W rachunkach za prąd płacimy zarówno za dystrybucję energii, jak i za jej sprzedaż. We wtorek na konferencji prasowej Urząd Regulacji Energetyki, poinformował, że zatwierdził taryfy spółek energetycznych na 2020 r., jeśli chodzi o dystrybucję. Według wyliczeń prezesa URE Rafała Gawina, sprawi to, że przeciętny rachunek dla gospodarstw domowych z taryfami G11 (czyli jednoskładnikowymi, tj. z taką samą ceną niezależnie od pory dnia) wzrośnie o 0,6-1,8 zł miesięcznie.
Jeśli jednak chodzi o składnik rachunków za prąd dotyczący sprzedaży energii, to URE zaakceptował wyłącznie wniosek Tauronu. W tym przypadku - według szacunków prezesa URE - przeciętny wzrost dla odbiorców indywidualnych wzrośnie o ok. 7 zł miesięcznie. Łącznie więc klienci Tauronu zapłacą za prąd średnio o ok. 7,6-8,8 zł miesięcznie więcej niż obecnie.
W przypadku trzech pozostałych graczy na rynku, tj. PGE, Enei i Energi, URE nie zatwierdził ich taryf na 2020 r. dochodząc do wniosku, że zaproponowane podwyżki nie oddają uzasadnionych kosztów tych spółek. Co to oznacza?
Te spółki mogą jeszcze przejrzeć swoje wnioski i je zmodyfikować. Dopóki jednak tego nie zrobią i nie zyskają aprobaty URE, nie mogą podnieść cen za sprzedaż energii. Ich klienci zatem w 2020 r. na rachunkach za prąd zobaczą wyłącznie wzrosty wynikające z wyższych kosztów dystrybucji, czyli wskazane wcześniej średnio 0,6-1,8 zł na miesiąc.
Wzrost stawek dystrybucji dla odbiorców indywidualnych wyniesie średnio 3,1 proc.. W przypadku klientów Taurona wzrost całego rachunku wyniesie ok. 12 proc., a wzrost samej ceny energii to ok. 20 proc.
Prezes URE nie zdradził, jakiego rzędu podwyżki za sprzedaż energii proponowały PGE, Enea i Energa.
We wtorek premier Mateusz Morawiecki zapowiadał, że rząd może przemyśleć ponowne administracyjne zamrożenie cen energii dla gospodarstw domowych, gdyby podwyżki miały być wysokie.
Jeżeli w ogóle prezes URE się zdecyduje na podwyżki, to rozważamy dla gospodarstw domowych mechanizm kompensacyjny, tak żeby gospodarstwa domowe nie miały z tym żadnych problemów
- mówił Morawiecki.
Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz dodawała, że nie spodziewa się, że wzrost cen energii będzie wyższy niż 10 proc., więc na rachunku - nie więcej niż 9 zł. Z kolei wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin mówił w poniedziałek w RMF FM, że gospodarstwa domowe nie zapłacą więcej. - Tak mówiłem i to podtrzymuję - mówił Sasin.