Podwyżka ZUS po wyborach. Rząd zapędził się w kozi róg i rozjuszył przedsiębiorców

Blady strach padł na przedsiębiorców, gdy przez media zaczęły przetaczać się wieści, że rząd chce zrezygnować z ryczałtowych składek ZUS i uzależnić je od dochodów. Dla wielu osób taka podwyżka ZUS oznaczałaby wielokrotnie wyższe obciążenia i znacznie niższe zyski z działalności. Ostatnie doniesienia wskazują, że rząd takich planów (przynajmniej na razie) nie ma. Pytanie, czy doszło do nieporozumienia, czy rząd postanowił "wybadać teren" pod podwyżki składek ZUS.

Podwyżka ZUS, składki od dochodu - skąd to się wzięło?

Na początek warto przypomnieć, skąd wzięło się całe zamieszanie. W sobotę 7 września na konwencji wyborczej PiS w Lublinie premier Mateusz Morawiecki miał zapowiedzieć, że rząd wprowadzi dla przedsiębiorców składki ZUS od dochodu.

Warto jednak przytoczyć dokładne słowa Morawieckiego:

Po wprowadzeniu małej działalności gospodarczej, czyli od przychodu, idziemy w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu. I takiego zagwarantowania, żeby było łatwiej tym, którzy mają niższe dochody, którzy się rozkręcają, inwestują

- to, słowo w słowo, wypowiedź Morawieckiego na konwencji w Lublinie w kontekście składek ZUS.

 

W świat poszła przede wszystkim informacja "idziemy w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu". To byłaby oczywiście bardzo zła wiadomość dla wielu przedsiębiorców. Dziś bowiem mogą oni płacić ryczałtowe składki ZUS - w 2019 r. w łącznej wysokości 1317 zł (w 2020 r. zapewne o co najmniej 100 zł więcej). Niezależnie od przychodu, dochodu, zysku czy innych wskaźników.

Co, gdyby składki liczono proporcjonalnie? W najprostszym przykładzie - przedsiębiorca osiągający przychody na poziomie 10 tys. zł brutto, "na rękę" - po składkach i podatku - zarobiłby ok. 2 tys. zł mniej (5,2 tys. zł vs. 7,2 tys. zł). W przypadku większych biznesów składki mogłyby iść w dziesiątki tysięcy złotych.

Morawiecki mówił o "małym ZUS-ie"

Słowa Mateusza Morawieckiego były bardzo niekonkretne, pozostawiły pole do różnych interpretacji. Można by to zrzucić na karb emocji i atmosfery konwencji wyborczej, jednak od premiera wymaga się zdecydowanie bardziej klarownego formułowania swoich wypowiedzi. Tego niewątpliwie zabrakło.

Z drugiej strony, kontekst wypowiedzi pozwalał wnioskować (aczkolwiek podkreślam - wnioskować, a nie wiedzieć na pewno), że Morawiecki mówił wyłącznie o zmianach w tzw. "małym ZUS-ie". Pisałem o tym już we wtorek.

Od początku 2019 r. przedsiębiorcy o najniższych przychodach (maksymalnie 63 tys. zł w 2018 r.) mogą płacić proporcjonalne składki ZUS, i w ich przypadku jest to opłacalne. Problem w tym, że kryterium stanowi tu poziom przychodów, a nie dochodów (czyli przychodów pomniejszonych o koszty). To sprawia, że jeśli firma ma wysokie przychody, ale jednocześnie wysokie koszty, bo np. inwestuje w nowe maszyny, na to rozwiązanie się nie łapie.

Kryterium przychodowe, a nie dochodowe w "małym ZUS-ie", było krytykowane od początku. Mając to na uwadze, słowa premiera w kontekście małej działalności gospodarczej o liczeniu ZUS-u od dochodu, a nie przychodu, i uldze dla tych przedsiębiorców, "którzy mają niższe dochody, którzy się rozkręcają, inwestują", brzmią raczej rozsądnie. 

