Banki lekko w górę na GPW. Ale wśród prawników ogromne zamieszanie ws. umów o kredyt we frankach

Po środowych spadkach kursów o kilka, a nawet kilkanaście procent w przypadku Banku Millennium, część banków "frankowych" w czwartek na GPW lekko zyskały. W opinii części analityków, reakcja inwestorów na najnowsze doniesienia ws. kredytów walutowych były przesadzone.
Zobacz wideo

Środa była czarnym dniem na warszawskiej giełdzie dla banków, szczególnych tych z największym portfelem kredytów "frankowych". Na koniec środowych notowań mBank i PKO BP były na blisko 6-procentowym minusie, Getin Bank spadł o ponad 5,5 proc., Santander o prawie 7 proc., Bank Millennium o 13 proc. Indeks WIG-Banki spadł o ok. 4,5 proc. 

W czwartek dynamicznie spadki nie były kontynuowane. Indeks WIG-Banki (stan na 16:40) wzrósł o 0,35 proc., a np. akcje mBanku podrożały o blisko 2,5 proc.

,, stooq.pl

Mocne spadki banków w środę wiązane były z dwoma czynnikami. Po pierwsze, szerzej opisywane zaczęło być opracowanie prawników z Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego ws. kredytów "frankowych". Po drugie, media (za "DGP") donosiły także o decyzji warszawskiego sądu o zawieszeniu płatności rat kredytu (w Getin Banku) na czas procesu.

W czwartek można przeczytać z opinie analityków, że reakcja inwestorów była zbyt mocna. Rzeczywiście - choć w opracowaniu SN jest kilka wniosków, które brzmią doniośle, to nie są one rewolucją, a jedynie pewną konstatacją tego, jak może (czy wręcz zaczyna) się kształtować linia orzecznicza sądów. Chodzi m.in. o stwierdzenia, że "w rzeczywistości powszechnie zaciągane kredyty, oprocentowane według wskaźnika LIBOR, były kredytami złotowymi, a jedynie indeksowanymi do waluty obcej", i że "absurdalnym byłoby odmówienie możliwości zawarcia umowy kredytu złotowego oprocentowanego >>jak kredyt frankowy<<".

Czytaj więcej: Kredyt w złotych, odsetki jak we frankach. Przed tym scenariuszem drżą banki w Polsce. Jest blisko

Moim zdaniem rośnie ryzyko systemowe dla sektora bankowego i potencjalnie też gospodarki, ale jest ono dalej niż sugerują niektóre paniczne zachowania na rynku finansowym. (...) Wprawdzie publikacja dopuszcza przeliczenie kredytu na złote po kursie z dnia zaciągnięcia i zastosowanie do kredytu stawki LIBOR (co wszyscy ekonomiści i wielu prawników uznaje za rozwiązanie bardzo kontrowersyjne i na co zwracali uwagę niektórzy analitycy w komentarzach rynkowych), ale to już dopuścił wcześniej Sąd Najwyższy. Jeżeli ta analiza była przyczyną wyprzedaży akcji banków w środę, to chyba rynek zareagował na wyrost. Na rynek nie napłynęły nowe informacje

- komentuje ekonomista Ignacy Morawski.

Co więcej, część prawników (cytowanych m.in. przez portal prawo.pl) ma wątpliwości co do opracowania prawników z Sądu Najwyższego. Chodzi m.in. o zrównanie kredytów indeksowanym z denominowanymi w ocenie skutków uznania klauzuli waloryzacyjnej za niedozwoloną, ale także o czas publikacji dokumentu. Zapewne na jesieni - być może jeszcze we wrześniu - Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wypowie się w sprawie kredytu "frankowego" państwa Dziubaków. Choć orzeczenie TSUE będzie dotyczyło jednej sprawy, będzie też zapewne wskazówką dla sądów w Polsce rozstrzygających podobne sprawy. Wskazówką ważniejszą niż opracowanie Sądu Najwyższego. Dlatego taki dokument niemal "w przededniu" orzeczenia TSUE może namieszać sędziom w głowach. Czy - namieszać jeszcze bardziej, bo dziś linia orzecznicza jest jeszcze zdecydowanie niewykształcona. 

Czytaj więcej: Masz kredyt hipoteczny w złotych? Twoja rata może mocno wzrosnąć. Liczymy

Jakie są konsekwencje unieważnienia umowy?

W zdecydowanej większości spraw frankowych chodzi o to, że frankowicze podnoszą, iż tzw. klauzula waloryzacyjna - stosowana przez banki do przeliczania między walutami salda zadłużenia i poszczególnych rat - była niedozwolona. Co w związku z tym? Czy taka wadliwa umowa powinna zostać uznana za nieważną, czy raczej powinna być kontynuowana, ale bez niedozwolonej klauzuli?

W opracowaniu SN można też przeczytać m.in., że unieważnienie umowy kredytu "frankowego" będzie niekorzystne dla kredytobiorców, "ponieważ wówczas konsumentowi groziłoby roszczenie o zwrot uzyskanej kwoty kredytu". Inne zdanie na ten temat ma jednak jeden z prawników reprezentujący frankowiczów.

