Dziennikarze "Superwizjera" śledzili, jak do Polski przemycany jest z Ukrainy bursztyn oraz jaka jest skala tego procederu. Informatorzy reporterów TVN twierdzą, że maksymalnie 10-15 procent na rynku to polski bursztyn, a reszta pochodzi z przemytu.
Co więcej, przemytnicy mają mieć układy z celnikami z Polski. - Jednorazowo na pontonie można przewieźć 220-250 kilogramów bursztynu - opowiadał dziennikarzom informator.
Przemycony bursztyn pochodzi głównie z Ukrainy, kraju, który ma jedne z najbogatszych złóż na świecie. To państwo ma być "usiane setkami miejsc", gdzie nielegalnie wydobywany jest bursztyn. A gra toczy się o ogromne pieniądze: kilogram 50-gramowych bursztynów kosztuje około 5 tysięcy dolarów. To roczny dochód statystycznej rodziny w zachodniej Ukrainie.
Na początku - według ustaleń "Superwizjera" - bursztyn na Ukrainie miał być wydobywany łopatami, a dopiero kilka lat temu Polacy mieli przyjechać wraz z nowym rozwiązaniem: motopompami. To miało usprawnić prace i wydobycie.
Nielegalne wydobycie bursztynu przyspieszyło też po wydarzeniach z 2014 roku, gdy rozpoczęła się rewolucja w Kijowie, a później wybuchła wojna w Donbasie. Wszystkie oczy zwrócone były właśnie tam, także policji - zwracają uwagę rozmówcy "Superwizjera".
- Największe wydobycie było w 2014 roku. Cała policja wyjechała wtedy do Kijowa na Euromajdan. Nie było nadzoru nad złożami bursztynu - opowiadał "Superwizjerowi" szef jednej z policyjnych grup zajmującej się walką z nielegalnym wydobyciem.
Całą sytuację wykorzystała - wedle ustaleń TVN - mafia, która przejęła cały biznes związany z nielegalnym wydobyciem bursztynu. Zaczęli po swojemu organizować prace przy kopalniach, domagając się haraczu (od 300 do 1000 dolarów dziennie za korzystanie z pompy). Lokalni mafiosi zyskami praktycznie od wszystkiego (np. wstęp na wykopaliska) mają dzielić się z władzami, policją czy prokuraturą. Lokalni politycy z kolei twierdzą, że to wśród władz w Kijowie są ludzie, którzy wszystko kontrolują.
- Uwierzcie mi, że można by w ciągu kilku tygodni wszystko zalegalizować. (...). Władza nie jest zainteresowana, żeby to zmienić. Jeśli jest bursztyn, nie będą tego legalizować. Musicie zrozumieć, że to są miliony dolarów tygodniowo - opowiadał Sasza Nikolajczuk, radny z Olewska.
Były już kopacz bursztynu Oleksander Wasilijew mówił z kolei, że gangsterzy "chcieli go uciszyć". - Do domu wrzucili mi granat. Policja nie znalazła sprawców - opowiadał TVN-owi.