Rafał Milczarski, prezes PLL LOT, w porannej rozmowie Gazeta.pl komentował bieżące wydarzenia wokół spółki i protest części pracowników.
Milczarski w rozmowie z Łukaszem Kijkiem odrzucił zarzuty, jakoby piloci w PLL LOT pracowali na "umowach śmieciowych". Jak przekonywał, takie umowy to umowy o dzieło i zlecenie, zawierane wstecznie, jakich w PLL LOT nie ma.
Pilot, który prowadzi działalność gospodarczą, świadczy usługi pilotażu, działa w oparciu o prawo lotnicze, nie działa pod moim bezpośrednim nadzorem - nie są wyczerpane wymogi dla umowy o pracę
- mówił Milczarski.
- W LOT nie ma umów śmieciowych, działalność gospodarcza jest dozwolona w Polsce - wskazywał.
Jak wskazywał, w Polsce 3 miliony ludzi prowadzi działalność gospodarczą i także osoby pracujące w PLL LOT mają do tego prawo.
- Nie zgadzam się na mobbing ze strony związkowców wobec takich osób, są próby obrażania ich. To też obraźliwe dla 3 mln Polaków, którzy prowadzą działalność gospodarczą - powiedział prezes PLL LOT.
W Gazeta.pl prezes PLL LOT odniósł się też do sceny, która w ostatnim czasie obiegła media. Przed Milczarskim uklęknęła Monika Żelazik, która twierdzi, że zrobiła to dlatego, że prezes udostępnił protestującym łazienki. Prezes także uklęknął. Dlaczego?
Jestem dżentelmenem i uważam, że dama nie powinna klęczeć przed dżentelmenem. Pani Żelazik zasługuje na godność
- odpowiedział Rafał Milczarski.
Wskazywał, że takie teatralne gesty to "specjalność" Moniki Żelazik. Wystosował też szereg zarzutów do jednej z liderek protestu: - Ona działa bezprawnie i szkodliwie dla ludzi. Celowo, w mojej ocenie, manipuluje tymi ludźmi, nie podaje im prawdy.