Bielik-Robson o Zandbergu: To gigantyczne oszustwo wyborcze, że oni się sprzedali jako fajna miła zachodnia socjaldemokracja

Grzegorz Sroczyński
Trzeba pamiętać, że cała ta prawicowa inteligencja, która teraz jest kośćcem dobrej zmiany, to są wszystko ludzie, którzy zostali strąceni w tamtych latach do szeolu. Do absolutnego niebytu. Zostali wykluczeni ze wspólnoty i obmówieni jako szaleńcy. Wariaci. I teraz wracają jako zombie - z filozofką Agatą Bielik-Robson rozmawia Grzegorz Sroczyński

Grzegorz Sroczyński: Dlaczego wy - liberałowie - z taką furią reagujecie na powrót lewicy do Sejmu? "To są dzieci Marksa". "Za chwilę w każdym mieście będzie ulica Chaveza" - takie tweety zamieszczają liberalni publicyści. Co się z wami dzieje?

Agata Bielik-Robson: Ja ani nie tweetuję, ani nie udzielam się na Facebooku. Z tą furią też przesada. I nie chodzi o całą lewicę, tylko o Partię Razem. Są irytujący. Ich pomysł, żeby głosować razem z PiS-em za podwyżkami podatków - czyli zmianą limitu składek na ZUS i akcyzy na alkohol - świadczy o totalnej nieprzytomności. PiS potrzebuje pieniędzy na swoje złe cele, na tworzenie socjalnego parasola ochronnego dla planowego niszczenia demokracji. Jak można w tym pomagać?

To wszystko już wiemy. Od czterech lat mówicie, że bronicie demokracji.

I trzeba to w kółko powtarzać! Wszyscy zaczęli nagle wychwalać młodą lewicę, że się zabrała za sprawy merytoryczne - podatki, emerytury, mieszkania, umowy śmieciowe - ale według mnie robi to w taki sposób, jakby się urwała z choinki. Jakby to były problemy same w sobie, które można wyjąć z kontekstu i przedyskutować osobno. A kontekst jest taki, że mamy rządy półautorytarne i ta tak zwana dyskusja merytoryczna tylko je legitymizuje.

Czyli trzeba bronić demokracji i tylko wy wiecie, jak to robić?

Nie zapędzisz mnie w kozi róg obciachu. Bo ja wiem, o co ci chodzi - "bronimy demokracji" brzmi trochę jak takie koderskie wytarte hasło, z którego można sobie heheszkować w lewicowych kręgach. Ale tak, uważam, że musimy bronić demokracji, a jednocześnie dyskutować o emeryturach.

Słuchałaś Zandberga po expose Morawieckiego?

Nie. Bo wtedy uczyłam.

"Mieliście budować tanie mieszkania, zbudowaliście ich 900 przez cztery lata - to nie jest żadne państwo socjalne". "Nic nie zrobiliście w sprawie śmieciówek - to nie jest państwo socjalne". "Szpitale są zamykane, bo nie ma w nich kto pracować - to nie jest państwo socjalne". Może to jest skuteczniejsze, niż mówienie w kółko o obronie demokracji?

Zandberg musiał usłyszeć głosy z ostatnich dni, że młoda lewica oskarżana jest o współpracę z PiS-em. I dlatego tak przywalił Morawieckiemu. On jest urodzonym politykiem i jego przemówienie było czujną reakcją na te głosy.

Jacyno: Czy ta, czy inna partia - my już zostaniemy państwem półperyferyjnym z beznadziejnymi szkołami i szpitalami>>

Zandberg punktuje Morawieckiego. Zobacz głośne wystąpienie:

Zobacz wideo

A może lewica ma w nosie wasze pohukiwania?

Nie nasze! Pod tekstami w "Wyborczej" o tym, że lewica rozważa poparcie dla pisowskiej likwidacji progu 30-krotności składek na ZUS, widziałam wściekłe komentarze. "Głosowałem na was, bo sądziłem, że waszym pierwszym gestem będzie osłabienie władzy kościoła w Polsce, a wy wchodzicie w d… PiS-owi. Nigdy więcej!". To są ich wyborcy. Ci, którzy zostali podebrani Koalicji Obywatelskiej ze względów obyczajowych, ale nie są gotowi na razemową lewicę socjalną.

