O branży mieszkaniowej, ale także o czarnych chmurach, które nadciągają nad branżę budowlaną z prezesem Budimeksu Dariuszem Blocherem podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy rozmawiał Łukasz Kijek, redaktor naczelny Next.gazeta.pl.
Łukasz Kijek: Gospodarka pędzi jak szalona, rząd zapowiada, że przeznaczy dodatkowych 5 miliardów złotych na drogi. Można powiedzieć, że to złote czasy dla branży budowlanej?
Dariusz Blocher: Branża budowlana pędzi jeszcze bardziej, tylko że może się na końcu rozbić o ścianę, bo rośniemy w tempie 20 proc. Mówię tutaj o tempie wzrostu produkcji budowlano-montażowej. To jest cztery razy szybciej niż tempo wzrostu gospodarczego.
Dlaczego możecie rozbić się o ścianę?
Bo od przybytku głowa boli. O ile portfele zamówień są pełne, to problem polega na tym, że nie ma z nich prawie w ogóle czystego zysku. Robiliśmy analizę, która pokazała jakąś dziwną nieekonomiczną zależność: gdy portfele się wypełniają zamówieniami, to spada rentowność firm budowlanych.
To jest związane z tym, że branża podpisuje umowy ze stałą ceną bez mechanizmu waloryzacji odzwierciedlającego rzeczywisty i długoterminowy wzrost cen surowców, a kontrakty są zawierane na wiele lat. W efekcie mamy zamrożoną cenę i rosnące koszty budów. Rentowność całego sektora wynosi dziś zaledwie 0,8 proc. zysku operacyjnego i będzie spadać. Moim zdaniem na początku przyszłego roku branża budowlana będzie "pod wodą". Dodatkowe problemy to wysoce przeregulowany rynek i brak ludzi do pracy. Szacujemy, że brakuje około 100 tys. pracowników budowlanych.
Dariusz Blocher, prezes Budimeksu Fot. Mikołaj Kuras / Agencja Wyborcza.pl
Ilu pracowników zza wschodniej granicy pracuje w Budimeksie? Podobno są budowy w Polsce, gdzie nie da się już usłyszeć języka polskiego?
Na naszych budowach pracują głównie polscy inżynierowie i budowlańcy. Zatrudniamy oczywiście pracowników zza wschodniej granicy. Szacujemy, że jedna trzecia pracowników na naszych budowach to są obcokrajowcy, głównie Ukraina i Białoruś.
W całym Budimeksie obcokrajowcy nie stanowią więcej niż 2,5 proc. pracowników.
Dużo mówicie o rosnących kosztach. Jak szybko rosną dziś pensje w budowlance?
Wynagrodzenia w branży rosną średnio w tym roku o 7-9 proc., ale w przypadku robotników mocniej, czasem nawet o kilkanaście procent. Pensje rosną szybciej, niż wynosi wzrost efektywności. Nie ma nic złego w tym, że pensje rosną bardzo szybko, ale pod warunkiem, że idzie za tym właśnie wzrost efektywności pracy.
Skoro tak dynamicznie rosną pensje, to ile można zarobić u Pana na budowie?
U nas to jest średnio ponad 5,5 tys. złotych brutto, ale są operatorzy sprzętów specjalistycznych, którzy potrafią zarobić 8 tys., czasami 9 tys. złotych brutto.
Inny gorący dziś temat, czyli mieszkania. Ceny nieruchomości są już na poziomie sprzed kryzysu w 2011 roku. To koniec wzrostów?
Myślę, że to dopiero będzie gorący temat. Strategicznie w Polsce brakuje nam mieszkań. Zarówno ceny gruntów, jak i wykonawstwa rosną dziś w tempie 15-20 proc. rocznie. Żeby to zrównoważyć, ceny mieszkań też powinny wrosnąć o 20 proc. Mamy zatem po jednej stronie rosnące koszty, a po drugiej klientów, którzy nie będą w stanie zaakceptować wysokich cen. Poza tym jest pomysł wprowadzenia rachunków powierniczych, co moim zdaniem zabije ten biznes.
Dlaczego, przecież to rozwiązanie ma służyć ochronie kupujących?
Kupujący są już chronieni poprzez wiele rozwiązań prawnych. To może z jednej strony spowodować większą ochronę nabywców, ale należy się liczyć z tym, że według mnie nawet 50 proc. firm deweloperskich sobie w takiej sytuacji nie poradzi. W przypadku Budimeksu musielibyśmy pożyczyć z banku 1,2 miliarda złotych, żeby móc dalej budować i sprzedawać mieszkania.
Zamknięte rachunki powiernicze mają polegać na tym, że klienci będą wpłacać pieniądze na rachunek zamknięty, a bank przeleje te pieniądze deweloperom dopiero po przekazaniu mieszkania klientowi. To oznacza, że będziemy musieli pożyczyć pieniądze na cały etap budowy. Według mnie w efekcie mali i średni deweloperzy zostaną odcięci od finansowania, a duże firmy będą miały problem - nikt na tym nie skorzysta.
Jak Pan prognozuje, o ile mogą zdrożeć mieszania w najbliższym czasie?
Branża deweloperska może dziś liczyć na około 10-12 proc. zysku operacyjnego. Jeżeli koszty rosną o 20 proc. rocznie, to mieszkania powinny zdrożeć o 10-15 proc. w skali roku. To jest moim zdaniem nie do zaakceptowania przez klientów. Dlatego ja prognozuję realnie 7-9 proc. wzrostu cen mieszkań w skali roku. To powinno częściowo zrekompensować wzrost kosztów deweloperów, ale i tak odbije się na ich zysku.