Premier Theresa May odwołała w grudniu zaplanowane przed świętami głosowanie w brytyjskim parlamencie. Posłowie mieli 11 grudnia zatwierdzić wynegocjowane przez nią porozumienie z Brukselą, opisujące zasady wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. May obwiała się, że sprzeciw jest tak duży, że Izba Gmin zielonego światła nie da. Postanowiła więc kupić nieco czasu, by przekonać opornych.
Nowy termin został ustalony na 15 stycznia - tak donoszą między innymi BBC i Sky News, które powołują się na źródła w rządzie. Z tym, że jak na razie wcale nie widać, by sceptyczni posłowie zmienili zdanie.
Porozumienie zostało już zaakceptowane przez unijnych liderów, by weszło w życie, konieczna jest zgoda brytyjskiego parlamentu. Ale nawet jeśli jej nie będzie, Wielka Brytania i tak wyjdzie ze Wspólnoty 29 marca, z tym, że bez umowy. Taka forma brexitu, "no-deal brexit" to opcja, której bardzo boją się ekonomiści (katastroficzne wizje snuł m.in. Bank Anglii) oraz sama Theresa May.
Premier ostrzegła w niedzielę, że brexit bez umowy oznaczać będzie dla Wielkiej Brytanii wejście na "nieznane terytorium". Obiecała też, że wywalczy nowe zasady dotyczące Irlandii Północnej (o co chodzi w tej sprawie pisaliśmy tutaj) oraz że zajmie się kwestią większego udziału posłów w kształtowaniu przyszłych negocjacji z UE.
Ale, jak podają brytyjskie media, wśród "brexitowców" z Partii Konserwatywnej May umacnia się poparcie dla opuszczenia UE bez porozumienia. Według jednego z nich, z którym rozmawiał portal Sky News, rośnie przekonanie, że taki "no deal brexit" byłby "absolutnie w porządku". Z kolei były minister spraw zagranicznych Boris Johnson napisał w komentarzu dla "Daily Telegraph", że jest to opcja "najbliższa tej, za którą ludzie tak naprawdę głosowali" w referendum z 2016 roku.
Tymczasem ponad 200 posłów z różnych partii - zarówno rządzących konserwatystów, jak i opozycyjnej Partii Pracy oraz innych - podpisało list do Theresy May, wzywając rząd, by wykluczył możliwość takiego scenariusza. Argumentują, że oznaczałby on utratę miejsc pracy. Wspierają ich duże firmy, które mają fabryki na Wyspach, jak Ford, Airbus i Rolls-Royce. Premier ma spotkać się z nimi jutro. W środę w brytyjskim parlamencie rusza kolejna brexitowa debata.