Deficyt sektora rządowego i samorządowego to jeden z najważniejszych wskaźników świadczących o sytuacji finansów publicznych. Liczba podana przez GUS, czyli 0,4 proc. PKB świadczy o tym, że w 2018 roku polskie finanse publiczne były bardzo blisko równowagi, czyli sytuacji w której poziom wydatków był zbliżony do poziomu dochodów. Wcześniej minister finansów Teresa Czerwińska szacowała, że wspomniany deficyt general government za 2018 r. może wynieść 0,5 proc. PKB. Dodajmy, że to dobry wynik, bo rok temu dziura w finansach publicznych sięgnęła 1,5 proc. PKB.
To najbliżej zrównoważonych finansów państwa co najmniej od czasów transformacji. Niestety nowe propozycje wydatkowe rządu (5-tka) spowodują, że deficyt znowu wzrośnie nawet do 2,5 proc. PKB w 2020 r.
- napisali ekonomiści ING.
Dane z GUS-u to już historia. Inwestorzy, ekonomiści i rynki finansowe zwracają uwagę na to, co czeka polską gospodarkę w najbliższych miesiącach i latach. A tu ogromne znaczenie będzie miała polityka, a konkretnie "Piątka Kaczyńskiego". To, co powszechnie nazywamy obietnicami wyborczymi, ekonomiści określają mianem pakietu fiskalnego. Pakiet Kaczyńskiego będzie kosztował rocznie około 40 miliardów złotych, w pięć lat ma to być nawet 160 miliardów złotych.
Ile będą kosztowały nowe obietnice PiS? mBank
To oczywiste, że tego całego pakietu nie da się sfinansować na przykład z wyższych dochodów VAT, albo uszczelnienia. Potrzebne będzie zwiększenie zadłużenia na rynkach finansowych, czyli emisja nowych obligacji. To wszystko sprawi, że deficyt znacząco wzrośnie. W piątek analitycy Fitch Ratings podali, że według prognoz agencji deficyt general government w Polsce wyniesie 2,2 proc PKB w tym roku (przypomnijmy, wobec 0,4 proc. w 2018 r.) W kolejnych latach będzie jeszcze gorzej, bo w 2020 roku ma wynieść 2,8 proc PKB w 2020 r.
Przedwyborczy pakiet fiskalny, ogłoszony w lutym 2019 r., spowoduje pogorszenie wyników [w zakresie general government]. Zaproponowane rozwiązania obejmują m.in. różne transfery socjalne, jak również cięcia podatków dochodowych dla niektórych pracowników i według oficjalnych szacunków będą kosztować do 60 mld zł (2,5 proc PKB) w sumie w latach 2019-2020.
- czytamy w komunikacie Fitcha.
Agencja ratingowa, która utrzymała poziom polskiego ratingu, zwróciła uwagę także na to, że rząd, który chce utrzymać deficyt na poziomie 1,7 proc. w budżecie na 2019 r., nie przedstawił jeszcze równoważących rozwiązań w zakresie dochodów i wydatków.
Z kolei ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju Aleksander Łaszek twierdzi, że zadłużenie Polski będzie rosło głównie z przyczyn politycznych, czyli m.in. trwającej kampanii wyborczej.
Niski deficyt cieszy. Szkoda, że kupowanie głosów przed wyborami znowu go powiększy
- twierdzi Łaszek.
Jak wspomnieliśmy, poziom deficytu jest bacznie obserwowany przez ekonomistów, inwestorów, a nawet Komisję Europejską. Przekroczenie granicy 3 proc. deficytu sektora finansów publicznych zapala czerwoną lampkę dla UE. Bruksela ma prawo w takiej sytuacji rozpocząć procedurę nadmiernego deficytu, co wiązałoby się na przykład z koniecznością wprowadzania oszczędności. Ekonomiści od kilku dni biją na alarm, że nadmierne wydatki w czasach wysokiego wzrostu gospodarczego, a taki mamy obecnie, mogą się odbić czkawką w czasach nadchodzącego spowolnienia.
Polska zobowiązała się, że będzie respektować kryteria z Maastricht, bo to leży w interesie kraju. (...) Jeżeli teraz doszłoby do przekroczenia wspomnianego progu 3 procent, to agencje ratingowe musiałyby to odnotować. Szczególnie że czeka nas spowolnienie gospodarcze w najbliższych latach oraz niepewna sytuacja po stronie wydatkowej
- mówił w rozmowie z next.gazeta.pl prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.
Jeśli gospodarka silnie spowolni, PiS może zacząć szukać pieniędzy na realizację obietnic wprowadzając nowe podatki - uważa ekonomista Marek Zuber. Jego zdaniem mógłby to być na przykład podatek katastralny, od nieruchomości, ale zapewne tak skonstruowany, żeby nie dotknął wszystkich, a szczególnie wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
Premier Mateusz Morawiecki kilka dni temu przyznał, że dziura w finansach publicznych wyraźnie się powiększy.
Zdecydowaliśmy się na zwiększenie deficytu budżetowego do 2, może nawet do 3 procent PKB. Będziemy starali się, żeby był on poniżej 3 procent, bo takie są reguły Unii Europejskiej, a my jesteśmy dobrym krajem członkowskim
- mówił premier.
Teresa Czerwińska wykazała się w ostatnich dwóch latach dużą dbałością o to, aby nie dopuścić do ponownego przekroczenia progu 3 procent. I właśnie to ryzyko stanowczo zgłosiła premierowi Morawieckiemu. Pomimo wielu dementi wciąż pojawiają się spekulacje o dymisji minister finansów.