Z końcem czerwca PKB Niemiec zmalało o 0,1 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem. Jeśli trend utrzyma się w trzecim kwartale, będzie to oznaczać, że tamtejsza gospodarka weszła w recesję (ta techniczna definiowana jest właśnie jako dwa kwartały spadku PKB z rzędu). Co więcej, jak podaje CNN Business, z raportu niemieckiego banku centralnego wynika, że produkcja przemysłowa naszych zachodnich sąsiadów spadła w poprzednim kwartale aż o 5 proc. w ujęciu rok do roku.
Jednym z głównych powodów tych słabych danych jest wojna handlowa między USA a Chinami. Wiele niemieckich firm eksportuje bowiem towary zarówno do Chin jaki i Stanów Zjednoczonych. Nie bez znaczenia dla największej europejskiej gospodarki są także napięcia wokół widma twardego, bezumownego brexitu, do którego nadal może dojść, i to już 31 października.
Słabsze dane gospodarcze naszego zachodniego sąsiada nie odbijają się zbytnio negatywnie na polskich danych - w II kwartale PKB Polski wzrósł bowiem o 4,4 proc. wobec 4,7 proc. w I kwartale. Na tle niemieckich danych jest ten wynik oraz prognozy są na tyle dobre, że zachodnie media piszą nawet o "cudzie gospodarczym". - Kraj, w którym narodowokonserwatywny i krytyczny wobec Brukseli rząd pewnie ponownie wygra wybory w październiku, wyróżnia się oczekiwanym wzrostem gospodarczym na poziomie 4,6 proc. PKB. W 2020 r. wzrost ma wynieść 3,7 proc. PKB" - pisała w połowie sierpnia niemiecka gazeta "Handelsblatt".
Niemiecka gazeta również wskazuje, że mały cud gospodarczy wschodnioeuropejskie kraje Wspólnoty zawdzięczają środkom z unijnych funduszy strukturalnych. Podobnego zdania jest Ireneusz Bila z fundacji Amicus Europae, który mówi wprost o tym, że radykalny awans gospodarczy Polski jest możliwy co najmniej w połowie dzięki dotacjom unijnym.