Amerykański charge d'affaires Todd Robinson oraz jego zastępca Brian Naranjo mają 48 godzin na opuszczenie Wenezueli. Napięcie pomiędzy USA i Wenezuelą wzrosło po zwycięstwie Maduro w niedzielnych wyborach prezydenckich. To głosowanie, które Biały Dom i inne ośrodki władzy nazwały „farsą”.
Nie znamy wszystkich dokładnych zarzutów wysuwanych wobec amerykańskich dyplomatów, wenezuelski prezydent powiedział jedynie, że ambasada USA ingerowała w kwestie wojskowe, gospodarcze i polityczne w kraju. Maduro wkrótce ma przedstawić na to dowody.
W telewizyjnym wystąpieniu prezydent oskarżył dyplomatów, że osobiście naciskali na kilku antyprezydenckich kandydatów, by wycofali się z wyścigu o fotel prezydenta. Bojkot opozycji miał sprawić, że wybory nie zyskałyby legitymizacji.
Maduro podczas wystąpienia powtórzył, że wenezuelskie problemy gospodarcze, takie jak niedobór żywności czy leków, zostały wywołane przez obce kraje, próbujące obalić jego socjalistyczny rząd.
Podczas przemówienia Nicolas Maduro odniósł się także do ogłoszonych w poniedziałek amerykańskich sankcji nałożonych na Wenezuelę. – Nie powstrzymacie Wenezueli, ani za pomocą konspiracji, ani sankcji – powiedział prezydent.
Jak podają źródła zbliżone do amerykańskich urzędników, Waszyngton zastanawia się nad objęciem sankcjami wenezuelskiej ropy naftowej.
Todd Robinson to zawodowy dyplomata, pracował w Kolumbii, Boliwii, Salwadorze i na Dominikanie. On i jego zastępca „zdecydowanie oddalają zarzuty, uznając je za fałszywe”. Wenezuela i USA nie wymieniały ambasadorów od 2010 roku.
Nicolas Maduro zwyciężył w niedzielnych przyspieszonych wyborach, zdobywając blisko 68 proc. głosów. Jego kontrkandydat Henri Falcon zyskał około 22 proc. głosów. Frekwencja sięgnęła 46,1 proc.