Według źródła cytowanego przez agencję Reuters, decyzja o zawieszeniu podatku ma być ogłoszona jeszcze dziś przez premiera Edouarda Philippe'a. Wczoraj przedstawiciele francuskiego rządu rozmawiali w tej sprawie z mer Paryża Anne Hidalgo i przedstawicielami partii politycznych. Dziś ma dojść do spotkania z delegacją protestujących.
Gdyby rząd faktycznie odstąpił od nowej opłaty paliwowej, byłby to pierwszy tak znaczący "zwrot" o 180 stopni w polityce prezydenta Emmanuela Macrona. Macron jest głową państwa od połowy 2017 r.
Francuski rząd chciał, by opłata paliwowa uzupełniała już istniejącą akcyzę. Według zapowiedzi władz, od 1 stycznia cena benzyny miała wzrosnąć o 3 centy za litr, a ropy - 6,5 centa za litr. Wprowadzenie nowej opłaty paliwowej francuski rząd tłumaczył koniecznością walki ze zmianami klimatycznymi.
Plan władz wywołał falę protestów w formie blokad najważniejszych dróg w kraju. Ich symbolem były żółte kamizelki, w które ubrani byli uczestnicy wieców. W protestach, które rozpoczęły się 17 listopada, wzięło udział ponad 100 tys. osób.
Kierowca krzyczy na demonstrantów we francuskiej Bajonnie Fot. Bob Edme / AP Photo
Szybko jednak protesty przerodziły się w największe od lat zamieszki, szczególnie w Paryżu. Ich uczestnicy zwracali już uwagę nie tylko na planowany nowy podatek paliwowy, ale ogólnie na rosnące koszty życia we Francji.
Dochodziło do krwawych starć z policją, licznych podpaleń m.in. samochodów. Dewastowano też budynki, nie oszczędzono nawet Łuku Triumfalnego. Tylko w miniony weekend, jak podawała agencja AP, 133 osoby zostały ranne, w tym 17 policjantów. Służby zatrzymały 412 osób. Pojawiały się informacje, że francuski rząd rozważa wprowadzenie stanu wyjątkowego.
THIBAULT CAMUS/AP
W związku z tymi wydarzeniami francuski rząd poinformował, że premier Edouard Philippe odwołał wizytę na szczycie klimatycznym COP24 w Katowicach.