Od niemal tygodnia Polska nie odbiera rosyjskiej ropy naftowej z rurociągu "Przyjaźń". Surowiec z Rosji nie dociera też do rafinerii w Czechach, Niemczech, na Słowacji i Ukrainie.
Powodem jest problem z zanieczyszczeniem, o którym krajowi operatorzy rurociągu zostali po raz pierwszy poinformowani 19 kwietnia. W ropie przysyłanej na Białoruś i dalej na zachód, w tym do Polski, zaobserwowano zwiększone stężenie chlorków organicznych, co może spowodować fizyczne uszkodzenia instalacji w rafineriach.
Jak podaje Reuters, zanieczyszczoną ropę znaleziono na Białorusi, w Polsce, Niemczech, na Ukrainie i w rosyjskim nadbałtyckim porcie Ust-Ługa, niedaleko Petersburga. Według Białorusi, chodzić może o nawet 5 milionów ton ropy o rynkowej wartości 2,7 mld dolarów.
Bezpieczeństwo energetyczne nie jest jak na razie zagrożone. Państwa korzystają ze zgromadzonego surowca (mają obowiązek utrzymać zapasy wystarczające na 90 dni), mogą też w zwiększonym stopniu korzystać z innych kierunków dostaw. PKN Orlen przypominał, że niemal połowa kupowanej przez niego ropy pochodzi spoza Rosji.
W grę wchodzą jednak ogromne pieniądze oraz wizerunek Rosji jako kluczowego dostawcy surowca do Europy. Moskwa podejrzewa, że to zanieczyszczenie mogło być celowo. Nic więc zatem dziwnego, że sprawą zajęły się najwyższe władze. Jeszcze w ubiegłym tygodniu zwołano specjalne posiedzenie rządu, a we wtorek prezydent Władimir Putin spotkał się z szefem Transneftu, czyli właściciela rurociągu.
W zapisie z tego spotkania, udostępnionym na oficjalnej stronie internetowej rosyjskiego prezydenta, Nikolai Tokarev tłumaczy się z awarii, określanej jako "poważny incydent".
- Przeprowadziliśmy korporacyjne śledztwo, by znaleźć źródło tych związków [chlorków organicznych w ropie - red.]. Okazało się, że pochodzą z prywatnej firmy z regionu Samara. Zbiera ona ropę od małych regionalnych producentów - w rejonie Uljanowsk, Orenburg i Samara, gwarantuje jakość handlową tej ropy, wydaje odpowiedni certyfikat i przekazuje surowiec do głównego systemu rurociągu - powiedział Tokarev.
Zasugerował też, że do zanieczyszczenia mogło nie dojść niechcący. - W tym przypadku, łamiąc wszystkie przepisy technologiczne, ta firma celowo przekazała ropę, która nie została poddana kontroli jakości - powiedział Putinowi szef Transneftu, nie podając jednak nazwy przedsiębiorstwa. Zapewnił, że materiały ze śledztwa zostały już przekazane FSB - To było czyste oszustwo oraz naruszenie wszelkich instrukcji i przepisów - mówił.
W komunikacie ze strony prezydenta - nie wiadomo, na ile wiernie oddaje on prawdziwą rozmowę - widać, że nie było to przyjemne spotkanie. Władimir Putin był wyraźnie zirytowany i dopytywał, jak to się stało, że Transneft nie ma kontroli nad jakością surowca, który pompowany jest do międzynarodowego ropociągu. Oto fragment zapisu rozmowy:
"Władimir Putin: Słuchaj, oni oszukali, ale my doznaliśmy ogromnych szkód ekonomicznych, materialnych, a także reputacji!
Nikolai Tokarev: Tak, zgadzam się, nie zwalniam Transneftu od odpowiedzialności, ale instrukcje i przepisy zostały wprowadzone w celu ich przestrzegania. Jeśli były tam jakieś intencje kryminalne...
Władimir Putin: To znaczy, że samokontrola nie wystarczy, to właśnie mam na myśli. Ten system musi być zmieniony".
Koszty mogą być spore, a wszystko zależy od tego, czy europejskiej rafinerie będą musiały ograniczyć produkcję. W tym momencie takiej groźby nie ma. Jak podaje Belneftekhim, operator rurociągu na terenie Białorusi, pełne przywrócenie działania "Przyjaźni" może potrwać nawet kilka miesięcy. Na razie trwają prace nad uruchomieniem jednej jego nitki. Ropa odpowiedniej jakości ma zacząć płynąć najwcześniej 2 maja - opisuje rosyjska agencja informacyjna TASS. Podaje też, powołując się na źródła w PERN, który jest operatorem polskiego odcinka rurociągu "Przyjaźń", że potencjalne straty Polska będzie mogła szacować dopiero po przywróceniu dostaw. Tą drogą pobieramy z Rosji około 50 mln ton ropy rocznie.
Polskie firmy naftowe zapewniają, że problemów z surowcem nie ma.
- Grupa Lotos podtrzymuje swoje wcześniejsze deklaracje, że w najbliższych miesiącach ma zapewnioną stabilność dostaw ropy naftowej, bez względu na rozwój sytuacji z wstrzymaniem dostaw rurociągiem "Przyjaźń" - mówił we wtorek 30 kwietnia na konferencji prasowej wiceprezes Lotosu do spraw finansowych Robert Sobków.
Lotos jest w komfortowej sytuacji, z racji swojego położenia nad morzem. Przedstawiciele spółki podkreślają, że sprawa z rosyjską ropą mobilizuje ich tylko do dalszego różnicowania dostaw surowca. Wiceprezes do spraw inwestycji i innowacji Patryk Demski zapowiedział z kolei, że Lotos rozważa kroki prawne przeciwko dostawcy zanieczyszczonej ropy, na razie trwają analizy w tej sprawie.
Ostatnie informacje ze strony Orlenu pochodzą sprzed kilku dni. Firma podkreślała w nich, że nie ma ryzyka ograniczenia produkcji w jego rafineriach - zarówno w Płocku, jak i w litewskich Możejkach oraz czeskich Kralupach. Orlen zapewnia też, że paliwa sprzedawane na jego stacjach "spełniają wszystkie wymogi jakościowe".
Działajmy razem na rzecz ochrony klimatu. Jeśli chcesz pomóc - wpłać datek >>