Strajk w LOT, który trwa od zeszłego czwartku, w poniedziałek mocno się zaostrzył. A jeszcze rano nic tego nie zapowiadało - doszło bowiem do spotkania związkowców z prezesem spółki. Kilka godzin później okazało się jednak, że część biorących udział w proteście otrzymała za pośrednictwem e-maila zwolnienia z pracy w trybie dyscyplinarnym.
Kierujący narodowym przewoźnikiem Rafał Milczarski został wezwany do Rady Ministrów w poniedziałek po południu. We wtorek Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera, na antenie radiowej Trójki poinformował jak przebiegało spotkanie.
Usłyszałem, że te rozmowy, które są prowadzone, mają na celu rozładowanie tego napięcia i prezes nie wyklucza powrotu części z tych osób do pracy
- powiedział Michał Dworczyk.
Podkreślił, że premierowi Mateuszowi Morawieckiemu zależy na tym, aby wszystkie spółki skarbu państwa działały jak najlepiej.
Na skutek protestów, LOT mógł ponieść straty liczone w milionach złotych. Był zmuszony odwołać kilka lotów - m.in. do USA, Niemiec, Japonii, Kanady i Korei Południowej.
W konsekwencji strajku, we wtorek, odwołano także przyloty ze Szczecina, Zielonej Góry, Hamburga, Amsterdamu, Berlina, Moskwy, Paryża, Chicago, Nowego Jorku, Londynu, Toronto, Tokyo i Seulu. - informuje rmf24.pl. LOT zapewnia, że "stara się zapewnić nowe bilety dla poszkodowanych".
Według zarządu LOT-u strajk był nielegalny. Związkowcy uważają z kolei za nielegalne zwolnienia pracowników. Twierdzą, że miały one nieodpowiednią formę.
Czytaj też: PLL LOT chce od związków zawodowych rekompensaty za strajk, którego nie było. Łącznie 1,75 mln zł
Protest części pracowników LOT-u trwa od sześciu dni. Sprzeciwiają się oni sposobom zarządzania spółką, które według nich powodują milionowe straty. Domagają się też odwołania prezesa Rafała Milczarskiego i przywrócenia do pracy szefowej związku zawodowego, Moniki Żelazik.