PiS nie zwalnia. W kolejnych miesiącach znów sypnie pieniędzmi

Do wygranych w cuglach wyborach do europarlamentu PiS nie zamierza się zatrzymywać. W najbliższych miesiącach znów sypnie pieniędzmi oraz ustawami korzystnymi dla obywateli.
Zobacz wideo

Wygrana PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego zdaniem części ekonomistów zmniejszyła prawdopodobieństwo kolejnych kosztownych obietnic przed jesiennymi wyborami do Sejmu i Senatu. To, że (zapewne) nie usłyszymy już w najbliższych miesiącach pomysłów wartych miliardy czy dziesiątki miliardów złotych - np. o kolejnych "trzynastkach" dla emerytów i rencistów czy o 1000 zł na dziecko zamiast 500 zł - nie oznacza jednak, że nie będzie nowości, które powinny spodobać się szerokiemu gronu obywateli.

500 plus dla wszystkich

Oczywiście punkt pierwszy to rozszerzenie programu 500 plus poprzez likwidację obecnego progu dochodowego dla świadczenia na pierwsze dziecko. Wnioski o 500 zł na każde dziecko bez wyjątków będzie można składać od 1 lipca.

Możliwe, że część rodziców większy przelew w wysokości 1500 zł zobaczy we wrześniu, na miesiąc przed wyborami. Te 1500 zł to byłoby świadczenie z wyrównaniem od lipca. Wiele tu zależeć jednak będzie m.in. od momentu złożenia wniosku o świadczenie oraz od czasu jego rozpatrzenia przez urzędników. Premier Morawiecki obiecywał, że rodziny pieniądze dostaną już "na wakacje".

Rozszerzenie 500 plus ma kosztować ok. 19 mld zł rocznie. 

Czytaj też: Każdy nowy głos na PiS "kosztuje" 360 tys. zł. We wrześniu 3,2 mln Polaków znów dostanie pieniądze

Niższe podatki

Obniżka podatku PIT i wyższa kwota wolna od podatku to kolejny element tzw. piątki Kaczyńskiego. Prezes PiS w lutym obiecywał bowiem obniżkę stawki 18 proc. do 17 proc., oraz brak podatku od dochodów osób do 26. roku życia. Planowo ustawa miałaby wejść w życie w październiku, tuż przed wyborami.

Tyle tylko, że na razie nie jest pewny dokładny kształt reformy, bo w połowie kwietnia Ministerstwo Finansów pokazało rozwiązanie, które tylko częściowo szło w parze z tym, co zapowiadał Kaczyński. Okazało się bowiem, że nie zniknie stawka 18 proc., dziś obowiązująca do dochodów ok. 85,5 tys. zł brutto rocznie. Pojawiłby się natomiast kolejny próg podatkowy do kwoty dochodów ok. 42,8 tys. zł ze stawką 17 proc., a wyższe dochody do 85,5 tys. zł "wpadałyby" już w dotychczasową stawkę 18 proc. Podobne ograniczenie kwotowe resort finansów zaproponował dla stawki 0 proc. dla osób do 26. roku życia.

Oczywiście - nawet w wersji Ministerstwa Finansów większość Polaków dostawałaby "na rękę" trochę więcej, ale jednak ten wzrost byłby niższy, niż wynikało to z pierwotnej obietnicy prezesa PiS. Nic więc dziwnego, że i Kaczyński, i premier Morawiecki, nie zapatrują się na pomysł resortu szczególnie dobrze.

Coraz głośniej mówi się, że minister finansów Teresa Czerwińska odejdzie z rządu już niebawem. Jest prawdopodobne, że po zmianie warty w resorcie obniżki podatku PIT będą wprowadzone w wersji forsowanej przez Morawieckiego i Kaczyńskiego. 

Czytaj też: Polacy mogą zyskać miliardy na dymisji Czerwińskiej. Premier Morawiecki chce przeforsować zmiany w PIT

Płaca minimalna

Zgodnie z propozycją przedstawioną w środę przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2020 r. płaca minimalna ma pójść w górę aż do 2450 zł, czyli o 200 zł względem stanu na dziś. Jeśli faktycznie do tego dojdzie, będzie to kwotowo podwyżka najwyższa w historii.

Podwyżka z 2250 zł do 2450 zł będzie też oznaczać, że minimalne wynagrodzenie wzrośnie w rok o blisko 9 proc. Patrząc na sprawę pod tym kątem, będzie to największy wzrost od 2009 r.

Płacę minimalną pobiera ok. 1,5 mln Polaków. 

Czytaj też: Płaca minimalna w 2020 r. ma wzrosnąć aż o 200 zł. Pracodawcy ubolewają, że wywiera się na nich presję

500 plus dla niepełnosprawnych

W najbliższych miesiącach w życie powinno też wejść "500 plus dla niepełnosprawnych", czyli świadczenie obiecane przez premiera Morawieckiego w zeszłym tygodniu. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski mówi, że pieniądze będą wypłacane "albo od jesieni, albo od nowego roku".

Zgodnie z zapowiedziami rządu, wsparcie w wysokości 500 zł miesięcznie trafi do około 0,5 mln dorosłych osób niepełnosprawnych, całkowicie niezdolnych do pracy, które oprócz renty socjalnej nie mają innych stałych źródeł utrzymania.

Pieniądze będą też wypływały z portfeli?

Z jednej strony mamy działania, dzięki którym Polacy mają mieć więcej pieniędzy. Ale różnymi drogami pieniądze będą też odpływać. Takich ryzyk przed PiS jest kilka.

Po pierwsze, Pracownicze Plany Kapitałowe wchodzące w życie do 1 lipca (najpierw dla pracowników największych firm). Co prawda mają wspomóc gromadzenie kapitału na emerytury, ale tu i teraz Polacy zobaczą pensje niższe o kilkadziesiąt złotych. Wypłaty niższe o 2 proc. nie powinny być problemem gigantycznym, ale u części osób może to wzbudzać dyskomfort. Z drugiej strony, z odkładania na PPK można będzie się wypisać. 

Po drugie, inflacja. Oczywiście, nie ma co bić na alarm, ale jednak statystyki GUS pokazują coraz szybszy wzrost cen. W kwietniu inflacja roczna wyniosła 2,2 proc., najwięcej od 1,5 roku. Z kolei tylko w ciągu miesiąca - porównując stany na koniec marca i na koniec kwietnia, wskaźnik cen wzrósł aż o 1,1 proc., czyli najwięcej od 2011 r. 

Czytaj też: Idą wybory, a ceny żywności jak na złość rosną najszybciej od lat. Tankowanie najdroższe od pół dekady

Po trzecie, obciążenia przedsiębiorców. Szybki wzrost płac w Polsce oczywiście cieszy, ale jednocześnie sprawia, że szybko rosną składki ZUS przedsiębiorców. W tym roku tzw. "duży ZUS" wynosi blisko 1317 zł, aż o ponad 88 zł więcej niż w 2018 r. Tegoroczny wzrost był najwyższy od 6 lat. Należy tu przyznać, że rząd PiS wprowadził m.in. "mały ZUS" dla firm z niskimi przychodami, ale pozostaje pytanie, czy planowane są dalsze działania. Na razie o nich nie słychać. Rząd nie podjął kontrowersyjnej propozycji Adama Abramowicza, wywodzącego się z PiS Rzecznika Przedsiębiorców, aby składki na ubezpieczenie społeczne były dla przedsiębiorców dobrowolne. 

Po czwarte, obciążenia najlepiej zarabiających pracowników. Tutaj mówi się choćby o likwidacji tzw. zasady 30-krotności. Dziś, jeśli ktoś zarabia rocznie ponad ok. 143 tys. zł, to ponad tę kwotę nie odprowadza się już dla niego składek ZUS. Chodzi o to, żeby Zakład w przyszłości takim osobom nie musiał wypłacać bardzo wysokich emerytur. W rządzie są jednak zakusy, aby tę zasadę znieść. To przyniosłoby dodatkowe ok. 5 mld zł co roku do budżetu, choć z drugiej strony spadłyby pensje netto części pracowników i wzrosłyby koszty po stronie firm. Co więcej, jak wyliczał "Dziennik Gazeta Prawna", zmiana jednorazowo zwiększyłaby przyszłe zobowiązania ZUS o ponad 100 mld zł. 

Po piąte, obciążenia osób na umowach cywilnoprawnych. Tu również decyzji jeszcze nie ma, ale w rządzie jest pomysł, aby całkowicie "ozusować" umowy zlecenia i umowy o dzieło. Dziś składki płaci się tylko od umów do wysokości płacy minimalnej. Konsekwencją zmiany prawnej byłyby niższe pensje "na rękę", ale wyższe emerytury w przyszłości.

Czytaj też: PiS wygrało, ale "wystrzelało się" z obietnic. "Wypłacali te emerytury prawie w czasie głosowania"

Zobacz wideo
Więcej o: