30-krotność budzi pewne kontrowersje. Są argumenty, takie jak chociażby zatrudnianie wysokiej klasy specjalistów, którzy zarabiają powyżej tego progu. Być może te argumenty przekonają nas faktycznie do tego, żeby tego rozwiązania nie wprowadzać
- powiedział Müller w programie "Tłit" w Wirtualnej Polsce.
Zapytany, czy jest bliżej podjęcia decyzji o rezygnacji z tego projektu, odpowiedział: "Taka decyzja może zapaść".
W zeszłym tygodniu wicepremier Jarosław Gowin stwierdził, że jego Porozumienie nie zagłosuje za likwidacją limitu 30-krotności składek na ZUS. Bez głosów 18 posłów tej partii, PiS musiałby poszukać wsparcia u opozycji, aby przeprowadzić reformę przez Sejm.
Gowin zapowiadał także w poniedziałek możliwość nowelizacji projektu przyszłorocznego budżetu, jeżeli dojdzie do pozostawienia limitu. Dokument w obecnym kształcie zakłada bowiem, że 30-krotność zostanie zlikwidowana i budżet tylko w 2020 r. miałby zyskać na tym ok. 5 mld zł. Gdyby do zniesienia limitu składek na ZUS nie doszło, a rząd nadal chciałby, aby w budżecie na 2020 r. nie było deficytu, konieczne byłoby poszukanie brakujących miliardów gdzie indziej.
Nie wiadomo też, czy ustawę likwidującą limit 30-krotności podpisałby prezydent Andrzej Duda. W poniedziałek jego rzecznik stwierdził bowiem, że Duda jest "bardzo nieprzychylny" tej reformie i "ma nadzieję, że to rozwiązanie nie trafi na jego biurko".
Przeciwko zniesieniu limitu 30-krotności składek na ZUS są również liczne organizacje pracodawców, a także NSZZ Solidarność.
>>> Te pieniądze, które chcą wziąć w postaci wyższej składki, należą się nie temu rządowi, ale przyszłym pokoleniom - komentował pomysł likwidacji limitu 30-krotności w "Studiu Biznes" Grzegorz Cydejko, publicysta ekonomiczny.
Zasada 30-krotności polega na tym, że jeżeli zarobki pracownika w ciągu roku przekroczą poziom 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, to do końca roku za takiego pracownika nie odprowadza się już składek ZUS. Tym samym taki pracownik zaczyna zarabiać na rękę więcej, spada także koszt jego zatrudnienia. Limit 30-krotności stworzono po to, aby najlepiej zarabiające osoby nie odprowadzały bardzo wysokich składek, bo wówczas za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat ZUS będzie im musiał wypłacać horrendalnie wysokie emerytury.
Prognozowane wynagrodzenie na 2019 r. wynosiło 4765 zł, więc w 2019 r. limit 30-krotności opiewa na blisko 143 tys. zł rocznie. W 2020 r. prognozowane wynagrodzenie ma wynieść 5227 zł, więc limit 30-krotności byłby na poziomie prawie 157 tys. zł.
Zniesienie limitu 30-krotności sprawiłoby, że wzrosłyby wpływy ZUS, ale kilkaset tysięcy najlepiej zarabiających pracowników w Polsce otrzymywałoby niższe wynagrodzenia netto, a jednocześnie koszty ich zatrudnienia poszybowałyby. Przykładowo, pracownik zarabiający 20 tys. zł brutto miesięcznie straciłby ok. 7 tys. zł w skali roku, a koszt jego zatrudnienia dla firmy wzrósłby o ok. 16 tys. zł w skali roku.
Jednocześnie najlepiej zarabiającym dziś osobom za jakiś czas trzeba byłoby wypłacać dużo wyższe emerytury, co wzmacniało nierówności dochodowe wśród emerytów.