Poza tym, gdzie ja niby pohukiwałam?

W felietonach. Pisząc od czterech lat, że musi powstać jedna wielka zjednoczona opozycja, a jak ktoś nie idzie z wami, liberałami, to jest szkodnik i kryptopisowiec.

Upraszczasz. Twierdziłam tylko, że liberałowie nie mogą być wrogiem numer jeden, a na to niestety wyszło. To właśnie zandbergowcy - a nie straszni mieszczanie - "widzą wszystko osobno". Wycinają sobie fragment rzeczywistości, który wydaje im się jedynie ważny, a całą resztę po marksowsku traktują jako symboliczną pianę. Po co gadać o obronie demokracji, kiedy trzeba budować mieszkania albo zwiększyć emerytury najniższe?

Może trzeba?

Czy ty nie rozumiesz, co tu się dzieje? Mamy apokaliptyków u władzy! Teraz, po kilku latach, sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo rząd PiS-u udaje normalizację - od tego jest Morawiecki z tą swoją gładką mową - ale tak naprawdę działa ciągle według wzorca stanu wyjątkowego, wywracając wszystko na nice i igrając z apokaliptycznym ogniem. To może się skończyć społeczną katastrofą, co zresztą Kaczyńskiemu w ogóle by nie przeszkadzało. Podejrzewam, że byłby szczęśliwy, gdyby tu wszystko spłonęło.

O Jezu…

Ty tego nie kupujesz, bo jesteś jak Woś. Tobie PiS wydaje się normalny, bo po prostu - wybacz - niewiele rozumiesz z kontekstu, który Peter Sloterdijk nazywa bardzo trafnie psychospołecznym. Ja tymczasem prawą stronę obserwuję od bardzo dawna, przez pewien czas na zasadzie obserwacji uczestniczącej. I pewne rzeczy po prostu wiem.

Jakie rzeczy?

Że to są ludzie o temperamencie apokaliptycznym. Rządzą nami postaci, którymi kieruje gigantyczna siła resentymentu, to dla PiS-u jedyny rodzaj paliwa. Ich napędza nienawiść do "Salonu", do III RP, do elit dawnej Unii Demokratycznej, do umownego Holoubka z Konwickim, bo ten "Salon" ich wykluczał w latach 90. w czasie osławionej wojny na górze.

Trzeba pamiętać, że cała ta prawicowa inteligencja, która teraz jest kośćcem dobrej zmiany, to są wszystko ludzie, którzy zostali strąceni w tamtych latach do szeolu. Do absolutnego niebytu. Zostali wykluczeni ze wspólnoty i obmówieni jako szaleńcy. Wariaci.

I teraz wracają jako zombie.

Zombie?

Wracają z rejonów śmierci, z rejonów społecznego wygnania. I - jak wszystkie zombie - mają jeden niesamowity power: zemstę. Niech spłonie świat, ale niech króluje sprawiedliwość!

I ty to wiesz?

Tak. Ja to wiem, bo sama w tym uczestniczyłam. Należałam do wykluczonych w latach 90. jako prawicowy ciemnogród. "Megiera prawicy" - pisano o mnie. I wiem, że apokaliptykom z PiS-u nie o władzę, nie o stołki chodzi, tylko o zemstę.

Człowiek resentymentu jest super przewidywalny. Pamiętasz "Notatki z podziemia" Dostojewskiego? Doskonale wiadomo, co Człowiek Spod Podłogi by zrobił, gdyby wrócił do władzy. Z jego zjadliwych refleksji na temat zgniłego świata liberalnego - podkreślam to, bo tutaj PiS z lewicą sobie podają ręce – jasno wynika, co chciałby zniszczyć, w co by uderzyć, żeby mieć satysfakcję zemsty. "Ja jestem jeden, a oni wszyscy". Ale czy Człowiek Spod Podłogi ma jakieś plany pozytywne? Raczej nie.

Człowiek resentymentu, kiedy udaje mu się wrócić do władzy, długo sobie nie uświadamia, że tę władzę ma, że coś może. I dopiero wtedy czuje własną siłę, kiedy może komuś dowalić, coś zniszczyć. Ludzie PiS-u dopiero wtedy czują, że rządzą, kiedy Pawłowicz zostaje wprowadzona do TK na złość sędziowskiemu środowisku, albo kiedy minister Gliński po raz kolejny rujnuje jakąś instytucję kultury. Natomiast gdyby im się udało zbudować 20 tysięcy tanich mieszkań, a nie te nieszczęsne kilkaset, to emocjonalnie ich to nie rusza.

Ja uważam tę władzę za patologiczną u swego zarania, tak bardzo patologiczną, że byłam gotowa przyłączyć się do mantry "ratujmy demokrację", z której ty się podśmiewasz. Bo mamy w Polsce rząd zombie. Najgorsze, co w każdym horrorze się przydarza, to upiory wracające z rejonów śmierci. I właśnie taki czuję strach przed tym rządem, jakbym śniła horror. Wszelkie paktowanie z nimi, każda próba normalizacji ich rządów, jest absolutnym błędem. I dlatego jestem tak krytyczna wobec zandbergowskiej lewicy, bo nawet jeśli oni mają pozytywne cele, to nie kumają kontekstu, są nie z tego świata, wykorzenieni z Polski realnej, bo się wychowali w szkole na Bednarskiej, czyli w warunkach warszawskiej metropolii, która chwilami przypomina Zachód, choć nim nie jest.

I piją cafe latte na Zbawiksie - zapomniałaś dodać.

Nie chodzi mi o Zbawiks, darujmy sobie fejsowe złośliwostki. Chcę powiedzieć coś poważniejszego: są w ojczyźnie rachunki krzywd, o których młoda lewica nie ma pojęcia. A te rachunki są kluczowe dla rozumienia, co się w Polsce dzieje. To definiuje obecnie polską politykę i naszą przyszłość, i nie da się sprowadzić do banału "wojny plemion".

Ale zaraz, żebym dobrze zrozumiał. Czyli ty przystąpiłaś do obozu, który wyprodukował to prawicowe zombie, i który ciebie też kiedyś wykluczał?

Dokładnie tak.

Ten resentyment wytworzyła nieustanna walka z ciemnogrodem w latach 90.; ciągłe tłuczenie po głowie młotkiem, że jak ktoś nie uznaje transformacji w stu procentach tak, jak to sobie ojcowie założyciele wymyślili, to jest nienowoczesnym odpadem i obskurantem. A jeśli w ogóle chce dyskutować na temat kierunków modernizacji Polski, to już jest faszystą. Ja należałam do grona, które miało wątpliwości do jedynie słusznej drogi wybranej przez Balcerowicza, przecież myśmy - mówię o ówczesnej tak zwanej "prawicy" - zgłaszali najbardziej socjalne rozwiązania.

Ale czy ja dziś jestem zombie? Czy robię wrażenie przepełnionego resentymentem Człowieka Spod Podłogi? Otóż nie, mam nadzieję. I Cezary [Michalski - red.] tak samo, chociaż z niego robiono już absolutnego oszołoma, traktowano jak Leszka Bubla. Oboje wykonaliśmy gigantyczną pracę, żeby nie popaść w resentyment, co byłoby najprostszym rozwiązaniem. To nasze heglowskie poczucie odpowiedzialności.

Heglowskie?

Chodzi mi o to, że można rozumieć rację drugiej strony, ale jednocześnie nie przystępować do tej racji, bo uznaje się ją za chorobliwą, wyrosłą z patologicznej motywacji. Więc ja rozumiem, dlaczego prawica w Polsce chce się mścić, rozumiem, za co, ale nigdy nie będę tej emocji podzielać, bo jest to emocja niszcząca i jałowa. Cezary i ja, mimo naszej przeszłości, nie wspieramy opcji pisowskiej, bo staramy się być ludźmi wolnymi od resentymentu. Koncentrowaliśmy się oboje na tym, żeby resentyment się w nas nie rozwinął, bo to jakby odpowiednik potępienia we współczesnym ateistycznym świecie, rodzaj piekła. W tym sensie rozumiem, skąd się wziął PiS, rozumiem szaleństwo pisowców, a nawet im współczuję, ale właśnie dlatego nie byłam w stanie do nich przystać.

Czyli ten PiS to w pewnym sensie jest wariant twojego życiorysu?

Tak. Trochę jak w "Przypadku" Kieślowskiego, chociaż nie, jednak nie, bo w tym filmie Linda po prostu spóźnił się na pociąg, a u nas to nie był przypadek, myśmy jednak ciężko pracowali, żeby nie wejść w model inercji, w emocjonalne lenistwo. Raz zasiane ziarno resentymentu łatwo rozwija się, kiełkuje, kwitnie i potem wydaje owoce. I później już nic w twojej psychice nie może stawić temu oporu, nic.

Jak czytam liberalną publicystykę - a ty jesteś jednym z jej najciekawszych elementów, chociaż twoje teksty czasem mnie strasznie irytują - to czuję się, jakbym był malutki, głupiutki i nic nie rozumiał. Skąd pomysł, że wszyscy mają podzielać waszą antypisowską panikę i stać z PO pod jednym sztandarem, a jak ktoś nie chce, to idiota lub wróg?

Z tą publicystyką to wzajemnie. Mnie z kolei nic tak nie irytuje jak symetryzm. Ale właśnie chyba ci wyjaśniłam, że mnie nie chodzi o łatwe epitety – "idiota", "wróg" – ale o to, by bez paniki i histerii jednak pokazać, że PiS to gigantyczne niebezpieczeństwo, obóz ludzi resentymentu. Cała rzecz w tym, że to, co nazywasz anty-PiSowską paniką, nie jest bezprzedmiotowe. Ten lęk ma uzasadnienie. Postrzegam PiS jako gigantyczne zło, które zaraża gangreną liberalną demokrację w Polsce.

Która polegała na tym, że nie dopuszczała do głosu Bielik-Robson i Michalskiego, albo robiła z nich wariatów.

No ok, nic nie jest doskonałe, a już na pewno nie tutaj. Gdybym zechciała się zemścić na demokracji liberalnej za to, że mnie upupiała – no, to właśnie byłby ten resentyment, o którym mówię. A ja tymczasem w liberalną demokrację głęboko wierzę.

W Polsce nigdy nie było mocnej tradycji liberalnej, więc po 1989 roku zaczęto od przełamywania jednego totalitaryzmu innym rodzajem dyktatu. Inteligenckiego dyktatu. Grzegorz Schetyna jest ode mnie tylko trzy lata starszy i też zaznał goryczy resentymentu, bo przecież "Salon" też nie był słodki wobec liberałów z KLD, więc on świetnie rozumie, skąd PiS się wziął i co Kaczyńskiego napędza. Kiedy Schetyna mówi, że toczy się teraz wojna na śmierć i życie, to on naprawdę tak uważa, zresztą przeczytaj sobie, co opowiada w rozmowie z Cezarym w "Historii pokolenia".

Ty możesz sądzić, że bredzimy albo coś nam się wydaje, albo jesteśmy skrzywieni przez nasze biografie, a ja ci mówię, że mamy pewną wiedzę wewnętrzną. I tyle.

Ok. Rozumiem, co do mnie mówisz. I mogę nawet założyć na chwilę, że tak rzeczywiście jest. Ale chodzi też o skuteczność, o pewną taktykę. Czy nie widzisz, że wasze moralne oburzenie, wasze okrzyki paniki, tylko służą PiS-owi? Tak jest na całym świecie. Gdy tylko liberałowie czy centryści - a ty napisałaś w "Wyborczej" bardzo ciekawy manifest centrystki - zaczynają reagować na populistów okrzykami moralnej paniki, to tylko napędzają im wyborców. Nie widzisz tego?

Nie. I uważam, że sposób, w jaki liberałowie z PO zwalczają PiS wcale nie jest wzmożony czy irytujący. Czy Schetyna akcentuje swoją moralną wyższość? On tylko podkreśla, że chce rządzić w ramach prawa. Mówi: "My bronimy Konstytucji, a tamci ją łamią". Przecież to jest prawda.

Ja też nie jestem wzmożona i zaślepiona. W żadnym moim felietonie nie znajdziesz pogardy dla "ciemnogrodu", w żadnym nie znajdziesz krytyki odbiorców 500 plus.

Tak? No to cytacik: "Pisowski pakiet światopoglądowy - jak każdy program faszystowski - jest prosty i godnościowy, a to naszemu suwerenowi wydaje się teraz najważniejsze". Po co tak?

No ale o co ci chodzi?

Suweren zidiociał, bo chce programu faszystowskiego. Nie wykręcaj się.

A jednak się wykręcę. Po pierwsze, nie użyłam słowa "ciemnogród". Po drugie, odwołałam się do pragnienia godnościowego ludu, które jest ogromne i wiecznie niezaspokojone, a zwłaszcza w Polsce po transformacji. Populiści oczywiście na tym żerują. Ten fragment to nie jest oskarżenie pod adresem ludu, tylko tej alternatywnej pisowskiej elity, która ludźmi manipuluje.

Chodzi mi też o to, że to jest tekst na wysokim C, w którym pada słowo faszyzm.

I co z tego? Faszyzm to jest zwykłe słowo opisowe, techniczne. Dobrze definiuje strategię obecnej władzy: pakiet socjalny plus antyelitarna nagonka.

Nie żartuj. Wiadomo, jak rosną emocje, jak się pisze faszyzm!

No to jaki język jest twoim zdaniem skuteczniejszy?

Może Zandberga? Emerytury, mieszkania, podatki… PiS-owcy nie mają pojęcia, jak na to odpowiedzieć.

To tylko twojej bańce tak się wydaje. TVP info już sobie z zarzutami Zandberga świetnie poradziło. I w ogóle Zandberg nas nie zbawi. Aby zwalczyć PiS, trzeba rozumieć kontekst, wiedzieć, skąd się to wzięło. Zresztą jakoś nikt nie zauważył, że Schetyna też wypunktował Morawieckiego za wszystkie niespełnione obietnice.

Czy ty się zgodzisz, że liberalna demokracja - system polityczny, do którego jesteś bardzo przywiązana - okazała się dramatycznie niewydolna w wielu sprawach? Nie radzi sobie z globalizacją kapitału, okiełznaniem współczesnego kapitalizmu…

Zgodzę się.

Pisałaś o tym, mówiłaś o tym.

Tak. Globalny kapitalizm jest koszmarem.

I co wy, centryści, którzy chcecie zwalczyć populistów i wrócić do uprawiania ogródka, co wy właściwie proponujecie? Poza opowieściami, że radykalizm po lewej i po prawej to jedno zło. Czy macie jakąś własną radykalną odpowiedź na te kłopoty? Jakie radykalne reformy proponujesz?

Zawsze mówiłam, że jestem za federacją państw Unii, za powstaniem ponadnarodowego rządu, który byłby w stanie poradzić sobie z Google i Amazonem, z globalnym kapitałem. Bo to państwa narodowe - a nie liberalna demokracja - okazały się dramatycznie nieskuteczne w starciu z korporacjami. A PiS ma idee powrotu do suwerenności narodowej, która de facto oznacza utratę suwerenności i skazywanie się na bycie liściem na wietrze kapitału. Co zresztą świetnie widać w ich relacjach z amerykańskimi korporacjami, wystarczy odręczna notatka do premiera pani ambasador Mosbacher i podatek cyfrowy znika z rządowych planów. Więc moją odpowiedzią jest federalizacja państw Unii Europejskiej. Mam zaufanie do Unii jako struktury, w którą silnie jest wpisana tradycja socjaldemokratyczna. Unia zmierza ku temu, żeby skutecznie przeciwdziałać najgorszym zjawiskom globalnego kapitalizmu, tylko trzeba tę strukturę wzmocnić.

A nie masz wrażenia, że to za mało? Że aby uratować liberalną demokrację, trzeba szarpnąć cuglami, mieć pomysł na radykalne reformy? A wy potraficie tylko bronić status quo.

Bo ono jest lepsze.

Tak. Ale się nie utrzyma bez radykalnych zmian.

Bronię status quo w Polsce, bo ono jest lepsze niż pisowska władza. A jeśli chodzi o Zachód, to broniłabym status quo z pewnymi zastrzeżeniami.

Właśnie: z zastrzeżeniami. Czyli zastanawiacie się, czy obrazek nie powinien wisieć na innej ścianie, a tymczasem w domu szaleje pożar.

Ale co właściwie miałyby oznaczać te radykalne zmiany? Rewolucję antykapitalistyczną? Na to nie ma zgody, nigdy.

Ale tak, jesteśmy jako liberałowie trochę defensywni, tyle że wydaje mi się to bardziej szczere, niż te lewe i prawe radykalizmy. My przynajmniej wiemy, że – jak Sokrates – nic nie wiemy. Mamy tylko tego ducha w sobie, który mówi nie: nie komunizmowi i nie faszyzmowi. Tymczasem, jak się okazuje, każda epoka ma swój faszyzm – i każda ma swój komunizm.

Duże zmiany. Trzy, dwie, albo chociaż jedna…

Ok. Tradycyjnie rzecz biorąc kapitalizm sprzyjał liberalnej demokracji. To się zmieniło w latach 80., kiedy Thatcher otworzyła wrota ponadnarodowym korporacjom i ruszył dziwny proces, który doprowadził do tego, że kapitalizm może sobie radzić bez liberalnej demokracji, a nawet więcej - ona mu zaczęła przeszkadzać. Filozof Peter Sloterdijk już dawno ostrzegał, że azjatycki model kapitalizmu zacznie wpływać na model polityczny Zachodu. I że Zachód - powoli i pewnie z oporami - ale w końcu ten niedemokratyczny model przyjmie. A korpy będą szczęśliwe, bo one są w stanie świetnie funkcjonować w totalitaryzmie, autorytaryzmie, kolektywizmie, dowolnie. Ten, jak to nazywał Marks, "azjatycki model produkcji" mnie przeraża. I na razie jedyną instytucją, która się temu wprost przeciwstawia, jest Unia Europejska.

Czy liberał nie powinien walnąć pięścią w stół i powiedzieć: schrzaniliśmy, trzeba sporo spraw ułożyć inaczej, żeby świat naprawić?

Powinien. Ale bez robienia rewolucji, która najpierw zatapia zastany porządek.

No to trzy ważne zmiany. Jakie?

Kapitalizm powinien zostać ponownie integralnie spleciony z demokracją liberalną. Nie twierdzę, że kapitalizm dobrze działa. Urwał się ze smyczy i stał się przeciwnikiem liberalnej demokracji. Z drugiej strony kompletnie zrezygnować z kapitalizmu nie możemy, bo to rodzaj reaktora, który dostarcza nam energii, produkuje dobra, które dopiero potem można sprawiedliwiej dzielić, wyrównywać ludziom szanse. Nadal wierzę w socjaldemokrację pomimo jej światowego kryzysu, i mam dziwne wrażenie, że dziś więcej ma ona zwolenników wśród liberałów niż u rasowej lewicy.

Niestety, nie jestem w stanie wytłumaczyć tego moim studentom-milenialsom, którzy mają jakąś niezrozumiałą miłość do kolektywizmu i socjalizmu. Młoda lewica jest bardzo antykapitalistyczna i nie możesz się dziwić, że w ludziach takich jak ja pojawia się nieufność do ich radykalnych rewolucyjnych pomysłów. "Chcemy demokratycznego socjalizmu" - słyszę od nich. Ale co to właściwie jest? Tego terminu używały przecież demoludy. Dlatego też nie ufam Zandbergowi i jego młodej lewicy. Uważam to za gigantyczne oszustwo wyborcze, że oni się sprzedali jako fajna miła zachodnia socjaldemokracja, w którą, moim zdaniem, oni sami już nie wierzą. O tym świadczy choćby fakt, że ich głównym wrogiem są liberałowie, a nie PiS.

Z kolei waszym głównym wrogiem jest lewica. I czasem symetryści.

Bo to jest taka niby-opozycja,w istocie nie bardzo przekonana, że ładu demokratycznego warto bronić.

Może tak naprawdę główny spór ideowy nie przebiega między PiS-em a resztą świata, tylko miedzy nami?

Bardzo możliwe. Tyle że wtedy wy, symetryści, stalibyście wśród antykapitalistycznych radykałów także z prawej strony populizmu - więc już nie bylibyście symetrystami.

Zapytaj kiedyś Zandberga wprost, jaki jest jego stosunek do kapitalizmu.

Zapytam.

I on ci się zacznie wykręcać. Ani nie odpowie, że jest komunistą, ale też nigdy ci nie powie, że kapitalizm jakkolwiek ceni. Skąd się bierze inwestycja lewicy w spory kulturowe i tożsamościowe, w te ich wszystkie dogmatyzmy i pewności? Właśnie stąd, że oni nie są w stanie ustalić jednoznacznie swojej pozycji w kwestii ekonomicznej, nie potrafią powiedzieć jasno i zero-jedynkowo, że chcą obalenia ustroju kapitalistycznego. Więc inwestują w wojny obyczajowe, w których lewica może być zero-jedynkowa, stanowcza i pryncypialna na maksa i do woli. Im mniej realnych pomysłów na naprawę systemu, tym większa pryncypialność w sferze wojen kulturowych, bardzo zresztą niepokojąca przez swoje nieustanne wzmożenie i "moralną czujność". Polska publiczność jeszcze niewiele o tym wie. Z rozbawieniem czytałam komentarze pod tekstem w "Wyborczej" o tym, jak grupa studentów z łódzkiej filmówki oprotestowała spotkanie z Romanem Polańskim jako przedstawicielem "kultury gwałtu". Wszyscy komentujący byli przekonani, że to jakieś prawicowe oszołomy spod znaku katolickiego purytanizmu zorganizowały ten protest. A tu proszę, młoda lewica!

I nie mów, proszę, że to ja jestem teraz wzmożona. Ja mam w naturze niewzmożenie. Tak naprawdę to marzę o tym, żeby zająć się uprawą ogródka i teologią.

No to może…

Żebym się zajęła?

Nie obraź się, ale tak. Może wy z tą waszą słoniową pamięcią lat 90. powinniście dać sobie spokój z pisaniem manifestów antypisowskich. I na lepsze by to wyszło.

Nie obrażam się, bo jestem osobą pragmatyczną i też dochodzę do tego wniosku. Jak widzę, w niczym cię nie przekonałam. Używasz tych samych frazesów – panika, manifesty – co na początku naszej rozmowy.

Postanowiłam się wycofać z opisywania polityki, komentowania, i zająć wreszcie moją żydowską teologią.

Żartujesz?

Nie, serio.

I jak to się ma do tezy, że najważniejsze to walić w PiS?

Nadal uważam, że moim obowiązkiem obywatelskim było wystąpić - na gruncie tego, co wiem - przeciwko tym rządom, które uważam za najgorsze w historii III RP. Ale poziom niezrozumienia moich tekstów – czy też w ogóle jakichkolwiek tekstów, które nie byłyby tylko krzykiem - w polskiej sferze publicznej każe mi przemyśleć całą tę sprawę. Nic nowego do nikogo nie trafia, a po co przekonywać już przekonanych? Próbowałam tylko powiedzieć: ludzie, naprawdę ujawniło się zło czystego resentymentu, uważajcie! A efekt jest taki, że odebrano mnie jako osobę elitarną, dystynktywną, wywyższającą się nad ciemnogrodem, który pobiera 500 plus. Znowu jestem tylko "prawicową megierą". Ręce opadają. Ten wywiad to mój ostatni tekst publicystyczny.

Zobaczymy.

Polityczny testament. Naprawdę.

***

Agata Bielik-Robson (1966) jest filozofką i publicystką. Profesorka katedry Studiów Żydowskich na Uniwersytecie w Nottingham, pracuje też w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN oraz w Collegium Civitas. Autorka wielu książek, m.in. "Na drugim brzegu nihilizmu: filozofia współczesna w poszukiwaniu podmiotu", "Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości", "Żyj i pozwól żyć".

Więcej o: