Ogłoszona przez Departament Stanu zgoda to standardowy krok w procesie sprzedaży amerykańskiego uzbrojenia w ramach programu FMS, który czyni rząd USA pośrednikiem i gwarantem wypełnienia umowy. Teraz formalnie Kongres może zakwestionować tą decyzję, ale w praktyce się to nie zdarza. Zwłaszcza w przypadku sojusznika z NATO.
Oznacza to rozpoczęcie ostatecznych negocjacji na temat kształtu samej umowy. To co bowiem napisano w komunikacie Departamentu Stanu, jest ogólnym opisem tego, co Polska chce kupić i ceną maksymalną, jaką sobie za to Amerykanie liczą.
Liczą sobie niemało - a konkretnie 6,5 miliarda dolarów za 32 samoloty, jeden dodatkowy silnik i całą masę innych dodatków. Od oprogramowania, przez system zarządzający obsługą techniczną, części zamienne po szkolenie dla pilotów. To standardowy pakiet.
Komunikat ze stycznia 2018 roku w sprawie zakupu przez Belgię 34 myśliwców F-35, był niemal identyczny. Poza dwoma samolotami więcej, Belgowie zażyczyli sobie jeszcze trzy dodatkowe silniki, a cenę wstępną dostali 6,53 miliarda dolarów. Ostatecznie, po 10 miesiącach negocjacji, Belgia podpisała umowę na zakup F-35 opiewającą na 4,55 miliarda dolarów. Cena w porównaniu do pierwszego ogłoszenia amerykańskiego spadła więc wyraźnie. Jest bardzo prawdopodobne, że ostateczna cena dla Polski również ulegnie zmianie. Czy o tyle samo, trudno powiedzieć. W grę wchodzi wiele czynników.
Dla przykładu, w listopadzie 2017 roku Departament Stanu notyfikował zgodę na sprzedaż Polsce systemów przeciwrakietowych Patriot za 10,5 miliarda dolarów. Ostatecznie umowa podpisana pół roku później opiewała na niecałe 5 miliardów dolarów, bo po drodze MON zrezygnował z części istotnych i kosztownych wymogów, takich jak transfer technologii. Przy okazji zakupu F-35 też można ciąć dodatkowe elementy zakupu, choćby ograniczać skalę zamówienia na części zamienne czy szkolenie pilotów. Amerykanie na wstępie zawsze zakładają bardzo bogaty "pakiet dodatkowy". Oszczędności raczej jednak nie będą tak duże jak w przypadku Patriotów.
Jednak nawet jeśli ostateczna cena polskich F-35 spadnie do poziomu belgijskiego, to i tak oznacza to wielkie pieniądze - kilkanaście miliardów złotych. W rejonie 400-500 złotych od każdego obywatela. Najpewniej będzie to drugi najkosztowniejszy program zbrojeniowy w historii III RP, po zakupie wspomnianych systemów Patriot. Może być też największy, jeśli cena nie spadnie znacząco.
Co więcej, do samolotów trzeba będzie dokupić uzbrojenie a to nie jest tanie. Będzie to swobodnie kilka dodatkowych miliardów złotych. F-35 wykorzystują w większości te same rakiety i bomby co posiadane już przez Polskę F-16, jednak posiadane przez nas zapasy amunicji są niewielkie i nie wystarczą do "obdzielenia" nowych F-35.
To jednak tylko kropla w morzu kosztów, jakie dla polskiego wojska oznaczają nowe amerykańskie myśliwce. Są to maszyny drogie w utrzymaniu. Według danych wojska USA z 2018 roku, godzina lotu F-35 w wersji A, jaką kupuje Polska, to wydatek rzędu 44 tysięcy dolarów. Dla starszych F-16 ta kwota jest obecnie około 3-4 razy niższa.
Koncern Lockheed Martin twierdzi, że koszt godziny lotu do 2024 roku uda się znacznie obniżyć i F-35 nie będzie znacząco droższy w eksploatacji od starszych maszyn. Powątpiewa w to jednak sam Pentagon, według którego koszty uda się obniżyć maksymalnie o połowę tego, co zakłada koncern.
