„Rzeczpospolita” zorganizowała w czwartek „tweetupa” z szefem GPW. Kto chciał, mógł wysłać na Twitterze zapytanie do Marka Dietla. Prezes GPW między innymi krótko skomentował aferę z Getbackiem i zapowiedział uruchomienia zapowiadanej od dawna agencji ratingowej.
Jego zdaniem afera z Getbackiem była czymś incydentalnym – to jeden przypadek na ponad tysiąc.
Niemniej oczywiście należy zrobić wiele, by nawet tak rzadkie przypadki się nie powtarzały. Dlatego Prezes GPW, w odpowiedzi na kolejne pytanie od użytkownika Tweetera, powrócił do pomysłu powołania nowej agencji ratingowej.
Ma ona ruszyć w przyszłym roku. Jej zarejestrowanie pozwoli „posegmentować inwestrom Catalist w oparciu o klasy ryzyka”, czyli mówiąc prościej pozwoli inwestorom uzyskać wiedzę o tym, jak bardzo ryzykowane są obligacje, które zamierzają kupić.
Z pewnością cieszy fakt, że powstanie nowa agencja ratingowa, która będzie wystawiać oceny spółkom notowanym na GPW i emitowanym przez nie obligacjom. Dotąd ponad 90 proc. papierów wartościowych na naszej giełdzie nie jest ocenianych przez agencje ratingowe. Nowa polska agencja – z tańszymi cenami usług niż ma zagraniczna konkurencja – ma szansę to zmienić. Papierów z ocenami będzie więcej.
Jednak trochę martwi, że tak długo musimy czekać na powołanie nowej instytucji. Pomysł narodził się gdzieś w 2014 roku. Wtedy ówczesny prezes giełdy Adam Maciejewski powołał do życia Instytut Analiz i Ratingu (IAiR). To była tak naprawdę w założeniach agencja ratingowa. Instytut miał przyznawać polskim obligacjom i spółkom ratingi, czyli miał robić dokładnie to samo, co ma robić nowa instytucja zapowiadana teraz przez Dietla, a wcześniej między innymi jego poprzedniczkę Małgorzatę Zaleską.
Pięć lat na uruchomienie nowej instytucji przez GPW to naprawdę kompromitujący wynik.
Tekst pochodzi z blogu „PortalTechnologiczny.pl”.