Półwysep Czukocki to najdalej wysunięty obszar rosyjskiego Dalekiego Wschodu, który jednocześnie wyznacza granicę między Rosją, a USA (Alaska). Region ten jest bogaty w złoża metali szlachetnych, które nie zostały jeszcze wyeksploatowane.
Czytaj też: Rosyjscy miliarderzy rozwodzą się z żonami i sprzedają swoje spółki
Do takich złóż należy właśnie złoże Baimskij, które poza ogromnymi zasobami miedzi (co najmniej 9,5 mln ton przy średniej zawartości 0,43 proc. na tonę rudy) zawiera też ok. 16,5 mln uncji złota (średnia zawartość 0,23 grama na tonę).
Anadyr, Czukotka Wikimedia Commons/CC
Właścicielem tego nietkniętego złoża był do tej pory znany rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, prezes angielskiego klubu piłkarskiego Chelsea Londyn. Baimskij trafiło w ręce Abramowicza 2008 roku, kiedy to pełnił on funkcję gubernatora Czukotki.
Teraz Rosjanin postanowił pozbyć się złoża i sprzedał je za 900 mln dol. kazachskiemu koncernowi KAZ Minerals. Umowa przewiduje, że firma zapłaci 675 mln dolarów za 75 proc. udziałów w projekcie, a w kolejnych latach dopłaci pozostałe 225 mln dolarów.
Co ciekawe, chwilę po ogłoszeniu transakcji akcje Kaz Minerals poszybowały w dół o niemal 30 procent. Zdaniem analityków, to reakcja na ryzyko związane z projektem.
Na ten moment koncern KAZ Minerals szacuje, że odkrywkowa kopalnia na Czukotce zostanie uruchomiona w 2026 r. Docelowo po 10 latach eksploatacji ma zapewnić średnie roczne wydobycie na poziomie 250 tys. ton miedzi i 400 tys. uncji złota. To wszystko przy nakładach inwestycyjnych na poziomie 5,5 mld dolarów.
Pozbycie się przez Abramowicza złoża Baimskij nakłada się na znaczące spadki na cenach złota, które od 4 miesięcy nieustannie traci na wartości. Jeszcze w połowie kwietnia złoto kosztowało 1356 dolarów za uncję. Tymczasem w piątek rano jego wartość wynosiła 1214 dolarów za uncję, co oznacza spadek aż o 142 dolary.
Ceny złota fot. Investing.com
Notowania złota znajdują się pod dużym wpływem sytuacji na rynku amerykańskiego dolara. Wartość tej waluty w ostatnich miesiącach rosła, co negatywnie odbijało się na cenach złota. W czerwcu i lipcu można było jednak mówić o znaczącym spadku dynamiki tych wzrostów, co również pozwoliło na konsolidację notowaniom złota
- podkreśla Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI.
Choć złoto znajduje się obecnie na najniższym poziomie od maja 2017 r., to jednak większość analityków jest zgodna, że powoli zbliżamy się do końca spadków, a w najbliższych tygodniach powinniśmy spodziewać się lekkiego odbicia w cenach.
Ceny miedzi fot. Investing.com
Jeszcze większe zamieszanie panuje na rynkach miedzi. Po kilkutygodniowej serii spadków cen surowca, notowania w drugiej połowie lipca odbiły się nieco w górę.
Od strony fundamentalnej, na rynku miedzi ścierają się teraz dwie główne siły. Pierwszą z nich jest rosnące prawdopodobieństwo strajku w największej kopalni miedzi na świecie – chilijskiej Escondida – w której członkowie związków zawodowych głosują właśnie nad ostatnią propozycją płacową zarządu spółki. Wstępne wyniki głosowania pokazują, że zdecydowanie przeważają głosy odrzucające ten kompromis i popierające strajk w kopalni. Taki scenariusz najprawdopodobniej wyraźnie wpłynąłby na globalną podaż miedzi, zwłaszcza jeśli protest potrwałby kilka tygodni.
- podkreśla Dorota Sierakowska, analityk DM Banku Ochrony Środowiska S.A.
Zdaniem Sierakowskiej druga ważna siłą na rynku miedzi, to obawy dotyczące popytu na ten metal, związane z wojną handlową między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Z doniesień Reutersa wynika, że Donald Trump chce wprowadzić aż 25-procentowe cło na import dóbr z Chin o wartości 200 mld dolarów, choć wcześniej mówiono o 10 proc.
Taki ruch, mający wywrzeć na Chińczykach presję na ustępstwa, może negatywnie wpłynąć na gospodarkę Państwa Środka, jak również na całą światową gospodarkę. Nawet jeśli to kwestia przejściowa, to wywiera ona presję na spadek cen miedzi.
- zaznacza Sierakowska.