Na bazy USA w Al Asad i w Irbilu w Iraku spadło - według różnych doniesień - od kilku do kilkunastu pocisków. Za atak odpowiedzialny jest Iran, przyznała się do niego irańska Gwardia Rewolucyjna.
Według wstępnych informacji, zginąć miało dwóch Irakijczyków, potem Teheran temu zaprzeczył. W Al-Asad stacjonują też polscy żołnierze, MON podaje, że nic im się nie stało. Trwa szacowanie strat w infrasktrukturze. Pierwsza reakcja ze strony USA jest bardzo powściągliwa, prezydent Donald Trump zapowiedział, że wygłosi oświadczenie rano czasu waszyngtońskiego, czyli wczesnym popołudniem czasu polskiego.
>>>Na stronie Gazeta.pl na żywo relacjonujemy informacje dotyczące tego ataku - czytaj tutaj.
Inwestorzy na rynkach finansowych od kilku dni pilnie obserwują to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Każdy wyraźny wzrost napięcia powoduje natychmiastową reakcję. Tak było i w środę w nocy. Ropa naftowa tuż po irańskim ataku drożała o 4 proc.
Notowania amerykańskiej ropy typu WTI poszły w górę do poziomu 65,6 dolarów za baryłkę - najwyższego od kwietnia ubiegłego roku.
Ropa naftowa typu WTI zdrożała po tym, jak Iran zaatakował bazy USA w Iraku. Źródło: investing.com
Europejska ropa typu Brent, która jest międzynarodowym punktem odniesienia na tym rynku, zdrożała do 71,75 dolarów i był to najwyższy poziom od września 2019.
Ropa naftowa typu Brent zdrożała po tym, jak Iran zaatakował bazy USA w Iraku. Źródło: investing.com
Notowania złota szły w górę o ponad 2 proc. i przebiły 1600 dolarów za uncję - po raz pierwszy od ponad sześciu lat.
Złoto zdrożało po tym, jak Iran zaatakował bazy USA w Iraku. Źródło: Investing.com
Złoto postrzegane jest jako jedna z tak zwanych bezpiecznych przystani. To aktywa, do których inwestorzy przenoszą swoje pieniądze w czasach niepewności. Złoto drożeje już od miesięcy, w części z powodu obaw o światowy wzrost gospodarczy (momentami dokładał się do tego spór handlowy na linii USA - Chiny), do tego dochodzi wzrost napięcia na Bliskim Wschodzie, który przekłada się na wzrost notowań w ostatnich dniach.
Po pierwszej gwałtownej reakcji, wczesnym rankiem polskiego czasu na rynkach nastroje się uspokoiły, co zresztą widać na powyższych wykresach. Giełdy w Europie rozpoczęły dzień od spadków, ale nie była to głęboka przecena - niemiecki DAX około 9:30 spadał o 0,7 proc., a WIG20 w Warszawie tracił 0,8 proc., choć na giełdy w Europie, szczególnie tę we Frankfurcie, oddziaływały też rozczarowujące dane z niemieckiej gospodarki o spadku zamówień w przemyśle.
Kiedy rosną notowania tak zwanych bezpiecznych przystani, zwykle mamy spadki na rynkach akcji. Giełdy w Azji traciły wyraźnie w środę, japoński Nikkei przed 7:00 spadał o blisko 1,7 proc. Inne, jak południowokoreański Kospi czy Hang Seng z Hongkongu traciły po ponad 1 proc. Kontrakty terminowe na amerykańskie indeksy także spadały (do ataku doszło po północy polskiego czasu, czyli po zamknięciu wtorkowej sesji na Wall Street), sugerując, że środowe notowania mogą zacząć się na minusach, choć do początku sesji za oceanem jeszcze dużo czasu i wiele może się wydarzyć.
"Myślę, że traderzy w pełni oczekiwali odwetu, ale nie na wojska amerykańskie, co powoduje, że obawiają się, że następnym ruchem USA może być atak w Iranie, który może otworzyć całą puszkę Pandory" - powiedział CNBC Michael Bradley, dyrektor zarządzający firmy doradczej Tudor, Pickering, Holt & Co.
Reakcja mimo wszystko wydaje się być dość umiarkowana. Być może inwestorzy nie do końca wierzą w to, że dojdzie do pełnego konfliktu. Napięcie dawkowane jest zresztą od dłuższego czasu, do tego z obu stron płyną słowa o braku chęci eskalacji. W uspokajającym jak na razie tonie wypowiedział się na Twitterze Donald Trump, pisząc, że "wszystko jest w porządku" i nie dodając nic na temat odwetu.
Także Iran poprzez szefa dyplomacji zapewnił, że Teheran nie dąży do eskalacji czy wojny.
Kluczowa może okazać się kolejna wypowiedź Donalda Trumpa, oświadczenie amerykańskiego prezydenta ma mieć miejsce rano czasu USA, czyli wczesnym popołudniem czasu polskiego.