Podwyżka ZUS - Dworczyk nadal tak uważa

Z drugiej strony, zdecydowanie daleki jestem od mówienia, że mieliśmy do czynienia z "fake newsem", że doszło do wyciągnięcia z kontekstu słów premiera np. przez jego oponentów politycznych. Po pierwsze, o ile słowa Morawieckiego można było rozumieć w różny sposób, o tyle sobotni tweet szefa jego kancelarii, Michała Dworczyka, pola do nadinterpretacji już nie pozostawiał. 

"ZUS dla przedsiębiorców wyliczany w zależności od dochodów" - jednoznacznie napisał w serii tweetów z powyborczymi planami PiS Dworczyk. Jego wpis podały dalej m.in. profile "PiS Dolnośląskie" czy "PiS Wielkopolskie". Do dziś szef KPRM nie usunął ani nie sprostował tego tweeta.

Po drugie, zadziwiająco długo zajęło rządowi zdementowanie informacji o rewolucji w składkach ZUS. Trzeba było czekać na to aż blisko trzy doby. Dopiero we wtorek 10 września przedsiębiorców na Twitterze zaczęło uspokajać minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Później udzieliła wywiadu Polskiej Agencji Prasowej, w której potwierdziła moje przypuszczenia, że premier zapowiadał wyłącznie zmiany w "małym ZUS-ie". Również dopiero we wtorek rzecznik rządu Piotr Mueller zapewnił na Twitterze, że "liczenie wysokości składki ZUS dla przedsiębiorców pozostanie na takich samych zasadach".

Dłużej, bo aż do środy, trzeba było czekać, aż do zamieszania ustosunkuje się sam premier. I on zapewnił, że "po zmianach nikt nie zapłaci więcej na ZUS niż jest to obecnie". Kancelaria Premiera dopiero w środę pokazała proponowane zmiany w "małym ZUS-ie". 

Czytaj też: Jarosław Kaczyński twierdzi, że PiS dba o przedsiębiorców. Dwa lata temu radził im "zająć się czymś innym"

Podwyżka ZUS wypuszczona na próbę?

Nie da się wykluczyć, że rząd zamieszanie z podwyżką składek ZUS - przypadkowe albo celowe - wykorzystał na sprawdzenie, jak ta propozycja zostałaby odebrana przez Polaków. Dopiero gdy zaczął robić się wokół niej nieznośny rumor, zaczęto tłumaczyć, co Mateusz Morawiecki miał na myśli. 

Przecież dokładnie to samo robiono już wielokrotnie, ot - choćby kilka miesięcy temu w przypadku tzw. testu przedsiębiorcy. Ten pomysł zapisano w kwietniowym "Wieloletnim Planie Finansowym Państwa" (właściwie nadal tam jest), i minęło dobrych kilka tygodni dyskusji, wypełnionych sprzecznymi komunikatami z rządu, zanim premier Morawiecki jednoznacznie powiedział, że testu nie będzie.

Z tego powodu pomysł podwyżki składek na ZUS od przedsiębiorców brzmiał wiarygodnie. Zresztą wystarczy sobie przypomnieć, co rząd planuje zrobić już w 2020 r. - a mianowicie zlikwidować zasadę, że pracownicy, które w ciągu roku zarobią więcej niż trzydziestokrotność prognozowanego wynagrodzenia na ten rok (w 2019 r. ten limit wynosi blisko 143 tys. zł), od nadwyżki nie płacą już składek ZUS. Gdy rząd usunie tę zasadę, najlepiej zarabiające osoby będą płaciły wyższe składki, mniej otrzymując "na rękę" (za to gdy przejdzie na emeryturę, ZUS będzie mu musiał wypłacać bardzo wysokie świadczenie). Zyska na tym budżet państwa - ok. 7,5 mld zł w 2020 r. (ok. 5,2 mld zł uwzględniając jednoczesny spadek wpływów podatkowych - wyższe składki obniżą podstawę opodatkowania). 

Podwyżka ZUS dla przedsiębiorców miałaby takie same konsekwencje. Logiczne więc nadal może się wydawać, że rząd PiS kiedyś i przedsiębiorcom będzie chciał dokręcić składkową śrubę. Obecnie żadnego projektu nie ma, jest za to obietnica, że proporcjonalnych składek ZUS nie będzie. Przedsiębiorcy mogą chyba odetchnąć z ulgą. Na razie.

Zobacz wideo
Więcej o: