Koniec z niemieckimi dieslami w Polsce? To jeszcze bardzo daleka droga

W sobotę w Krakowie zaczęła działać pierwsza w Polsce strefa czystego transportu. Ale do znacznego ograniczenia ruchu i popularności w Polsce mocno wyeksploatowanych starych diesli, najbardziej destrukcyjnych dla środowiska, jeszcze bardzo daleka droga.

W Krakowie na Kazimierzu uruchomiono w sobotę strefę czystego transportu. Będą mogły do niej wjeżdżać bez ograniczeń samochody elektryczne, napędzane wodorem oraz wykorzystujące CNG (ok. 2 tys. sztuk w Polsce). Zakaz dotyczy nawet hybryd, również tych, które mogą być doładowywane z gniazdka. Nie dotyczy samochodów mieszkańców, taksówek oraz pojazdów zaopatrzenia i został wprowadzono pilotażowo na pół roku. Co dalej zobaczymy.

Kilka dni wcześniej niemiecki dziennik "Die Welt" napisał, że Niemcy spieszą się ze sprzedażą swoich diesli, które dotąd bardzo chętnie kupowali Polacy. Ale coś się zmienia – uważają niemieccy dziennikarze. Warszawski korespondent gazety Philipp Fritz twierdzi, że sprzedawcy aut w Niemczech"nie powinni robić sobie zbyt wielkich nadziei", bo "powoli również kierowcy w Polsce stają się ostrożni". Bardzo powoli – dodajmy. Jest kilka powodów, dla których odejście Polaków od diesli zajmie lata.

Używane diesle są tanie i łatwo je kupić 

Po pierwsze, zakupy używanych diesli napędza najprostsza ekonomia. Polaków często nie stać na nowe samochody – kupują więc używane, często importowane z Zachodu, najczęściej z Niemiec, bo blisko i jest z czego wybierać.

W ubiegłym roku nad Wisłą zarejestrowano więc niemal 532 tys. nowe samochody osobowe. W tym samym czasie do Polski sprowadzono mniej więcej dwa razy tyle samochodów używanych.

Ostatnie dostępne dane Samaru mówią, że od stycznia do listopada sprowadziliśmy do naszego kraju 934 360 sztuk samochodów osobowych i dostawczych o załadunku do 3,5 tony. Wiele wskazuje na to, że do końca roku było ich w sumie około miliona.

Średni wiek sprowadzanych aut wyniósł w ubiegłym roku 11 lat i 9 miesięcy. Dużo, ale średni wiek samochodu w Polsce jest wyższy i wynosi aż 13 lat.

W listopadzie udział samochodów z silnikami Diesla w imporcie do naszego kraju wynosił 42,9 procent, a przez ostatnie 12 miesięcy 43,1 procent. Z jednej strony to dużo, bo Samar tak wysoki udział Diesla odnotował poprzednio w 2016 r. – od mniej więcej trzech lat wynosi nieco ponad 40 proc. Ale z drugiej to i tak znacznie lepiej niż na początku dekady – wtedy wśród sprowadzanych samochodów ponad 60 proc. było z napędem dieslowskim.

Ostatnio w polskim imporcie jest więcej diesli, bo są wypychane przez Niemców za granicę. Tam od lat funkcjonują strefy, do których wjazd mają jedynie pojazdy spełniające normę Euro 4 lub wyższą i posiadające specjalną nalepkę. Takich stref jest już blisko 60. Kilka miesięcy temu w Hamburgu stworzono pierwszą w Niemczech strefę zamkniętą dla diesli niespełniających normy Euro 5. I takich ograniczeń pojawia się więcej - w Stuttgarcie, za chwilę we Frankfurcie, potem w Berlinie. Diesle stają się więc w Niemczech coraz mniej użyteczne. Stąd duża podaż używanych pojazdów tego typu, co wykorzystują i będą wykorzystywać Polacy jeszcze przez co najmniej kilka lat.

