W Szwajcarii wszystko odbywa się w ramach dużego programu zbrojeniowego nazwanego przez tamtejszy rząd "Air 2030". Celem ma być osiągnięcie w 2030 roku określonych możliwości w zakresie obrony przestrzeni powietrznej państwa. Podstawą programu mają być nowe myśliwce wielozadaniowe, wsparte przez naziemne systemy przeciwlotnicze.
Rozpisany na kilkanaście lat program ma kosztować około osiem miliardów dolarów (około 30 miliardów złotych), z czego większość pochłonie zakup 30-40 samolotów. Perspektywa takiego intratnego kontraktu skłoniła największe koncerny zbrojeniowe do przystania na wyjątkowe oczekiwania Szwajcarów. A są one naprawdę nietypowe.
Do konkursu przystąpiło pięć koncernów zbrojeniowych. Francuski Dassault oferuje maszynę Rafale. Europejski koncern Eurofighter (głównie Brytyjczycy i Niemcy, większościowy udział ma Airbus) proponuje swojego Eurofightera. Szwedzki SAAB oferuje Gripena. Amerykański Lockheed Martin F-35 a Boeing F/A-18 Super Hornet. Szwajcarzy chcą obiektywnie ocenić ich możliwości, aby móc potem wybrać najlepszą ofertę. Nie mają zamiaru opierać się jedynie o informacje przekazane im przez producentów.
Wobec tego przeprowadzają szeroko zakrojony program testów. Pierwszym etapem było wstępne zapoznanie się szwajcarskich wojskowych z możliwościami oferowanych maszyn w symulatorach. Na początku roku udali się oni do różnych baz i centrów szkoleniowych w państwach je produkujących.
Następnym krokiem jest dokładne zapoznanie się z prawdziwymi myśliwcami i poddanie ich testom. Do szwajcarskiej bazy Payerne mają przylatywać na mniej więcej dwa tygodnie maszyny oferowane przez każdy z koncernów. Szwajcarzy przygotowali dla nich osiem symulowanych misji bojowych. To, jak efektywnie je wykonają, będzie poddane analizie i ocenie. Dodatkowo szwajcarscy wojskowi i eksperci będą mogli z bliska zapoznać się z maszynami i odbyć w nich loty.
Jako pierwsze na testy przyleciały dwa myśliwce Eurofighter Typhoon należące do brytyjskiego RAF. Są w Payerne od minionego tygodnia. Następne w kolejce są F/A-18 Super Hornet. W maju mają się pojawić Rafale. W czerwcu przylecą cztery F-35 należące do lotnictwa USA. W drugiej połowie tego miesiąca fazę prób w locie zakończą Szwedzi ze swoimi Gripenami.
Tego rodzaju testy są rzeczą niezwykle rzadką w świecie kontraktów zbrojeniowych. Ich zorganizowanie ma być poważnym wysiłkiem dla koncernów, jednak perspektywa sześciu miliardów dolarów jest bardzo kusząca. Zwłaszcza, że to dopiero początek wydatków, bo potem Szwajcarzy będą musieli utrzymywać nowe maszyny przez kilkadziesiąt lat.
Ostateczna decyzja o wyborze oferty któregoś z koncernów ma zapaść w roku 2020 lub 2021. Po drodze jest jednak do pokonania kilka poważnych przeszkód. Obecnie trwa niezależna krytyczna analiza podstawowych założeń programu "Air 2030", którą zarządził nowy rząd na początku 2019 roku. Prowadzi ją Claude Nicollier, słynny szwajcarski naukowiec, pilot i astronauta. Ma on ocenić, czy na pewno wydanie ośmiu miliardów dolarów na myśliwce i systemy przeciwlotnicze będzie najlepszym sposobem na zapewnienie Szwajcarom bezpieczeństwa przed atakiem z powietrza. Ma na to czas do końca kwietnia.
Co więcej, poprzedni rząd, rozpoczynając program założył, iż w 2020 roku kwestia zakupu myśliwców zostanie poddana głosowaniu w ogólnokrajowym referendum. Każdy Szwajcar ma móc się wypowiedzieć, czy uważa za słuszne wydawanie tylu pieniędzy na takie uzbrojenie (nie będzie przy tym pytań o kwestie techniczne czy o to, który samolot jest lepszy). Już raz obywatele odrzucili taką inwestycję.
W 2014 roku w referendum upadł poprzedni projekt zakupu myśliwców. Wówczas na stole był mniejszy kontrakt na 22 szwedzkie Gripeny. Odrzucenie tej oferty spowodowało spore problemy, ponieważ nowe maszyny były konieczne do zastąpienia bardzo starych myśliwców F-5. Te samoloty są właśnie wycofywane i nie ma ich następców, co znacznie ogranicza możliwości lotnictwa.
W 2014 roku krytykowano poddanie takiej kwestii pod głosowanie. Szereg polityków i ekspertów twierdziło, że pewne sprawy są zbyt zawiłe i istotne dla bezpieczeństwa państwa, aby poddawać je referendum. Wygrały jednak szwajcarskie tradycje demokracji bezpośredniej (wystarczy zebrać 50 tysięcy podpisów obywateli, aby poddać pod głosowanie każdą ustawę rządową).
Szwajcarski myśliwiec Northrop F-5 należący do zespołu akrobacyjnego Fot. Peter Gronemann/Wikipedia CC BY 2.0
Teraz sytuacja wygląda podobnie. Część polityków i ekspertów ponownie krytykuje poddawanie programu "Air 2030" pod referendum, argumentując, że bez niego wojsko znajdzie się w poważnym kryzysie. Około 2030 roku, po wycofaniu obecnie posiadanych F/A-18 Hornet, nie będzie już lotnictwa bojowego.
Nic jednak nie wskazuje na to, że rząd zamierza rezygnować z poddawania zakupu pod osąd obywateli. Podejście wydaje się być inne. Władze starają się przeprowadzić proces zakupu maksymalnie przejrzyście, aby przekonać Szwajcarów, że warto wydać w ten sposób te osiem miliardów dolarów. Na stronie internetowej departamentu szwajcarskiego MON, odpowiadającego za zakupy uzbrojenia, stworzono całą podstronę poświęconą programowi "Air 2030". Są tam umieszczane wszystkie jawne dokumenty z nim związane, wyliczenia finansowe, aktualne informacje na temat postępów, plany oraz dziesiątki pytań i odpowiedzi.
Do tego zarządzono wspomnianą niezależną krytyczną analizę, a testy samolotów otworzono dla dziennikarzy oraz miłośników lotnictwa. Przekonać obywateli ma też rozbudowana procedura weryfikowania możliwości myśliwców. Nie będą przy tym ujawniane szczegółowe informacje techniczne czy detale ofert koncernów, to jest uznawane za tajne.
Trudno przewidzieć, czy takie zabiegi wystarczą. W referendum z 2014 roku Szwajcarzy odrzucili zakup szwedzkich Gripenów głównie za sprawą skutecznej kampanii lewicy, która wytykała władzom różne niejasności w procesie wyboru maszyn (niejawny raport z testów podobnych do tych przeprowadzanych teraz wyciekł do prasy). Przeciw zagłosowało 53 procent, a w referendum wzięło udział 56 procent uprawnionych. Wcześniejszy zakup myśliwców też poddano referendum i wynik był odmienny. W 1993 roku większość obywateli przystała na nabycie 32 myśliwców F/A-18.
Francuski myśliwiec Rafale. W poprzednim szwajcarskim konkursie był najlepszy pod względem możliwości bojowych. Ogólnie przegrał jednak ze znacznie tańszym JAS-39 Gripen Fot. Airwolfhound/Wikipedia CC BY-SA 2.0
Podejście szwajcarskich władz można zestawić z podejściem władz polskich. W kraju nad Wisłą również trwa procedura nabycia nowych myśliwców. Jest jednak przeprowadzana diametralnie odmiennie.
Polski program Harpia ogłoszono formalnie w 2018 roku. Wysłano wówczas zaproszenia do różnych koncernów, aby przysłały informacje na temat swoich maszyn i wojsko mogło się lepiej zorientować, co właściwie może chcieć. Nie ujawniono jednak wielu konkretów. Poza tym, że zgłosiły się amerykańskie koncerny Boeing i Lockheed Martin oraz europejskie Leonardo i Saab. Nie było informacji kiedy, ile i za jakie pieniądze MON chce kupować nowe myśliwce.
Na początku marca doszło do rewolucji, ponieważ po kolejnej katastrofie myśliwca MiG-29 minister Mariusz Błaszczak zadeklarował nadzwyczajne przyśpieszenie programu Harpia. Okazało się przy tym, że już zdecydowano, iż muszą to być amerykańskie myśliwce piątej generacji F-35. Ile? W kolejnych tygodniach padały różne liczby: od 16, przez 32 po 48 maszyn. Przystąpiono do ekspresowych negocjacji z rządem USA oraz koncernem Lockheed Martin.
Nie wiadomo właściwie, na jakiej podstawie polskie władze zdecydowały, że trzeba kupić F-35. Nie przedstawiono żadnych wyliczeń mówiących, ile taki zakup może kosztować i ile będzie potem kosztować utrzymanie nowych maszyn. Nie wiadomo, kiedy mają się pojawić i w jakiej liczbie. Praktycznie nie wiadomo nic, poza ogólnikami rzucanymi w wypowiedziach sejmowych czy medialnych. Wszystko dzieje się przy tym w tempie jak na warunki polskiego MON szaleńczym.
Szwajcarzy mają o tyle łatwiej, bo są państwem neutralnym. Nie należą do NATO i swoją politykę mogą kształtować bardziej niezależnie. Nie mają u boku mocarstwa atomowego lekką ręką dokonującego agresji na sąsiada. Mają do tego górzyste granice, świetnie nadające się do obrony. Nie muszą więc tak dbać o dobre relacje z silniejszymi państwami jak Polska. Ciekawe będzie też porównanie, ile za swoje samoloty zapłaci Polska, a ile Szwajcaria.