W czwartek Boris Johnson podczas konferencji prasowej po jego środowym porażkach w Izbie Gmin mówił m.in. o swojej wizji brexitu, negocjacjach z Unią i przedterminowych wyborach.
Premier Wielkiej Brytanii zapytany przez dziennikarkę, czy może obiecać, że nie pojedzie do Brukseli prosić o kolejne opóźnienie brexitu, odpowiedział:
Tak, mogę. Wolałbym skonać w rowie
- stwierdził Johnson. Zdanie, które wypowiedział brzmiało po angielsku "I'd rather die in a ditch", można więc je tłumaczyć także jako idiom, odpowiednik polskiej "walki do ostatniej kropli krwi".
Johnson dodał, że opóźnianie brexitu byłoby "zupełnie bezzasadne" i oznaczałoby kolejne straty dla Wielkiej Brytanii - miliard funtów miesięcznie.
Jeśli ludzie naprawdę uważają, że powinniśmy zostać w Unii Europejskiej po 31 października, to powinno dać im się możliwość podjęcia decyzji. Nie chcę wyborów, ale nie widzę żadnej innej drogi
- mówił premier Wielkiej Brytanii.
Jedyną metodą jest podjęcie decyzji - czy chcecie, aby ten rząd skończył wszystko 31 października, czy żeby Jeremy Corbyn pojechał na kluczowy szczyt UE 17 października i oddał kontrolę Unii
- dodawał Johnson.
Przypomnijmy, że w środę Izba Gmin odrzuciła jego wniosek o przedterminowe wybory 15 października. Boris Johnson poddał ten wniosek pod głosowanie po tym, jak posłowie przyjęli tzw. ustawę Benna. Zablokowała ona możliwość bezumownego brexitu 31 października br. Dokładnie - oznacza, że jeżeli do 19 października nie zostanie przyjęta nowa umowa z Unią Europejską, premier Wielkiej Brytanii będzie musiał poprosić Unię o przedłużenie czasu na wyjście we wspólnoty przynajmniej do 31 stycznia 2020 r.
Czytaj też: Brexit. Brytyjska prasa: "Hipokryta", "Tchórz" o... liderze opozycji. Johnson "zepchnięty do narożnika"
Izba Gmin - w tym "buntownicy" z Partii Konserwatywnej - podwójnie upokorzyła więc Borisa Johnsona. Wniosek o wybory nie przeszedł, bo od głosu wstrzymali się posłowie opozycyjnej Partii Pracy. Jej przewodniczący Jeremy Corbyn wcześniej miesiącami nalegał na wybory, ale w tym przypadku nie zgadza się na nie dopóki ustawa blokująca brexit nie będzie prawomocna (tj. zyska poparcie Izby Lordów i uzyska tzw. Royal Ascent, czyli zgodę królowej). Obawia się bowiem, że Johnson - korzystając z prerogatywy królewskiej - przesunie termin wyborów na po 31 października, czym pokrzyżuje plany opozycji.
Aha, takie jest jego stanowisko. Jeśli dobrze rozumiem, lider opozycji nie może mi zaufać w kwestii wyborów przed brexitem. Przecież powiedziałem to z pięć razy w parlamencie, jak mam to jeszcze powiedzieć? Chcemy wyborów 15 października. Albo wcześniej, jeśli chcecie
- mówił w czwartek Boris Johnson.
Nie rozumiem jak możemy mieć sytuację, w której zdolność Wielkiej Brytanii do negocjacji jest całkowicie torpedowana przez parlament w ten sposób, z prawami Brytyjczyków oddanymi Brukseli tak, że możemy być uwięzieni w UE bez poddawania tego pod wybory
- dodawał premier Wielkiej Brytanii.
Czytaj też: Brexit i możliwe scenariusze? "Wizja Johnsona nie do przyjęcia", "Porozumienie May jest martwe"