Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport z badania skuteczności systemu ochrony osób, które zaciągnęły tzw. "kredyty frankowe". Innymi słowy - sprawdziła, czy państwo zdało egzamin z ochrony konsumentów przed, jak pisze NIK, nieuczciwymi praktykami banków. Jak można się domyślić, wyniki kontroli nie są pozytywne.
Jak przypomina NIK, przy udzielaniu kredytów miały miejsce niewłaściwe praktyki banków. Chodzi przede wszystkim o to, że kursy, na podstawie których wyliczana było kwota kredytu czy kwoty rat (w przeliczeniu z franków na złote), były przez banki ustalane na niejasnych zasadach. W niektórych umowach zawarte były też abuzywne (niedozwolone) zapisy dotyczące oprocentowania kredytów czy postanowienia przewidujące obowiązkowe ubezpieczenie niskiego wkładu własnego kredytobiorcy "na warunkach, które nie były znane kredytobiorcy w momencie zawierania umowy kredytu".
Najwyższa Izba Kontroli ubolewa, że do dziś nie wiadomo dokładnie, w ilu przypadkach konkretnie banki dopuściły się nadużyć.
Żaden z organów państwowych dotychczas nie ustalił jednak miarodajnie skali tych praktyk. Przy sprawnie działającym systemie ochrony konsumentów praktyki te powinny zostać szybko wyeliminowane
- czytamy w komunikacie NIK. Warto przypomnieć, że banki łącznie udzieliły niemal miliona kredytów walutowych, w tym przede wszystkim "frankowych". Ich wartość w szczytowym okresie (w 2011 r.) sięgnęła niemal 200 mld zł.
. Ulka Bogdan/NIK
Kontrola NIK ograniczała się, z uwagi na uprawnienia Izby, do Komisji Nadzoru Finansowego, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Rzecznika Finansowego i niektórych miejskich rzeczników konsumentów. Bezpośrednio nie objęła więc m.in. Sejmu czy Senatu, natomiast NIK daje jasno do zrozumienia, że wiele problemów wynikało właśnie z niewyposażenia przez władzę ustawodawczą np. UOKiK-u w narzędzia do skuteczniejszej ochrony konsumentów, czy z niedookreślenia kompetencji KNF.
. Ulka Bogdan/NIK
W długim i szczegółowym raporcie, NIK podaje mnóstwo przykładów na nieskuteczną ochronę klientów. Zwraca uwagę, że prezes UOKiK przez 10 lat, od 2005 r. do końca 2014 r., wydał tylko jedną decyzję o uznaniu praktyki banku za naruszającą zbiorowe interesy kredytobiorców walutowych (i nakazującą jej zaniechanie). Przypomina, że działania Komisji Nadzoru Finansowego (wcześniej Komisji Nadzoru Bankowego) również były bardzo "ostrożne". Komisja nie mogła ingerować w treści umów między bankami a klientami, a zalecenie, aby banki przedstawiały klientom symulacje wysokości rat kredytu przy złożeniu osłabieniu złotego wobec franka o 20 proc. okazały się daleko zbyt optymistyczne.
W ogóle znamienne jest jedno zdanie z raportu NIK - "słabość systemu ochrony konsumentów była jednym z czynników, który umożliwił wzrost wolumenu kredytów do skali, przy której obecnie wyeliminowanie ryzyk z nimi związanych wiązałoby się z poniesieniem znaczących kosztów przez banki lub zadłużonych obywateli". Innymi słowy - kwestia kredytów walutowych powinna zostać już ucięta w latach 2005-2008, gdy ich sprzedaż była najwyższa. A teraz powstał już taki "bigos", żeby trudno sobie z nim poradzić. Bigos, który oczywiście został narobiony przez banki, ale też m.in. przez polityków, UOKiK czy Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego przy NBP, którzy nie chcieli ustawowego zakazania kredytów walutowych.
Zresztą o politycznych naciskach na udzielanie kredytów "frankowych" (wówczas, w latach ok. 2005-2008, dużo tańszych od "złotowych") mówi także w rozmowie z PAP Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich. Bańka uważa, że raport NIK jest nierzetelny m.in. właśnie dlatego, że nie ma w nim "ani jednego słowa" na temat nacisków politycznych ze strony rządu w tamtym okresie [głównie rok 2006 - red.], m.in. na NBP i ówczesną Komisję Nadzoru Bankowego, by nie ograniczać dostępu do kredytów walutowych.
. Ulka Bogdan/NIK
NIK zwraca też uwagę na niewiedzę powiatowych i miejskich rzeczników konsumentów - którzy w obliczu tak naprawdę skomplikowanych spraw "frankowych" nie byli czasem w stanie udzielać najlepszych rad. Izba dodaje, że co prawda rzecznicy konsumentów pełnili pomocną rolę jako reprezentanci grup kredytobiorców w postępowaniach na podstawie pozwów zbiorowych, ale ta forma dochodzenia roszczeń nie była efektywna z uwagi na długotrwałość postępowań.
NIK chwali za to aktywną postawę powołanego w 2015 r. urzędu Rzecznika Finansowego. Rzecznik Finansowy, a w ostatnich latach także prezes UOKiK, chętnie wspierają kredytobiorców walczących z bankami w sądach tzw. istotnymi poglądami w sprawie. Chwalą się, że zwykle takie istotne poglądy pomagają klientom banków, natomiast NIK informuje, że nie może ocenić skuteczności takich stanowisk "ze względu na brak informacji zwrotnej z sądów i od konsumentów".
Na marginesie - chyba trudno nie wiązać większego zaangażowania od 2015 r. różnych instytucji, np. UOKiK, w rozwiązanie "problemu frankowego" z wielkim wzrostem kursu franka właśnie na początku 2015 r. Choć niedozwolone klauzule dotyczące np. kursów walutowych, obowiązywały od lat, dopiero wówczas zaczęto na nie masowo zwracać uwagę.
To wszystko (i wiele więcej) złożyło się dla NIK we wnioski, iż:
Najwyższa Izba Kontroli uznała, że problem frankowy powinien zostać uregulowany na drodze ustawowej. Chodzi tu między innymi o "wyeliminowanie lub ograniczenie zagrożeń, wynikających z ekspozycji obywateli na ryzyko walutowe, z uwzględnieniem podziału tego ryzyka między banki i kredytobiorców".
To o tyle ciekawe stanowisko, że... stoi w zupełnej sprzeczności z aktualnymi działaniami rządu. Proponowane od kilku lat różne rozwiązania ustawowe - z roku na rok coraz słabsze - albo są wycofywane albo utykają w komisji sejmowej. Prezes PiS już półtora roku temu mówił, że żadnej ustawy, która mogłaby uderzyć w banki, nie będzie. Polecił "frankowiczom" dochodzenie swoich roszczeń w sądach.
Tymczasem przez niepewność na rynkach, w tym ostatnio przez kryzys walutowy w Turcji, obrywa złoty. Frank szwajcarski kosztuje aktualnie ponad 3,80 zł, to najwyższy poziom od roku. To winduje raty i zadłużenie osób posiadających kredyty oparte na tej walucie.
. stooq.pl
***