To jest narracja rozpowszechniana przez banki. Jakie są skutki unieważnienia umowy? Jeżeli upada umowa, to po pierwsze, upadają wszystkie zabezpieczenia. Czyli w momencie prawomocnego wyroku sądu składa się wniosek o wykreślenie banku z hipoteki. Po drugie, jeżeli klient przez kilkanaście lat korzystał z kredytu, którego nie ma, to nie płaci żadnych odsetek. Czyli - konsument miał do dyspozycji kapitał, za który kupił sobie mieszkanie, a po unieważnieniu umowy strony powinny sobie zwrócić to, co sobie wzajemnie świadczyły. Bank zwraca klientowi wszystko, co klient zapłacił w trakcie trwania umowy, a nasi klienci nierzadko po np. 10 latach już spłacili kredyt [zapłacili w złotych tyle, ile w złotych pożyczyli - red.]. W tym momencie unieważnienie umowy jest jak najbardziej w interesie klienta. Nie ma zobowiązania, które opiewa nadal na jakąś monstrualną kwotę [na skutek przeliczania salda zadłużenia po obecnym kursie franka - red.]

- mówi w rozmowie z next.gazeta.pl.

Warto tę narrację banków przedstawić. Jeden z banków w przesłanej do naszej redakcji korespondencji pisze, że w przypadku unieważnienia umowy klient powinien zapłacić mu odsetki ustawowe za korzystanie z kapitału. Na hipotetycznym przykładzie wskazuje, jak w jego ocenie powinno odbyć się rozliczenie (kredyt z 2006 r., na 29 lat, oprocentowany LIBOR 3M CHF + marża, w wysokości 214 tys. zł, indeksowany do franków szwajcarskich wg kursu kupna banku - kurs 2,4756, kwota 86 443,69 franków).

Bank wylicza, że gdyby w czerwcu 2019 r. ta umowa została unieważniona, to klient otrzymałby ok. 172 tys. zł zwrotu dotychczas zapłaconych rat, pozbyłby się też zadłużenia wyliczonego przez bank na ok. 201 tys. zł (niespełna 53 tys. franków pozostałych do spłaty, przy kursie CHF/PLN 3,80 zł). Z drugiej strony, bank zażądałby od klienta nie tylko pożyczonych przed laty 214 tys. zł, ale także odsetek ustawowych od daty udostępnienia tej kwoty do końca czerwca br. Wyliczył je na ponad 285 tys. zł.

Tyle, zgoła inne zdanie mają prawnicy reprezentującymi frankowiczów. Mecenas, z którym rozmawialiśmy, zwraca wręcz uwagę, że należy się zastanowić, czy bank w ogóle ma prawo do żądania od klienta zwrotu pożyczonych pieniędzy.

Na zasadach ogólnych oczywiście tak - bo strony powinny sobie zwrócić wszystko, co świadczyły. Ale czujny klient może powiedzieć: "banku, dlaczego mam ci zwracać pieniądze, skoro miałeś trzy lata na dochodzenie swoich roszczeń". O co chodzi? Wyrok unieważniający ma skutek na chwilę zawarcia umowy, czyli niejako wracamy się np. do 2008 r. Skoro tak, bankowi trzy lata liczą się od 2008 r.

- przekonuje prawnik. Takiego wyroku jeszcze nie ma, ale samo to stanowisko pokazuje, jak duży jest rozdźwięk w stanowiskach banków i frankowiczów. 

Zresztą Biuro Studiów i Analiz Sądu Najwyższego też takie ryzyko w swoim opracowaniu ujęło. O możliwym stwierdzeniu przedawnienia roszczenia banku pisze, że byłoby ono "najdalej idącą konsekwencją".

Najdalej idącą konsekwencją byłoby stwierdzenie, że wobec bezwzględnej nieważności umowy świadczenie spełnione przez bank w postaci kwoty wypłaconej jako kredyt stanowiło bezpodstawne wzbogacenie tego, na czyją rzecz zostało wypłacone, a wobec upływu terminu przedawnienia, bank nie może już skutecznie domagać się nawet tej kwoty na podstawie roszczenia o zwrot z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia

- czytamy w analizie.

Kredyt w złotych "jak frankowy"

Prawnicy Sądu Najwyższego dają w efekcie do zrozumienia, że najlepiej by było, gdyby umowa była dalej kontynuowana. Gdyby nie doszło do unieważnienia umowy kredytowej, alternatywnym rozwiązaniem byłoby jej czytanie z pominięciem niedozwolonej klauzuli waloryzacyjnej. To z kolei oznaczałoby, że kredyty byłyby po prostu złotowe - tak, jakby nigdy żadnego przeliczania po kursie franka nie było. Jednocześnie - oprocentowanie nadal byłoby takie, jak dla kredytów "frankowych" - tj. obecnie dużo atrakcyjniejsze niż dla "standardowych" kredytów w złotych. 

Podobne wyroki już prawomocnie zapadały. Takie rozumowanie dopuszcza także rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jest prawdopodobne, że w podobnym tonie orzeknie wkrótce sam TSUE. 

Więcej o: