Liberalni Demokraci, którzy są wielkimi orędownikami pozostania Wielkiej Brytanii w UE, zdobyli w czwartkowych wyborach 11 mandatów. To wynik znacznie gorszy od oczekiwań. Ba, jest nawet gorszy od tego osiągniętego w 2017, gdy ugrupowanie to zapewniło sobie 12 mandatów.
Co gorsza, liderka Liberalnych Demokratów, Jo Swinson, sama nie zasiądzie nawet w Izbie Gmin. Przegrała bowiem w swoim okręgu Dunbartonshire East z kandydatą Szkockiej Partii Narodowej Swinson nazwała ten wynik "dużym rozczarowaniem". Stwierdziła jednak, że jest dumna z faktu, że w tych wyborach jej partia stanęła po stronie otwartości, hojności oraz nadziei.
Dla milionów obywateli w naszym kraju te wyniki przyniosą strach i przerażenie, podczas gdy ludzie szukają nadziei. Nadal uważam, ze jako kraj możemy być ciepli, hojni i otwarci na innych, a dzięki współpracy z naszymi najbliższymi sąsiadami możemy osiągnąć znacznie więcej
- podkresliła Jo Swinson, która ogłosiła już rezygnację z kierownictwa partią.
Jeszcze miesiąc temu przedwyborcze sondaże dawały Liberalnym Demokratom wynik wyborczy na poziomie 20 proc., co mogłoby się przełożyć na 80 miejsc w Izbie Gmin. Sytuacja zmieniła się diametralnie pod koniec kampanii, gdy Jo Swindon złożyła wyborcom zaskakująca obietnicę.
Zapowiedziała, że w przypadku zwycięstwa pierwszą decyzją jej partii będzie wycofanie wniosku o brexit. Co istotne, Jo Swindon nie zamierzała nawet uzależniać tej decyzji od ewentualnych wyników ponownego referendum brexitowego. Jej decyzja miała być bezwarunkowa.
Tak jednoznaczne postawienie sprawy nie mogło się spodobać wyborcom. Im bliżej wyborów, tym poparcie dla Liberalnych Demokratów topniało. Ostatecznie skończyło się na 11 mandatach. To jeden z najgorszych wyników w historii. Gorzej było tylko w 2015, gdy LD zdobyli 8 mandatów.