Prezesa Ozona związkowcy bronili przed odwołaniem od kilku miesięcy. 11 czerwca przyjechali do Warszawy, by w tej intencji manifestować pod warszawską siedzibą firmy w trakcie obrad rady nadzorczej. Mimo to, tego samego dnia Daniel Ozon został odwołany z funkcji prezesa JSW.
Nowy zarząd poinformował w liście do pracowników, że nie mają powodów do obaw oraz zapewnił o planowanym wypłaceniu premii za ubiegły rok. Ci z kolei postanowili odpowiedzieć na komunikat, ale swój list adresują do Jarosława Kaczyńskiego.
- Jako prezes partii Prawo i Sprawiedliwość, na czele której ma Pan zaszczyt stać, wie Pan, że zaufanie i wiarygodność jest rzeczą bezcenną - piszą w liście związkowcy JSW. Rozżaleni zwracają uwagę, że „dołożyli kamyczek” do wygranej PiS w wyborach do europarlamentu, oddając głosy na przedstawicieli partii rządzącej. W następnym zdaniu przypominają zaraz, że jesienne wybory do Sejmu i Senatu nadal są przed nami.
Odniesione zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego przez Pana partię jest niezmiernie ważne, ale to już przeszłość. Kamyczek do zwycięstwa w tych wyborach dołożyli pracownicy JSW S.A., oddając generalnie swoje głosy na przedstawicieli partii rządzącej. Teraz naszych rodaków czekają jesienne wybory do Sejmu i Senatu. To w nich rozstrzygać się będzie przyszłość Polski oraz dalsze losy dobrej zmiany. Ale równocześnie toczy się bitwa o przyszłość JSW S.A. i jej dalsze losy
- napisali związkowcy w liście do Jarosława Kaczyńskiego.
W dalszej części listu przypominają burzliwe losy swojej firmy (w 2015 roku była w bardzo kiepskiej sytuacji finansowej) i zastanawiają się, co będzie dalej z ich firmą. - Czy uważa Pan, że kupi naszą lojalność premią, po to aby po wyborach dokonać zamachu na fundusz stabilizacyjny JSW S.A.? - pytają.
Fundusz stabilizacyjny JSW to w największym skrócie pieniądze zbierane przez spółkę na tzw. gorsze czasy. Jego mechanizm polega na tym, że w okresach koniunktury na rynkach węgla JSW będzie odkładać za jego pośrednictwem część wypracowanych zysków. Fundusz ma na celu wsparcie bieżącej płynności i wsparcie w okresach ryzyka związanych ze zmiennością cen węgla i koksu. W domyśle, fundusz stabilizacyjny ma zagwarantować utrzymanie ciągłości działalności JSW. Górnicy boją się, że pieniądze te zostaną wykorzystane przez rząd na inne cele.
I między innymi także dlatego pracownicy górniczej spółki, której głównym akcjonariuszem jest Skarb Państwa, nie zgadzają się na zmiany w zarządzie firmy. Uważają ponadto, że minister energii Krzysztof Tchórzewski chce „wprowadzić ręczne sterowanie w Jastrzębskiej Spółce Węglowej”.
W praktyce oznacza to paraliż spółki na kilka miesięcy, co z pewnością wpłynie na jej wyniki oraz wycenę akcji. Pan minister zapomniał chyba, że JSW jest spółką giełdową
- tłumaczy Sławomir Kozłowski, szef Solidarności w JSW.
JSW odłożyła w tak zwanym funduszu stabilizacyjnym ok. 1,5 mld zł na trudniejsze czasy. Związkowcy od kilku miesięcy obawiają się, że te pieniądze miałyby wspomóc inwestycje, które w ich opinii nie wspomagają rozwoju spółki węglowej.
Związkowcy są zdania, że zmiany w zarządzie firmy od początku miały doprowadzić do odwołania poważanego przez nich prezesa Daniela Ozona, pod kierownictwem którego spółka wypracowała 1,7 mld zł zysku w 2018 r. Były prezes miał być niechętny angażowaniu środków JSW w inwestycje niezwiązane z działalnością spółki.
JSW to notowana na GPW spółka, której głównym udziałowcem jest Skarb Państwa - ma 55,17 proc. akcji. Pozostali więksi akcjonariusze to fundusze emerytalne i inwestycyjne. Napięte relacje między spółką a rządem wydają się odbijać na jej wycenie giełdowej. W ciągu ostatniego roku kurs akcji JSW spadł o blisko 50 proc. - z jedną płaci się dziś 45 zł wobec ponad 80 zł 12 miesięcy wcześniej. .