Kontrole są liberalne

Diesle może i są bardziej kosztowne w eksploatacji od samochodów z silnikiem benzynowym, ale Polacy doszli do perfekcji w minimalizacji nakładów związanych z ich serwisowaniem. Najlepszym tego przykładem jest np. procedura usuwania z samochodów filtrów cząstek stałych. Pozwala to uniknąć bardzo kosztownej wymiany zużytej części kosztem dużo większej emisji zanieczyszczeń.

Tym się jednak nikt nie przejmuje, bowiem kontrole są liberalne, władzom nie przeszkadza fakt, że niektórzy rodacy trują nas bardziej. Warto tu dodać, że w listopadzie PiS odrzucił projekt nowelizacji prawa, który wprowadzał karę 5 tys. za wycięcie filtru cząstek stałych.

Podsumowując, polskie prawo sprzyja użytkowaniu bardzo starych, zużytych i nieekologicznych samochodów. Nie ma przy tym woli politycznej, by to zmienić.

Sieć transportu publicznego za mało rozwinięta

Polacy chętniej niż zachodni Europejczycy poruszają się samochodami osobowymi. Ostatnie dostępne dane mówią, że Polska jest jednym z najbardziej zmotoryzowanych krajów w Europie. W 2016 roku mieliśmy zarejestrowane aż 672 samochody na 1000 mieszkańców. Niemcy w tym samym czasie 610, a Francuzi 590.

Pomiędzy dużymi miastami u nas i na Zachodzie dysproporcje są jeszcze większe. Np. w Warszawie na koniec 2016 roku zarejestrowanych było 681 samochodów na tysiąc mieszkańców, a np. w Berlinie 289, w Hamburgu 331, w Kopenhadze 241 a w Nowym Jorku 246.

Dlaczego tak chętnie kupujemy samochody? Biorąc pod uwagę fakt, że znaczna ich część to stare graty, nie zawsze wynika to z naszej próżności… Często samochód w Polsce jest, mimo coraz większych korków, optymalnym środkiem transportu. Często tylko nim można się poruszać sprawnie na terenach podmiejskich, gdzie sieć autobusów lub kolei jest słabo rozwinięta lub nie ma jej wcale. Często też sprawdza się lepiej w dużych miastach, gdzie i tak poruszamy się nim szybciej w korkach niż w autobusach, które też w nich tkwią.

Z pewnością szybsze od samochodów są w miastach tramwaje i metro, a tego nie mamy delikatnie mówiąc, mimo wysiłków niektórych samorządowców, wystarczająco dużo. Dlatego samochód ciągle jest u nas najbardziej optymalnym środkiem transportu. I bez potężnych inwestycji w publiczną komunikację, poruszającą się głównie po torach, niewiele się zmieni.

Głównym problemem jest węgiel

Twarde dane o emisji zanieczyszczeń wyraźnie mówią, że w Polsce dusimy się w smogu nie dlatego, że jeździmy dieslami, ale dlatego, że spalamy węgiel na potęgę.

Ponad połowa emisji np. pyłu PM10 w powietrzu, którym oddychamy powstaje przy spalaniu węgla w różnych formach w piecach w domach, kolejne 17 proc. wytwarza go przemysł, 9 proc. energetyka – oczywiście głównie węglowa.

„Tylko” około 10 proc. przypada na transport. Oczywiście to jest problem – zwłaszcza w centrach miast, gdzie ruch samochodowy jest dużo większy. Ale i tak – dodajmy – zanieczyszczenia z domowych kotłów węglowych są bardziej znaczące.

Jeszcze poważniej sytuacja wygląda jeżeli popatrzymy na emisję rakotwórczego benzopirenu – tutaj nawet 87 proc. jego emisji przypada na nieduże węglowe instalacje.

Znaczna część Polaków i polskich polityków mniej więcej chociaż to czuje (nawet dosłownie) i to być może dodatkowy powód, dla którego nie jesteśmy specjalnie krytyczni wobec diesli. Węgiel w naszej rzeczywistości czyni więcej zła.

Tekst pochodzi z blogu „PortalTechnologiczny.pl”.

Więcej o: