PiS szykuje horrendalne podwyżki składek ZUS? Co mógł mieć na myśli Morawiecki

Będą bardzo wysokie podwyżki składek ZUS po wyborach? Tysiące przedsiębiorców w Polsce zszokowała zapowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, że jego partia "idzie w kierunku" liczenia składek ZUS proporcjonalnie do dochodu. To oznaczałoby, że osoby prowadzące dobrze prosperujące biznesy płaciliby horrendalnie wyższe składki - nawet o kilka tysięcy złotych. Tyle mniej ich firma dawałaby im dochodów netto. Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii starała się uspokoić przedsiębiorców.

Dziś osoby prowadzące własny biznes mogą płacić ryczałtowe składki ZUS - niezależne od przychodów czy dochodów firmy. W 2019 r. wszystkie składki w tzw. dużym ZUS-ie to blisko 1317 zł. To kwota, nad którą ubolewają osoby prowadzące najmniej dochodowe firmy. Jednocześnie jest to raczej atrakcyjna kwota dla wielu przedsiębiorców osiągających stosunkowo wysokie przychody/dochody.

Podwyżki składek ZUS bardzo złe dla przedsiębiorców

Nawet biorąc pod uwagę, że składki ZUS dla przedsiębiorców rosną ostatnio w tempie ok. 100 zł rocznie, nadal ryczałtowy ZUS jest dla sporej części przedsiębiorców rozwiązaniem atrakcyjnym w porównaniu do sytuacji, gdyby ich składki byłyby uzależnione np. od poziomu dochodów. Dlatego wielu z nich zamarło, gdy podczas sobotniej konwencji PiS premier Mateusz Morawiecki powiedział - odnosząc się do małych i średnich przedsiębiorców - że jego partia "idzie w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu".

To oznaczałoby, że przedsiębiorcy prowadzący stosunkowo dobrze prosperujące firmy płaciliby kilkukrotnie wyższe składki na ZUS. Przez to ich dochody netto spadłyby o tysiące złotych. Bardzo prosty, hipotetyczny przykład - załóżmy, że przedsiębiorca osiąga przychody na poziomie 10 tys. zł brutto. Przyjmijmy, że nie ma dodatkowych kosztów, poza częścią składek ZUS. Dziś po odjęciu ryczałtowych składek ZUS (łącznie 1317 zł) oraz podatku dochodowego (załóżmy, że to podatek liniowy ze stawką 19 proc.) zostaje mu netto ok. 7263 zł. Gdyby wprowadzono podwyżki składek ZUS i wszystkie (włącznie ze zdrowotną) były zależne od poziomu przychodów, netto jego biznes dawałby już ok. 5213 zł miesięcznie. 

Podwyżki składek ZUS? Emilewicz uspokaja

Teraz przedstawiciele rządu uspokajają przedsiębiorców, że rząd nie szykuje im drastycznej podwyżki składek ZUS. "Zapowiedziana przez premiera proporcjonalność składek na ZUS ma dotyczyć tylko najmniejszych firm. Nie straszmy więc tych dużych gwałtownym wzrostem składek" - pisze na Twitterze Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii.

Również "Rzeczpospolita", powołując się na swoje źródła w PiS, informuje, że ryczałtowy ZUS pozostanie. Program partii - wraz ze szczegółami proponowanych zmian - ma zostać zaprezentowany pod koniec tygodnia. Wówczas zapewne przedsiębiorcy otrzymają ostateczne potwierdzenie tego, co konkretnie planuje PiS. 

O co mogło chodzić Morawieckiemu?

Trudno oczywiście jednoznacznie stwierdzić, co mógł mieć na myśli podczas sobotniej konwencji PiS Mateusz Morawiecki, i skąd wzięła się rzekoma nadinterpretacja jego słów. Być może jednak premierowi nie chodziło o podwyżki składek ZUS, ale o zmianę zasad wyliczania składek ZUS w tzw. małej działalności gospodarczej. 

Po wprowadzeniu małej działalności gospodarczej, czyli od przychodu, idziemy w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu. I takiego zagwarantowania, żeby było łatwiej tym, którzy mają niższe dochody, którzy się rozkręcają, inwestują

- to dokładne słowa Morawieckiego na konwencji w Lublinie.

Warto przypomnieć, że od początku 2019 r. działa "mały ZUS dla małych firm". W określonych okolicznościach - m.in. gdy przychód w poprzednim roku nie przekraczał odpowiedniego poziomu (dla składek w 2019 r. chodzi o łączny przychód na poziomie maksymalnie 63 tys. zł brutto), przedsiębiorca może płacić składki ZUS proporcjonalnie do poziomu przychodów. Wychodzi na tym lepiej, niż gdyby płacił składki ryczałtowo. 

Problem tylko w tym, że z "małego ZUS-u" mogą korzystać przedsiębiorcy o stosunkowo niskich PRZYCHODACH, a nie DOCHODACH (czyli przychodach obniżonych o koszty). Jeśli więc ktoś prowadzi biznes, w którym ma jednocześnie wysokie przychody i koszty, na to rozwiązanie się "nie łapie". Przykładowo - jeśli ktoś kupił maszynę za 15 tys. zł, a sprzedał za 17 tys. zł, to jego przychód wyniósł 17 tys. zł, ale dochód raptem 2 tys. zł. Inny przykład - firma generuje duże przychody, ale jednocześnie te pieniądze wydaje na inwestycje (np. w pojazdy, maszyny itd.), to również wykazuje niskie dochody. 

Być może więc o to chodziło Mateuszowi Morawieckiemu - że w przyszłości z "małego ZUS-u" będą mogli skorzystać nie tylko ci przedsiębiorcy, którzy osiągają niskie przychody, ale też ci, którzy mają stosunkowo niskie dochody, bo na przykład - jak mówił premier - "rozkręcają się". 

Aktualizacja: Nasze podejrzenia potwierdziła minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, która w rozmowie z PAP tłumaczyła, że zapowiedź składek proporcjonalnych do dochodów dotyczy wyłącznie tzw. "małego ZUS-u" (i wówczas zmiana będzie korzystna), a nie składek od wszystkich przedsiębiorców.

Więcej o: