Od giełdowego debiutu Dino Polska miną niebawem trzy lata. Choć było to wówczas największe - warte 1,6 mld złotych - IPO (pierwotna oferta publiczna) na warszawskim parkiecie od czterech lat, z perspektywy 33 miesięcy ówczesna cena akcji wydawać się może śmiesznie niska.
Akcjonariusze indywidualni zapisywali się na akcje po 33,50 zł; już na otwarciu kosztowały one o niemal 8 proc. więcej, by we wrześniu 2019 roku przekroczyć 160 zł. I choć potem przyszedł niewielki spadek kursu, analitycy rynku detalicznego są zgodni: należący do Tomasza Biernackiego biznes ma zdrowe podstawy, a różnice w wycenach to tylko kwestie przyjętych założeń.
Najnowsza rekomendacja, autorstwa Konrada Grygo z Erste Group Polska, wydana tuż przed świętami Bożego Narodzenia zakłada, że pod koniec 2020 roku akcje Dino będą kosztowały już 171,60 zł. Inaczej ocenia sytuację Dariusz Dadej z Noble Securities, który pod koniec listopada przewidywał, że w perspektywie dziewięciu miesięcy cena spadnie do 129 zł i wycenę tę podtrzymuje. W tym samym czasie Piotr Bogusz z Domu Maklerskiego mBanku typował 148,60 zł.
Choć 2019 rok Dino zamknęło liczbą 1218 sklepów (dla porównania sieć Biedronka ma ich prawie 3 tysiące), nie wszyscy mieli okazję robić w nich zakupy. Sieć jest niemal nieobecna w północno-wschodniej części kraju, choć również tam poszukuje gruntów, wybiera też lokalizacje w mniejszych miejscowościach, próżno więc czerwono-zielonego szyldu szukać w wielkich aglomeracjach. Sieć zalicza się do segmentu "proximity", czyli średniej wielkości marketów położonych blisko miejsc zamieszkania. Inaczej niż Biedronka ma ujednolicony model sklepów; liczą one po około 400 mkw. i oferują po ok. 5 tys. pozycji asortymentowych. Placówki powstają na gruntach własnych, co częściowo wiąże się z mniejszą dostępnością lokali pod wynajem w mniejszych miejscowościach.
"Historia Grupy Dino sięga 1999 roku, kiedy Tomasz Biernacki, w ramach prowadzonej działalności gospodarczej, otworzył pierwszy sklep pod marką Supermarket Dino. Po wypróbowaniu różnych formatów sklepu Tomasz Biernacki dostrzegł możliwość ekspansji supermarketów w segmencie proximity w małych i średnich miejscowościach oraz na peryferiach dużych miast w Polsce, dlatego też zaczął realizować strategię stopniowego otwierania nowych sklepów prowadzącą do udanego i zyskownego rozwoju sieci" - czytamy w prospekcie emisyjnym spółki.
W 2002 roku Dino uruchomiło swoje pierwsze - także własne - centrum dystrybucyjne w Krotoszynie, które w następnych latach było sukcesywnie rozbudowywane do obecnej wielkości 44,5 tys. mkw. Rok później założyciel sieci kupił większościowy udział w spółce Agro-Rydzyna i zwiększał swój stan posiadania aż do całkowitego jej przejęcia w 2010 roku. W ten sposób zapewnił sieci zaopatrzenie w świeże mięso i wędliny. Wraz z postępującą ekspansją pod względem liczby sklepów i geograficznego zasięgu powstawały kolejne centra dystrybucji: wynajęte w Piotrkowie Trybunalskim do obsługi Polski Centralnej oraz w Jastrowiu w północnej Wielkopolsce.
W 2010 roku Biernacki sprzedał 49 proc. udziałów funduszowi zarządzanemu przez Enterprise Investors, który zainwestował weń 200 mln zł. Po siedmiu latach, gdy sieć rozrosła się z ok. stu do niemal siedmiuset placówek fundusz wyszedł z inwestycji, zgarniając ponad półtora miliarda złotych. 49 proc. akcji trafiło do giełdowych inwestorów. Jednak Tomasz Biernacki pozostaje właścicielem pakietu większościowego, wartego nawet po ostatniej korekcie ponad 7 miliardów zł.
Zainteresowaniu siecią Dino sprzyja nie tylko fakt rynkowego (w znaczeniu zarówno realnym, jak i giełdowym) sukcesu, jaki ona odniosła, ale też to, że niewiele wiadomo o jej założycielu. W sieci próżno by szukać podobizny Tomasza Biernackiego. Wiadomo, że pod koniec ubiegłego roku skończył 46 lat i mieszka w Krotoszynie. Dziennikarze, którzy próbowali o niego rozpytywać w tym wielkopolskim mieście, nie dowiedzieli się niczego, w każdym razie niczego pewnego.
Biernacki trzyma się w cieniu, nie było go na giełdowym debiucie, nie bierze udziału w konferencjach wynikowych - reprezentowaniem firmy zajmuje się zarząd i jego prezes Szymon Piduch. Jako przewodniczący rady nadzorczej Tomasz Biernacki nie musi się nawet pojawiać na walnych zgromadzeniach, bo w statucie firmy znajduje się zapis przyznający mu prawo do wyboru jednego członka rady nadzorczej i powierzenia mu stanowiska przewodniczącego na piśmie.
Nie oznacza to jednak, że nie czuwa nad biznesem operacyjnym. Według dostawców wciąż jest bardzo zaangażowany w sprawy spółki i grupy.
- Mówimy o regularnym bywaniu w firmie, pełnym orientowaniu się w jej codziennym działaniu i wiedzy o różnych bieżących szczegółach - mówi jeden z większych producentów towarów sprzedawanych m.in. w sklepach Dino. - Jest to człowiek, który np. zna asortyment swoich sklepów, bierze udział w jego doborze i doskonale orientuje się w tym, co się dzieje na rynku. Publicznie się nie pokazuje, to fakt, ale to nie znaczy, że się nie spotyka w sprawach biznesowych - dodaje.
Kolejny z dostawców przyznaje, że choć bywał na spotkaniach w Dino, to też nigdy z jego twórcą nie miał okazji rozmawiać.
- Inna sprawa, że o to nie zabiegałem. To świetnie zarządzana firma, widać, że jej twórca ma wizję, którą realizuje. Więc czy jest potrzeba osobistego kontaktu i poznania go twarzą w twarz? Chyba nie - zaznacza.
>>>Zobacz też: Inflacja najwyższa od 8 lat. Ceny w grudniu wystrzeliły. Kredytobiorcy w pułapce?
Po trzech kwartałach 2019 roku przychody grupy Dino przekroczyły 5,5 mld zł i były o 30,7 proc. wyższe niż rok wcześniej i niewiele niższe niż w całym 2018 roku. Na takiej samej powierzchni dynamika sprzedaży sięgnęła 11,4 proc. Mimo wzrostu kosztów zysk operacyjny po doliczeniu amortyzacji zwiększył się o 36,5 proc. rok do roku, a na czysto grupa Dino zarobiła prawie 282 mln zł, czyli o ponad 35 proc. więcej niż w ciągu dziewięciu miesięcy 2018 roku.
Najważniejszym wskaźnikiem, którego poprawienie ma na celu zarząd i właściciel jest jednak marża EBITDA. Po trzech kwartałach jej poziom wynosił 9,2 proc. i był wyższy od tego sprzed roku o 0,4 pkt proc.
- Marża EBITDA w przypadku Dino jest rekordowa na tle całej branży, a spółka chce ją zwiększać o 0,1-0,2 pkt proc. rocznie - mówi Piotr Bogusz, analityk DM mBanku. - Jest to możliwe dzięki przemyślanemu i konsekwentnie realizowanemu modelowi biznesowemu, który wciąż się sprawdza. Tylko w czwartym kwartale sieć otworzyła ponad sto sklepów pomimo trudnego otoczenia na rynku pracy. Sieć dzięki temu, że nie ma kosztów wynajmu, ponosi ograniczone nakłady na marketing oraz integruje pionowo zakłady mięsne Agro-Rydzyna, wyprzedza konkurentów pod względem rentowności EBITDA. Zakładam, że w 2020 roku sieć powinna otworzyć około o 20 proc. więcej sklepów niż w 2019 roku, co pozwoli utrzymać wysoką dynamikę ekspansji. Po 2019 roku spółka zrealizowała cel strategiczny zakładający powiększenie sieci do 1200 sklepów do 2020 roku, który został wyznaczony podczas IPO. W 2020 roku można oczekiwać aktualizacji celu ekspansji sieci na kolejne lata - dodaje.
Choć płaca minimalna wzrosła od stycznia o 15,5 proc. do 2,6 tys. zł brutto, co musi przełożyć się na koszty, Piotr Bogusz zwraca uwagę, że wzrósł i wzrośnie również dochód rozporządzalny konsumentów, a najmocniej odczuli to właśnie mieszkańcy mniejszych miejscowości. Ponadto fakt, że sklepy są identyczne ułatwia zarządzanie zamówieniami, organizację promocji czy szkoleń. W mniejszych miejscowościach łatwiej również o personel, którego niedobór odczuwa branża.
- Dino oferuje pracownikom atrakcyjne stanowiska, a klientów przyzwyczaiło do siebie, unaoczniając, jak może wyglądać nowoczesny handel, zanim międzynarodowe sieci dotarły poza wielkie miasta - wyjaśnia fenomen sieci analityk DM mBanku.
Nie wszyscy są jednak aż takimi optymistami. Dlaczego? O tym czytaj dalej TUTAJ.
Artykuł został przygotowany przez redakcję miesięcznika Handel i portalu Handel Extra. Więcej informacji o handlu i branży FMCG na https://handelextra.pl/.