Ogólnie koszt zakupu i eksploatacji floty około 2,5 tysiąca F-35 wojska USA przez pół wieku, jest szacowany na około półtora biliona dolarów. 600 milionów dolarów od samolotu, podczas gdy cena jego zakupu nie będzie przekraczała stu milionów. To bardzo uproszczone rachunki, ale pokazują, że samo kupienie uzbrojenia, to w szerszej perspektywie tylko pierwszy krok i wcale nie najdroższy.
Czy warto wydawać takie horrendalne pieniądze? Polska przed F-35 tak czy inaczej nie ucieknie. Stają się one powoli podstawową maszyną wielozadaniową lotnictwa USA i NATO, tak jak kiedyś stały się nią F-16. Dysponują przy tym znacznie większymi możliwościami. Potocznie F-35 nazywa się maszynami piątej generacji. Ogólnie rzecz biorąc oznacza to dwie kwestie: są zbudowane od podstaw zgodnie z koncepcją "stealth", czyli utrudnienia wykrycia przez radary, oraz mają pokładową elektronikę na zupełnie nowym poziomie. Oferuje to wiele nowych możliwości pilotom F-35, których ich koledzy w starszych maszynach mogą tylko zazdrościć. Co więcej, nowe myśliwce mogą wspierać na przykład F-16 czy naziemną obronę przeciwlotniczą przesyłając im różne bardzo ważne dane na temat wroga. Są czymś naprawdę rewolucyjnie nowym, nawet jeśli nie są najszybsze czy najzwrotniejsze. Polskie lotnictwo dużo zyska w postaci F-35.
Nie można też zapominać o kwestiach politycznych. Kolejne drogie zakupy amerykańskiego uzbrojenia mają w zamiarze rządzących w Warszawie silniej nas związać ze Stanami Zjednoczonymi i poprawić możliwości współdziałania z amerykańskimi siłami zbrojnymi. Wszystko w celu uzyskania większego zainteresowania Waszyngtonu kwestią przysyłania do Polski żołnierzy i gotowości do ewentualnej pomocy w obronie.
Wątpliwości budzi jednak to, w jaki sposób kupujemy F-35 i przychylność USA. MON przeprowadza cały proces w tempie ekspresowym, całkowicie rezygnując nawet z pozorów konkurencyjności. Choć jeszcze w 2018 roku formalnie ogłoszono program Harpia i w jego ramach planowano rozmawiać z wieloma producentami, rozważając przy tym zakup też maszyn starszej generacji. Jednak po kolejnej katastrofie starego myśliwca MiG-29 wiosną roku 2019, minister Mariusz Błaszczak ogłosił dążenie do jak najszybszego zakupienia konkretnie F-35.
Choć jest oczywiste, że na rynku nie ma dostępnych dla Polski innych maszyn piątej generacji, to można choćby spojrzeć na przykład Belgów. Oni formalnie prowadzili konkurencyjne postępowanie. Do końca nie było pewne, czy wybiorą F-35. Silną presję wywierały europejskie firmy oferujące starszy myśliwiec Eurofighter. Podobnie Szwajcarzy, którzy obecnie szukają nowych myśliwców. Rozważają nie tylko F-35, ale też cały wachlarz starszych maszyn. Pisaliśmy o tym jak oni to robią.
Pozostaje poczekać do momentu ogłoszenia ostatecznego kształtu umowy, aby dowiedzieć się, które podejście jest lepsze. Niestety szczegóły umów nigdy nie są publikowane, przez co nie będzie się dało dokładnie porównać tej polskiej z belgijską. Jest przy tym możliwe, że w obliczu dużych kosztów całej umowy MON podzieli ją na fazy, podobnie jak z systemami Patriot. Na początek może zostać kupiona tylko część F-35.
Według informacji podawanych przez koncern Lockheed Martin, jeśli podpiszemy umowę jeszcze w tym roku, to pierwsze cztery polskie F-35 będą gotowe w 2024. Trafią jednak do bazy Hill w USA, gdzie znajduje się centrum szkoleniowe. Tam będą się uczyć polscy piloci. To standardowe rozwiązanie stosowane przez zagranicznych nabywców F-35. Jeśli zamówimy wszystkie maszyny do razu, to ostatnie mają zostać dostarczone do 2030 roku. Wstępna gotowość do działań bojowych ma zostać osiągnięta w 2026 roku.