Sebastian Mikosz, który dwukrotnie zasiadał w fotelu prezesa PLL LOT, zrezygnował z funkcji prezesa linii Kenya Airways przed zakończeniem kontaktu - podaje Bloomberg $$$. "Zdecydowałem o skróceniu okresu obowiązywania kontraktu i postanowiłem zrezygnować z dniem 31 grudnia z przyczyn osobistych" - napisał Mikosz, cytowany przez agencję. Nie odpowiedział też na prośbę o komentarz w tej sprawie. Zgodnie z umową swoją funkcję Mikosz mógłby sprawować do końca przyszłego roku.
Kenijskie linie za czasów Mikosza zmniejszyły straty, z którymi nie poradził sobie poprzedni prezes - Mbuvi Ngunze. W 2017 roku dług firmy wynosił 250 mln dol., obecnie 59 mln - wynika z najnowszych danych finansowych.
Według doniesień lokalnych mediów nie wszyscy byli jednak zadowoleni z tego jak rozwijają się linie. Mikosz był krytykowany przez Kenijski Związek Pracowników Lotnictwa m.in. za kwestię zarobków dla kadry zarządzających i złe decyzje dotyczące połączenia z Nowym Jorkiem, które nie jest rentowne. Propozycje polskiego menadżera krytykuje też część kenijskich polityków.
Według statystyk Kenya Airways w ciągu 10 lat odnotowała wzrost pasażerów na poziomie 71 proc. Według danych za rok 2018 linie obsłużyły 4,46 mln podróżnych.
Polski menadżer w wywiadzie udzielonym Business Insiderowi wyjaśniał, że problemy Kenya Airways wynikały z monopolistycznej pozycji firmy, która przez kilkanaście lat zbyt wiele wydawała.
Czytaj też: LOT rozwija skrzydła w Lublinie. Przewoźnik uruchomi codzienne połączenia z Warszawą
Mikosz to doświadczony menedżer z sukcesami na koncie. Karierę rozpoczął w 1997 r. w paryskim biurze Arthur Andersen. Następnie został dyrektorem zarządzającym Francuskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w Polsce (CCIFP). Ukończył studia w Instytucie Studiów Politycznych we Francji z tytułem magistra ekonomii i finansów. Zarządzał spółkami działającymi w sektorze prywatnym i państwowym. Był m.in. prezesem eSky.pl, Central European Online Travel Agent, prezesem i dyrektorem generalnym PLL LOT.
Gdy po raz drugi obejmował fotel prezesa LOT, dług polskiego przewoźnika sięgał 400 mln zł. Po ponad 2,5 roku zostawił linie z zyskiem blisko 100 mln zł.