Jeremy Corbyn, lider Partii Pracy, najważniejszego ugrupowania opozycyjnego, oświadczył, że jest gotów poprzeć wniosek o przedterminowe wybory - mogłyby się one odbyć np. 12 grudnia. Domaga się ich Boris Johnson.
Lider Partii Pracy oświadczył, że zniknęła najważniejsza przeszkoda, która do tej pory uniemożliwiała poparcie wniosku premiera - Unia Europejska zgodziła się bowiem, by brexit przesunąć na 31 stycznia 2020. Zdaniem Corbyna, Wielka Brytania nie musi się szykować na twardy "rozwód".
Będziemy mogli rozpocząć teraz najbardziej ambitną i radykalną kampanię na rzecz realnych zmian, jaką kiedykolwiek widziano w tym kraju
- oświadczył cytowany przez New York Times.
To szansa jedno na pokolenie, by stworzyć państwo dla mas, nie dla nielicznych.
- dodał.
We wczorajszym głosowaniu Boris Johnson po raz kolejny poniósł porażkę. Brytyjska Izba Gmin nie zgodziła się bowiem na przedterminowe wybory na warunkach premiera. Za wnioskiem głosowało 299 posłów, przeciw było 70. Aby doszło do przedterminowych wyborów, Boris Johnson potrzebowałby większości dwóch trzecich, czyli 434 głosów - podał serwis UK Politics.
Propozycję Johnsona już wcześniej poparło kilka mniejszych partii opozycyjnych. Deklaracja Corbyna zmienia jednak postać rzeczy - to głosy Partii Pracy wydają się rozstrzygające.
Jeszcze w piątek UE stała - głównie za sprawą prezydenta Francji Emmanuela Macrona - na twardym stanowisku: brexit nastąpi 31 października. W poniedziałek sytuacja się jednak zmieniła. Donald Tusk potwierdził, że 27 krajów zgodziło się na elastyczne opóźnienie wyjścia Wielkiej Brytanii. Ma ono nastąpić nie później niż 31 stycznia 2020 roku.
Czytaj też: Brexit. Wielka Brytania zamówiła nowe monety. Mają złą datę wyjścia z UE. Mogą być gratką kolekcjonerską