Jak informuje Monika Żelazik, udział w czwartkowym strajku zadeklarowało ok. 300 pracowników, czyli ok. 60 proc. załogi. Według jej przewidywań, odwołanych może zostać połowa lotów. - Strajk będzie trwał tak długo, aż wszelkie represje, którym zostają poddani związkowcy i pracownicy zostaną usunięte - mówiła podczas spotkania z dziennikarzami Monika Żelazik.
PLL LOT uspokaja natomiast pasażerów obiecując, że nie odczują żadnych skutków akcji strajkowej. Jak informuje RMF24, przewoźnik szykuje tzw. załogi awaryjne oraz ściąga z urlopów dodatkowych pracowników. Możliwe, że w razie potrzeby część pasażerów LOT-u przejmą inne linie, np. Lufthansa. - Jutrzejszy dzień będzie dniem spokojnym. Na tym etapie pasażerowie nie mają powodów, żeby obawiać się jakiejkolwiek zmiany w planie ich podróży. Jeśli z jakiegokolwiek powodu miałoby się to zmienić, to będziemy informować o tym naszych pasażerów, jak również o ewentualnych alternatywach - mówił w środę Adrian Kubicki, dyrektor biura komunikacji LOT. Dodaje, że o połowę zwiększono też obsadę pracowników na infolinii na czwartek.
Co strajkiem chcą osiągnąć związki zawodowe działające w PLL LOT? Po pierwsze, chodzi o przywrócenie do pracy Moniki Żelazik, przewodniczącej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. Żelazik została zwolniona pod koniec maja br.
Państwowa Inspekcja Pracy uznała zwolnienie Moniki Żelazik za złamanie ustawy o związkach zawodowych. Co więcej, Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT podejrzewa, że wkrótce zwolniony z pracy może zostać także szef tego związku, Adam Rzeszot. Międzyzakładowy Komitet Strajkowy pisze również o "nękaniu pracowników, a w szczególności działaczy związkowych" - także m.in. w kontekście degradacji wiceprzewodniczącej ZZPPiL, Agnieszki Szelągowskiej.
Drugim żądaniem strajkujących ma być powrót do regulaminu wynagradzania z 2010 r. Kiedy firma była zagrożona bankructwem, zgodzili się oni na zmianę sposobu naliczania pensji pod warunkiem, że dawne zasady wrócą w 2016 roku. Ale nie wrócił. W opinii związkowców obecny system jest niesprawiedliwy - prawie połowa ich pensji uzależniona jest od dodatków, dlatego nie są w stanie przewidzieć, ile zarobią. Chcą też podwyżek - tym bardziej, że zarząd PLL LOT chwali się dobrymi wynikami finansowymi.
Strajk pracowników LOT, mający na celu zmuszenie pracodawcy do przedstawienia propozycji nowego regulaminu wynagradzania, miał odbyć się już 1 maja. W ostatniej chwili jednak związkowcy wycofali się z tych planów, argumentując to m.in. odpowiedzialnością za losy pracowników. Kilka dni wcześniej warszawski sąd okręgowy zakazał organizacji strajku, zaś związkowcy argumentowali, że "postanowienie nie jest prawomocne i nie nadaje się do egzekucji".
LOT nie odwołuje czwartkowych lotów i argumentuje, że strajk będzie nielegalny, bo nie poprzedziło go referendum strajkowe. Związkowcy powołują się natomiast na jeden z artykułów ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, z którego wynika, że strajk można zorganizować ad hoc w sytuacji, w której "bezprawne działanie pracodawcy uniemożliwiło przeprowadzenie rokowań lub mediacji, a także w wypadku gdy pracodawca rozwiązał stosunek pracy z prowadzącym spór działaczem związkowym".
Przewoźnik kontruje, że ze związkowcami rozmawia cały czas. Zauważa też, że od zwolnienia z pracy Moniki Żelazik do akcji strajkowej minęły ponad 4 miesiące. "W tym czasie Związki Zawodowe nie podjęły żadnych zasadniczych działań zmierzających do poprawy sytuacji przewodniczącej, w tym przeprowadzenia w jej sprawie legalnego referendum. Upływ czasu ma w tym momencie zasadnicze znaczenie" - przekonuje LOT.
Spółka stoi też na stanowisku, że w związku z wrześniowym sądowym zabezpieczeniem powództwa, związkowcy nie mogą na razie organizować strajku. Związki uważają jednak, że ten zakaz dotyczy strajku, którego podstawą było referendum, i które miało dotyczyć regulaminu wynagrodzeń (to to, które miały odbyć się w majówkę i zostało w ostatniej chwili odwołane). W czwartkowym strajku chodzi o przywrócenie do pracy Moniki Żelazik, więc to już inna akcja, której sąd nie zakazał. Informacje ze strony LOT-u, że cały czas trwają spotkania przedstawicieli spółki ze związkowcami, te drugie komentują stwierdzeniami, że te spotkania są "pozorowanie" i że jest to "blaga".