Pieniędzmi można w zasadzie palić w piecu. Jak Wenezuela z naftowego gracza stała się wielkim przegranym

Maria Mazurek
Wenezuela teoretycznie mogłaby być natfową potęgą. Rezerwy ropy ma największe na świecie - większe niż Arabia Saudyjska, kilka razy większe niż Stany Zjednoczone. Był czas, kiedy dobrze na tym zarabiała, ale teraz gospodarka kraju stacza się w przepaść.

Program "Oko na świat" w co drugi czwartek na Gazeta.pl o 10:00. Pokazujemy w nim ciekawe i ważne tematy ze świata, geopolityczne rozgrywki w cieniu gospodarki i zmian klimatu.

PKB Wenezueli spadło w ostatnich kilku latach o połowę, w tym roku ma skurczyć się jeszcze o jedną trzecią. Domowe budżety, i tak skromne, dusi hiperinflacja. Pensja minimalna wystarcza na 30 jajek albo butelkę szamponu do włosów, na leki niemal nikogo nie stać.

Wenezuela się stacza. Ropa naftowa topi kraj

Lokalna waluta - boliwar - jest niemal bezwartościowy. Mieszkańcy kraju korzystają więc - a władza przymyka oko - z dolarów amerykańskich. W gospodarce w obiegu jest teraz fizycznie trzy razy więcej dolarów niż boliwarów. Ropa naftowa, w której Wenezuela niemal pływa, paradoksalnie topi gospodarkę kraju, uzależnionego od jednego źródła dochodów.

Do tego dochodzi zamieszanie polityczne, które dzieli świat na dwie części. Prezydenta Nicolasa Maduro popiera m.in. Rosja, lidera opozycji, Juana Guaido, Stany Zjednoczone, a tak naprawdę w Wenezueli wszystko zależy od tego, kogo popiera wojsko.

Jak to się stało, że Wenezuela jest na dnie?

Więcej o: