynek z powodu grząskiego gruntu, na którym był posadowiony, przechylił się i windy nie chciały się otwierać - wymienia usterki.
Mimo wszystko większych katastrof udało się uniknąć.
Jerzy Szczepanik-Dzikowski, architekt i jeden z twórców warszawskiego Ursynowa w rozmowie z TVN24, mówił: "Czy płyta jest trwała, czy nie, czy będzie to łącznie lat 100 czy 70, to jedno jest pewne - będziemy musieli zmierzyć się z wyzwaniem, że to będzie się rozpadało i likwidowało. Można powiedzieć, że np. w Warszawie kilkaset tysięcy ludzi w perspektywie tych 30 czy 40 lat będzie z powodów technicznych musiało być przesiedlonych".
- Policzyliśmy, że aby zastąpić wielką płytę, do 2100 r., czyli w ciągu najbliższych 80 lat, deweloperzy powinni budować 60 tys. mieszkań rocznie więcej ponad to, co budujemy teraz - mówił Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich cytowany przez Dziennik Gazeta Prawna.
Jeśli nie zastąpić, to może modernizować? Tak zrobiono m.in. we Francji, Belgii i Holandii, ale proces okazał się bardzo kosztowny. Tak kosztowny, że w bogatych Niemczech z niego zrezygnowano i tylko w Saksonii zrównano z ziemią 100 tys. lokali; w planach są dalsze wyburzenia ok. 150 tys. lokali.
Zdaniem ekspertów w Polsce takie rozwiązanie się nie sprawdzi. Powodem jest nie tylko brak lokali, do których miałyby się przeprowadzić wysiedlone rodziny, lecz także samo położenie budynków. Podczas gdy w krajach zachodnich powstawały na obrzeżach jako rozwiązanie skierowane do biedniejszej części społeczeństwa, u nas często stanowią serca miast.
Mieszkania w wielkiej płycie wciąż doskonale się sprzedają. Powodem jest cena, która w porównaniu z nowym budownictwem, w zależności od lokalizacji, potrafi być niższa nawet o ponad 20 proc. Dodatkowo nawet osiedla położone w dalszych dzielnicach są dobrze skomunikowane, ponieważ przez lata zadbano o infrastrukturę.
Nie zmienia to faktu, że rozwiązania stosowane podczas budowy osiedli z wielkiej płyty powoli przestają przystawać do obecnych potrzeb społeczeństwa. Przykładem może posłużyć instalacja elektryczna, która nie zawsze wytrzymuje obciążenie rosnącą liczbą urządzeń elektrycznych. W zakamienionych, stalowych rurach spada ciśnienie wody, a koszt ogrzewania zimą wciąż rośnie.
Zdaniem ekspertów cytowanych przez DGP mieszkania w wielkiej płycie nie zawalą się z dnia na dzień i przy odpowiedniej modernizacji posłużą jeszcze wiele lat. Wciąż będą się sprzedawać, jednak z dekady na dekadę coraz słabiej. U swego schyłku sprzedawane będą za grosze.
+++