W 2011 r. na skutek trzęsienia ziemi i tsunami elektrownia atomowa w Fukushimie uległa poważnej awarii. Uszkodzone zostały trzy spośród sześciu reaktorów. Okoliczną ludność ewakuowano, a operator elektrowni - firma Tepco - zdołała do tej pory zgromadzić w silosach elektrowni prawie milion ton skażonej wody pochodzącej z systemów chłodzenia. Jak podał "The Guardian", niestety miejsce, by ją składować kończy się w związku z czym japoński minister środowiska rozważa spuszczenie jej prosto do Oceanu Spokojnego. Zasoby skażonej wody osiągną maksimum przed 2022 r.
Ponad milion ton skażonej wody jest przechowywanych w prawie 100 tys. zbiorników na terenie elektrowni. Obecnie nie wiadomo jeszcze jaka jej część miałaby trafić do Pacyfiku. Trwają rozmowy z ekspertami, którzy mają przygotować dokładne ekspertyzy. Japonia zapowiedziała, że nie podejmie żadnej decyzji dopóki nie powstanie finalny raport z zaleceniami i oceną ryzyka.
Jeśli japoński resort zdecyduje się na ten sposób pozbycia się skażonej wody z elektrowni w Fukushimie, może być pewny, że wejdzie na wojenną ścieżkę z ekologami i lokalnymi rybakami, którzy już biją na alarm. Co więcej, może w ten sposób rozwścieczyć swoich sąsiadów. Władze Korei Południowej już w sierpniu wezwały tamtejszego ambasadora Japonii w celu złożenia wyjaśnień, jak japoński rząd ma zamiar rozwiązać problem skażonej wody z elektrowni w Fukushimie.
W marcu 2011 r., gdy doszło do awarii w elektrowni atomowej w Fukushimie pracowały trzy z sześciu tzw. reaktorów wodnych wrzących (BWR). Pozostałe trzy były wyłączone ze względu na cykliczną kontrolę. Na skutek trzęsienia ziemi oraz powstałego tsunami, wystąpiły problemy z awaryjnym zasilaniem oraz systemem chłodzenia. Z powodu zalania systemu przez niezauważony przez operatorów przeciek nastąpił spadek ciśnienia w rdzeniu, co spowodowało z kolei znaczny skok ciśnienia i temperatury wewnątrz reaktora. Pomimo zabezpieczeń przed zjawiskami naturalnymi - w tym trzęsieniami ziemi i huraganami - tsunami udało się uszkodzić elektrownię.
Firma Tepco przyznała po awarii w Fukushimie, że zdarzenie w japońskiej elektrowni atomowej miało podobny format, co katastrofa jądrowa w Czarnobylu, choć Japońska Komisja Bezpieczeństwa Nuklearnego oszacowała, że ilość uwolnionych do środowiska substancji radioaktywnych wynosiła 10 proc. tego, co zostało uwolnione na skutek katastrofy na Ukrainie w 1986 r. Również w tym przypadku doszło zresztą do zatajeń po stronie operatora. W toku śledztwa japońskiej prokuratury okazało się, że Tepco ukrywała informacje dotyczące awarii w elektrowni przez ok. dwa miesiące. Ówczesnemu prezesowi i dwóm wiceprezesom postawiono zarzuty.