Minister rodziny, pracy i polityki społecznej wydawać się może naturalnym adresatem skarg na płace pracowników socjalnych z całego kraju. W ośrodkach pomocy społecznej płace nie są bowiem najwyższe (ujmując to eufemistycznie). Nie dziwi więc, że w czasie spotkania w Iławie do Elżbiety Rafalskiej zwróciła się z tym problemem pracownica socjalna, która stwierdziła, że w OPS-ach pracuje się za "najniższą krajową" i jej grupa zawodowa szykuje się do protestu. Odpowiedź pani minister była bardzo szczera i bezpośrednia.
Ale to nie ja jestem waszym pracodawcą, to wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast, czy starostowie. Musicie mieć państwo odwagę, by prosić ich o podwyżki. Rozumiem, że bywa trudno z dopominaniem się o większe pieniądze lokalnie, stąd protest centralnie w Warszawie, by przebić się w ten sposób na swój grunt
- cytuje minister Rafalską TVN24 BiŚ.
Elżbieta Rafalska przyznała też, że problem jest znany resortowi rodziny, pracy i polityki społecznej. Ministerstwo badało bowiem wysokość płac pracowników socjalnych i wie, że różnią się one w zależności od samorządu. W jednych płace wyglądają dobrze, w innych pracownicy socjalni mogą liczyć co najwyżej na minimalne wynagrodzenie. Minister Rafalska miała nawet powiedzieć, ze zastanowi się czy nie upublicznić listy samorządów płacących najgorzej.
Rząd nie jest jednak tak całkowicie pozbawiony wpływu na wynagrodzenia pracowników socjalnych. Wiele zadań pracowników Ośrodków Pomocy Społecznej wynika bowiem z obowiązków, których realizacja wymagana jest przez administrację centralną. Np. w mniejszych gminach pracownicy OPS-ów zajmują się weryfikacją tego, czy beneficjenci programu 500 plus są uprawnieni do otrzymywania świadczeń. Jednak wielkie programy socjalne obecnego rządu są zabezpieczane środkami finansowymi płynącymi z budżetu centralnego, co przyznają nawet samorządowcy będący odlegli politycznie od rządu.
Będąc w samorządzie już ponad 20 lat muszę przyznać, że za zadaniami zleconymi w ramach programu 500 plus jak i ,,Dobry Start”, idą środki na wynagrodzenia, etaty, zabezpieczenie techniczne czy zakupy sprzętu
- powiedział Next.gazeta.pl Grzegorz Pietruczuk, zastępca burmistrza warszawskiej dzielnicy Bielany.