Ustawa o jawności zarobków w Narodowym Banku Polskim przyjęta. W czwartek Sejm zaakceptował senacką poprawkę zgłoszoną przez przewodniczącego Komisji Budżetu i Finansów Publicznych Grzegorza Biereckiego (PiS). Była to poprawka techniczna i dotyczyła błędu w sformułowaniu w jednym z artykułów nowelizacji. W art. 4 ustawy zastąpiono zwrot "odesłanie do art. 1" na "odesłanie do art. 2".
Ustawa, która czeka teraz na podpis prezydenta Andrzeja Dudy, została przygotowana przez klub Prawa i Sprawiedliwości, choć warto przypomnieć, że oddzielne projekty w tej sprawie przygotowała również opozycja.
Dokument zakłada, że zarobki kadry kierowniczej w Narodowym Banku Polskim będą jawne. Jednocześnie na mocy ustawy regulacjom podlegać będą pensje w banku centralnym.
Zmiany wprowadzają regułę, według której pracownicy NBP nie będą mogli zarabiać więcej niż 60 procent pensji prezesa banku centralnego. Skutki wspomnianej nowelizacji mają dotyczyć "kilkuset" pracowników NBP.
Przyjęcie ustawy o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim miało związek z publikacją "Gazety Wyborczej". Wg ustaleń "GW" Martyna Wojciechowska, dyrektor biura komunikacji w NBP otrzymywała miesięczne 65 tys. zł. OKO.press twierdzi, że oprócz pensji miała dostawać 11 tys. zł z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
NBP zaprzeczył, tłumacząc, że żaden z dyrektorów w banku nie zarabia 65 tys. złotych - Czepiono się dwóch pań dyrektor z nieznanych mi powodów. To brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, nad ich rodzinami - mówił w styczniu br. prezes NBP Adam Glapiński.