Paweł Kowal o kryzysie na Morzu Azowskim: Chodzi o to, żeby osłabić Ukrainę i wzmocnić Putina

Rosja próbuje przejąć kontrolę nad Morzem Azowskim, by osłabić gospodarczo Ukrainę - mówi w dr Paweł Kowal z Zakładu Europy Środkowo-Wschodniej i Badań Postsowieckich Polskiej Akademii Nauk. Kryzys na Morzu Azowskim to nowa odsłona trwającego od blisko pięciu lat konfliktu pomiędzy Rosją a Ukrainą.

Łukasz Kijek, redaktor naczelny next.gazeta.pl: Jakie mogą być konsekwencje tego co obserwujemy na Morzu Azowskim. Czy to może być początek nowego gorącego konfliktu?

Paweł Kowal, Polska Akademia Nauk: Konflikt, który trwa między Ukrainą a Rosją nigdy do końca nie wygasł. Ponieważ dziś wchodzi on w nową fazę, to Ukraina będzie starała się doprowadzić do tego, żeby świat zachodni nie zasnął.

Kijów będzie dążył do tego, by Zachód zauważył, że Rosja próbuje wprowadzić ograniczenie swobody żeglugi i siłą narzucić Ukrainie rozwiązania, które poważnie osłabiają ekonomicznie porty na Morzu Azowskim. Także w wymiarze symbolicznym Kijów będzie udowadniał, że Kreml stosuje przemoc, której wynikiem ma być przejęcie kontroli nad Morzem Azowskim. W rzeczywistości korzystając z okupacji Krymu i budowy mostu nad Cieśniną Kerczeńską Rosja próbuje przejąć kontrole nad Morzem Azowskim.

Co to właściwie daje Rosji? Kontrolują Krym, destabilizują Donbas i wywożą stamtąd surowce. Po co im Morze Azowskie?

Raczej chodzi o to, żeby osłabić Ukrainę, żeby osłabić morale mieszkańców wschodniej części Ukrainy. Rosja chce zademonstrować wobec mieszkańców Donbasu, że władze w Kijowie nie są w stanie ich wystarczająco bronić.

To może mieć także znaczenie dla polityki wewnętrznej w Rosji. Poparcie dla Władimira Putina spada i jednym z takich mechanizmów, który może to poparcie wzmocnić jest oczywiście wywołanie jakiegoś konfliktu. Kreml na bazie sporu o Morze Azowskie będzie próbował wywołać w Rosji wrażenie, że tylko ekipa Putina jest w stanie skutecznie bronić interesów kraju.

Myśli Pan, że może dojść do otwartego konfliktu zbrojnego pomiędzy Rosją, a Ukrainą?

Z każdą wojną jest tak jak w medycynie z ostrym zakażeniem. Każda wojna, nawet ta o średnim natężeniu, a tak zakwalifikowałbym obecne napięcia pomiędzy Rosją a Ukrainą, może pod pewnymi warunkami zawsze rozwinąć się niespodziewanie i na znacznie większą skalę.

Co właściwie może zrobić społeczność międzynarodowa? Mamy już sankcje za Krym, mamy potępiające reakcje, kolejną Radę Bezpieczeństwa, a Rosja nadal robi swoje. Czy Zachód ma związane ręce?

Nie, Zachód nie ma związanych rąk. To jest normalny tryb polityczny. Po kilku latach spadło zainteresowanie wojną na Ukrainie i Rosjanie z tego korzystają. De facto samo postawienie mostu przez cieśninę, który ograniczył żeglugę dla ukraińskich statków było już aktem wrogim. Gdy to się udało, to ktoś na Kremlu pomyślał, że może uda się kolejny krok. Tym razem chyba jednak się nie uda, bo skutkiem ubocznym będzie też poruszenie instytucji zachodnich. Szczególnie chodzi o trzy ośrodki NATO, Unia Europejska i Stany Zjednoczone.

Czy dziś ukraińska armia  jest lepiej przygotowana do ewentualne odpowiedzi niż kilka lat temu?

Wystarczy popatrzeć na to, co wydarzyło się na Ukrainie przez ostatnich pięć lat. Można powiedzieć, że jednym z pozytywnych skutków ubocznych, albo szczęściem w nieszczęściu całej tej sytuacji jest to, że cała ukraińska armia została zmodernizowana jeśli chodzi o technologię, sprzęt i amunicję i sposób zarządzania.

Oczywiście dzisiaj Ukraina nie posiada floty, która może stawić czoła flocie rosyjskiej, ale to jest już zupełnie inna sytuacja niż kilka lat temu. Pierwszy raz w historii mamy do czynienia z dobrze dowodzoną i poukładaną jeśli chodzi o relację z cywilami ukraińską armią.    

Więcej o: