Jack Welch wzbudzał skrajne emocje. Z jednej strony, był nazywany "najsłynniejszym menedżerem świata", a w 1999 r. magazyn Fortune ogłosił go "menedżerem stulecia".
W ciągu 20 lat kierowania koncernem General Electric przez Welcha - od 1981 do 2001 r. - przychody spółki wzrosły pięciokrotnie, a jej wartość rynkowa poszła do góry z 12 miliardów dolarów do ok. 410 miliardów. Dziś koncern jest wart ponad cztery razy mniej. Za rządów Welcha GE stało się drugą najcenniejszą firmą świata, po Microsofcie. Jak wspomina biznesmena "New York Times", przekształcił on producenta m.in. żarówek w potęgę usług przemysłowych i finansowych. Jego rządy charakteryzowały liczne innowacje i walka ze zbiurokratyzowanymi strukturami. Spółka dokonywała wielu przejęć, m.in. nabyła pakiet kontrolny sieci telewizyjnej NBC.
Z drugiej strony Welch zwolnił dziesiątki tysięcy osób. W ciągu pierwszych pięciu lat kierowania General Electric, biznesmen ściął zatrudnienie w koncernie o ponad 100 tys. etatów (z 411 tys. do 299 tys.). Z tego względu przylgnęło do niego przezwisko "neutronowy Jack". Chodzi o nawiązanie do bomby neutronowej, która ma zabić jak najwięcej osób nie niszcząc przy tym miast. Jack Welch nie miał skrupułów dla obniżania kosztów działania firmy - między innymi poprzez zwolnienia. Jest wspominany za do bólu pragmatyczny styl zarządzania oparty wyłącznie na wynikach.
Welch jest uważany za ojca tzw. krzywej witalności. Według tej teorii 20 proc. menedżerów w firmie jest najbardziej produktywnych, najbardziej się poświęca, jest "wypełnionych pasją". Kolejnych 70 proc. menedżerów pracuje solidnie i też jest potrzebnych firmie. Pozostałe 10 proc. menedżerów osiągających najgorsze wyniki należy zwolnić.
Jack Welch został na Twitterze pożegnany przez prezydenta USA Donalda Trumpa. "Nie było drugiego takiego lidera jak "neutronowy Jack". Był moim przyjacielem i wspierał mnie. Zrobiliśmy razem wspaniałe interesy. Nigdy nie zostanie zapomniany" - napisał na Twitterze Donald Trump.